Misery Index został wymyślony przez ekonomistę Arthura Okuna w 1970 roku. Postanowił on przy jego obliczaniu połączyć dane o stopie bezrobocia z tymi mówiącymi o inflacji. Tak ustalany wskaźnik obecnie znalazł się na najniższym poziomie od 1950 r. Jak teraz obliczono w oparciu o sumę danych za miniony rok, indeks w listopadzie zeszłego roku zanurkował nawet do poziomu 5,5, a między styczniem i listopadem wynosił średnio 5,37. Dla porównania w 1980 r. pod koniec prezydentury Cartera zbliżył się do 22. Zazwyczaj w USA definiuje się ten wskaźnik właśnie w odniesieniu do kadencji głowy państwa. Zatem to też dobre informacje dla Obamy, który również i z tego względu może być dobrze zapamiętany w historii.
Znany ekonomista Gary Burtless w swojej analizie dotyczącej indeksu opublikowanej jako część "Top Economic Stories of 2015" zauważa, że "dobrą wiadomością w 2015 roku jest to, że bezrobocie nadal spada, a płace realnie zaczynają rosnąć". Burtless jest także autorem dość entuzjastycznego komentarza do wskaźnika zatrudnienia w USA za grudzień zeszłego roku. Jego zdaniem to wyjątkowo dobry znak, że "rynek pracy w Stanach pokazuje siłę nawet w sytuacji, kiedy globalne rynki finansowe drżą".
Jednak, jak przypominają krytycy tego indeksu, brak mu naukowych podstaw do tego, by na jego przykładzie oceniać poszczególne rządy. Nie zmienia to jednak faktu, że jego poziom wpływał na sytuację polityczną na świecie. W czasach kolejnych szoków naftowych z lat 1973-1974 i 1979-1980 bezrobocie i inflacja poszybowały w górę. Tworzony na ich podstawie indeks ubóstwa oczywiście zachował się tak samo. Choć miało to bezpośredni związek z szalonym wzrostem cen ropy, na które rządy poszczególnych krajów europejskich nie miały wpływu. Wysoki poziom indeksu zdaniem licznych politologów, miał jednak przyczynić się do upadku w tym czasie rządów we Francji, Niemczech i Holandii.