Przede wszystkim liczba nowych zamówień rośnie w najszybszym tempie od początku 2015 roku. Ekonomiści ostrzegają jednak, że jesteśmy coraz bliżej przegrzania w gospodarce.
Firma Markit, specjalistyczny dostawca badań gospodarczych, co miesiąc przepytuje kadrę kierowniczą ponad 300 polskich firm przemysłowych. Oceniają oni jak zmienia się kondycja w polskim przemyśle i przewidują czy idą dla niego lepsze czy gorsze czasy. Ma to duże znaczenie także dla prognoz wzrostu całej gospodarki, bo przemysł stanowi jej poważny fundament.
Indeks PMI, ogółem określający sytuację w przemyśle, zwiększył swoją wartość we wrześniu z 52,5 do 53,7 pkt. To wynik lepszy od prognoz (53,2 pkt) i tegorocznej średniej (53,4 pkt). Do tego, co najważniejsze, utrzymuje się już trzeci rok z rzędu powyżej neutralnego progu 50 pkt, który oddziela umownie okres dobrej i złej koniunktury.
- Pomimo niewielkiego spowolnienia odnotowanego latem, polski sektor przemysłowy zamknął trzeci kwartał z przytupem - podkreśla Trevor Balchin, ekonomista IHS Markit i autor raportu.
Ekspert zwraca uwagę przede wszystkim na liczbę nowych zamówień w przemyśle, która wzrosła w najszybszym tempie od początku 2015 roku.
Poza tym prognozy IHS Markit przewidują silny wzrost produkcji przemysłowej w tym roku. Na poziomie prawie 5 proc. Oznaczałoby to najszybszą ekspansję od 2011 roku.
Ogólne wyniki są tak dobre, że wśród ekonomistów wzbudzają obawy o możliwość przegrzania w gospodarce.
- W naszej ocenie to już kolejny miesiąc z rzędu, w którym indeks PMI pokazuje obraz sektora przemysłowego z symptomami koniunktury zbliżającej się do granicy przegrzania - komentuje sytuację Tomasz Kaczor, główny ekonomista Banku Gospodarstwa Krajowego.
Jak wskazuje, głównym źródłem wysokiego odczytu nie jest wzrost produkcji, lecz wzrost zamówień, tak krajowych jak i eksportowych, co współgra z bardzo dobrymi odczytami z innych gospodarek.
- Jednocześnie firmy raportują rosnący czas dostaw i narastanie zaległości produkcyjnych, co jest jawnym dowodem na narastanie napięć w łańcuchu zaspokajania popytu. Jeżeli dołożymy do tego stagnację zatrudnienia, bo firmy nie mają kogo zatrudniać, otrzymujemy obraz sektora przemysłowego, w którym czynniki podażowe są już wyraźną barierą wzrostu. W połączeniu z szybkim podnoszeniem się kosztów daje to efekt w postaci najszybszego od 2011 roku wzrostu cen - zauważa ekspert BGK.
Ekonomiści PKO BP zwracają szczególną uwagę na sygnalizowane problemy z zatrudnieniem. Z raportu firmy Markit wynika, że zakończył się trwający od ponad 4 lat okres nieprzerwanego tworzenia nowych miejsc pracy. Subindeks zatrudnienia obniżył się do wartości progowej 50,0 pkt, pokazując stagnację zatrudnienia.
"Wyniki ankiety sugerują, że mimo wysokiego popytu na pracę zasób dostępnej pracy jest na wyczerpaniu, co powoduje, że dynamika zatrudnienia w ankietowanych firmach jest bliska zeru. Odpowiedzi firm sugerują także, że ich reakcją na braki kadr jest częściowo wzrost wydajności (np. poprzez brak nowej rekrutacji po odejściu pracowników na emerytury) bądź też wzrost płac, który przyczynia się do wzrostu kosztów produkcji" - czytamy w komentarzu PKO BP.