329 kg żywego karpia - tyle ryb może kupić statystyczny Polak za średnią pensję. Taki dobrobyt miałby jednak tylko wtedy, gdyby wykorzystał każdą złotówkę z wypłaty. Tymczasem "część karpia" zabiera NFZ, ZUS i skarbówka. Na rękę zostaje tylko 235 kg. Typowy polityk mógłby na święta zapatrzyć się w ponad 800 kg karpia. Tyle ryby wystarczyłoby dla 1993 osób. Kolejny raz prezentujemy świąteczny "Indeks karpia money.pl", czyli humorystyczne podejście do statystyk.
Jak wynika z danych Towarzystwa Promocji Ryb "Pan Karp", średnia cena karpia w tym roku będzie oscylowała w okolicach aż 14 zł za kilogram.
Oczywiście karpia można kupić taniej. I robi tak połowa Polaków. Ryby kupują w hipermarketach, które przed świętami są w stanie sprzedawać żywe zwierzęta po 10 zł. To niemalże hurtowa cena za kilogram ryby. W większości centrali rybnych i mniejszych sklepach niemożliwa do osiągnięcia. Tutaj karp będzie kosztował nawet 15-17 zł za kilogram.
4,6 tys. zł - tyle według Głównego Urzędu Statystycznego wynosi średnia pensja brutto w Polsce. Dane dotyczą listopada tego roku. Ile ryb może za te pieniądze kupić statystyczny Polak? To równowartość 329 kilogramów karpia.
Do rekordu daleko
Jak wynika ze świątecznego "Indeksu karpia money.pl", w tym roku za średnią pensję brutto kupimy 329 kg karpia. To aż o 29 kg więcej niż rok temu. W zeszłym roku średnia wypłata pozwalała na 300 kg ryby. To spory skok, chociaż wcale nie jest to rekordowy wynik. W 2014 roku średnie wynagrodzenie pozwalało na aż 378 kg ryby. Powód? Niskie ceny.
Trzeba jednak dodać "ale". GUS prezentuje dane dotyczące wypłaty brutto, nie przesądza o formie zatrudnienia. A ta wpływa na poziom wypłaty netto.
Należy zaznaczyć, że powyższa metodologia zakłada, że moglibyśmy na karpia przeznaczyć każdą złotówkę z wypłaty. Czyli jeszcze przed odjęciem od niej składek i podatków. To tylko statystyka, i niestety tylko piękna teoria.
Polak pracujący na umowę o pracę za pensję mógłby kupić 329 kg karpia, ale sporą część odda do ZUS, NFZ i skarbówki. Ile dokładnie?
Na ubezpieczenie emerytalne i rentowe z wypłaty 4,6 tys. zł wędruje 519 zł, czyli aż 37 kilogramów ryby. Z kolei na ubezpieczenie chorobowe i składkę zdrowotną wędruje 470 zł, czyli 33 kilogramy ryby. Podatki to z kolei 341 zł, czyli 24 kilogramy. Na rękę Polak zarabia więc 235 kg karpia netto.
Oczywiście, inaczej prezentują się możliwości zakupowe Polaków, gdy zamiast średniej pensji weźmiemy pod uwagę medianę. To znaczy pensję, która występuje w Polsce najczęściej. A jest to 3,5 tys. zł brutto. Dane te dotyczą 2016 roku, gdyż GUS prezentuje je nadzwyczaj rzadko. Warto również dodać, że odnoszą się do przedsiębiorstw zatrudniających powyżej 9 osób.
W mniejszych firmach pensje są z reguły niestety niższe. To też główny powód, dla którego każda informacja o najnowszych badaniach Głównego Urzędu Statystycznego jest odbierana nadzwyczaj krytycznie.
Wypłata 3,5 tys. zł brutto pozwala na kupienie 250 kg karpia brutto. I znów NFZ, ZUS i skarbówka biorą swoje. Na rękę zostaje 179 kg karpia.
Emeryt i rencista za średnie świadczenie mogą sobie pozwolić na jeszcze mniej ryb. Średnia emerytura 2150 zł brutto to tylko 153 kg karpia. Na rękę zostaje 127 kg. Głównie dlatego, że składki stanowią mniejszy procent.
Świadczenie 500+ w tym roku wystarczy na 35 kg żywej ryby. Z kolei pensja minimalna w wysokości 2 tys. zł brutto to 142 kg wigilijnej potrawy.
Polacy z zazdrością mogą patrzeć na świąteczne możliwości polityków. Prezydent Andrzej Duda ma pensję w wysokości 20 tys. zł brutto. To równowartość 1,4 tys. kilogramów ryby. Nie gorzej wypadają posłowie wszystkich opcji. Z pensją 12 tys. zł brutto mogą sobie pozwolić na 857 kilogramów ryby. Oczywiście brutto. I oni muszą oddać część karpi na rzecz skarbówki, NFZ i ZUS.
To nie był rok karpia
- Karpi w tym roku nie powinno zabraknąć. To dobra informacja dla osób, które są nim zainteresowane. Ale... w tym roku ryby będą o kilka, kilkanaście procent mniejsze - przyznaje w rozmowie z money.pl Zbigniew Szczepański z Towarzystwa Promocji Ryb "Pan Karp".
Jak tłumaczy Szczepański, karp pod względem hodowlanym ma jedną, ale istotną wadę.
- Hodowla bardzo zależy od przyrody. Człowiek tej ryby tylko dogląda, ewentualnie dokarmia, ale karp w głównej mierze musi mieć naturalny pokarm. Gdy wiosna i jesień jest chłodna, to dni optymalnych dla wzrostu jest za mało. I stąd hodowcy mieli mniej dorodnych ryb, dlatego zaproponowali po prostu mniejsze egzemplarze - wyjaśnia.
Dlatego część hodowców będzie sprowadzać ryby z Czech, Węgier. Przyjezdne ryby mogą stanowić nawet 20 proc. sprzedawanych.
- Co piąty karp może mieć inna flagę na grzbiecie. Dla konsumenta nie robi to żadnej różnicy - dodaje.