GUS wyliczył, że ceny konsumpcyjne w Polsce wzrosły w listopadzie o 0,1 proc. w porównaniu z październikiem, a nie zmieniły się od listopada ubiegłego roku. Kończymy z deflacją, którą mieliśmy przez 28 miesięcy z rzędu. Zawdzięczaliśmy ją spadającym cenom ropy i problemom w porozumieniu się krajów kartelu OPEC. Ostatni dzień listopada przyniósł zarówno koniec dobrego dla konsumentów trendu w cenach, jak i prawdopodobną umowę o redukcji wydobycia ropy. Tanio na stacjach i w sklepach to już było.
Według GUS ceny w listopadzie wzrosły o 0,1 proc. w porównaniu z październikiem, a nie zmieniły się w zestawieniu z listopadem ubiegłego roku. To tak zwany szybki szacunek inflacji, który jest potem weryfikowany, ale dotychczas pomyłek nie było. Mamy więc koniec najdłuższego w naszej najnowszej historii czasu spadku cen.
- Oczekujemy stopniowego przyrostu inflacji bazowej, wspieranej przez rosnące ceny ubezpieczeń samochodowych - podaje Jakub Rybacki, ekonomista ING. - Również ceny żywności powinny skromnie przyśpieszyć do około 1 proc. rok do roku. Wskaźnik CPI powinien w grudniu pójść w górę do około 0,3-0,4 proc. rok do roku. W naszej opinii wzrost cen paliw dodaje do wskaźnika od 0,1 do 0,2 pkt. proc.
Według Rybackiego w średnim terminie wzrost cen przyśpieszy do około 1 proc. rok do roku, co wynikać będzie z kursu paliw i cen innych komponentów energetycznych, czyli elektryczności i gazu.
- Działać będą też wzrost płac oraz podwyższone oczekiwania inflacyjne. Ostatnie badania DG ECFIN pokazały, że udział respondentów oczekujących wzrostu cen zwiększył się o 16 punktów procentowych do 58,8 proc. obecnie - dodaje.
"Nie spodziewamy się mocnego trendu w górę w kolejnych miesiącach, ale raczej wolnego wzrostu w kierunku 1,5 proc. rok do roku pod koniec 2017 r." - piszą w swojej analizie ekonomiści BZ WBK.
Ostatni raz odnotowano w Polsce wzrost cen konsumpcyjnych w czerwcu 2014 roku. Wzrosły wtedy o 0,3 proc. Potem już tylko spadało. Najmocniej w lutym 2015 roku, gdy płaciliśmy za towary średnio o 1,6 procent mniej niż rok wcześniej.
Zmiana wskaźnika cen konsumpcyjnych src="http://www.money.pl/u/money_chart/graphchart_ns.php?ds=1385817465&de=1480522200&sdx=0&i=&ty=3&ug=1&s%5B0%5D=inflacja&colors%5B0%5D=%230082ff&tid=0&w=605&h=284&cm=0&lp=1"/> OPEC decyduje o inflacji
Wszystko dzięki temu, że producenci ropy nie dogadali się swojego czasu w sprawie redukcji wydobycia po tym jak do łask przywrócony został Iran, tj. zdjęto embargo i zaczęto oficjalnie kupować paliwo z tego kraju. Jednocześnie wolniej zaczęła rosnąć gospodarka Chin i okazało się, że podaż ropy znacząco przekracza popyt. W ciągu dwóch lat cena baryłki ropy europejskiej spadła z 112 dolarów do poniżej 50 dolarów.
Z polskiego punktu widzenia trzeba to jeszcze przeliczyć przez kurs dolara. Złoty od czerwca 2014 roku zjechał z poziomu 3 zł za dolara do obecnych 4,17 zł, więc dla polskich rafinerii ropa jest tańsza o 38 procent niż 28 miesięcy wstecz. O ile w czerwcu 2014 zł musiały kupować surowiec po około 2,1 zł za litr ropy Brent, to pod koniec listopada po około 1,32 zł.
Trend się jednak niestety odwrócił. Rok temu cena litra ropy Brent w przeliczeniu na złote wynosiła 1,13 zł, a teraz jest 17 proc. droższa. Zawiniło planowane porozumienie o redukcji wydobycia przez OPEC o milion baryłek dziennie. Spotkanie krajów kartelu w Wiedniu ma miejsce właśnie dziś i zbiegło się w czasie z publikacją danych GUS. Nie jest jeszcze jasne, czy zostaną podjęte zapowiadane decyzje.
Wzrost kursu ropy nie mógł pozostać bez wpływu na inflację. Ropa to nie tylko koszt samego paliwa na stacjach, ale też koszt dowozu wszystkich towarów do sklepów, czyli wpływa m.in. na ceny żywności, która stanowi 24 proc. koszyka inflacyjnego.
Są towary, które pokonują jednak dużo dłuższą drogę niż żywność, by trafić ostatecznie do klienta i te są szczególnie wrażliwe na ceny ropy. Przykładem są ubrania. Większość jest sprowadzana z Chin, więc koszty transportu morskiego mają kluczowe znaczenie dla ceny. Odzież i obuwie jeszcze do października taniały w tym roku najbardziej (o 4,6 proc. rok do roku).