Na kilka dni przed wypłaceniem pensji InPost za 10 tys. zł sprzedał swoją spółkę-córkę Bezpieczny List. Zatrudnionych jest w niej co najmniej 1200 osób. Listonosze od nowego właściciela pieniędzy nie dostają. Zamiast tego otrzymują wypowiedzenia. Właściciel InPostu Rafał Brzoska tłumaczy, że choć poprosi kupującego o wyjaśnienia, to on ze swoimi byłymi pracownikami nie ma już nic wspólnego.
- W lipcu pracowaliśmy całkowicie zwyczajnie. Nie było żadnych przestojów. 10 sierpnia powinniśmy dostać wynagrodzenia - mówi money.pl jeden z pracowników firmy Bezpieczny List. W tej chwili jestem bez środków do życia, nie mam za co kupić dziecku wyprawki do szkoły. Jestem na trzymiesięcznym okresie wypowiedzenia, powinienem więc dostać trzymiesięczne wynagrodzenie, odprawę, ekwiwalent za urlop i tę lipcową pensję. W sumie ok. 10 tys. zł. Podobnych do mnie osób są setki - usłyszeliśmy.
Obecnie właścicielem firmy nie jest już giełdowy gigant InPost, ale niewielka spółka Tenes One o kapitale zakładowym 10 tys. zł. Do transakcji doszło 8 sierpnia, wypłaty za lipiec powinny wpłynąć dwa dni później.
"Zawarcie umowy sprzedaży jest rezultatem zakończenia przez emitenta działalności listowej w segmencie przesyłek listowych tradycyjnych oraz związane jest z potrzebą restrukturyzacji Bezpieczny List Sp. z o. o." - czytamy w komunikacie opublikowanym w momencie sprzedaży.
Według danych pochodzących z Krajowego Rejestru Sądowego Tenes One działa w wielu branżach. Jest to zarówno wydawanie gazet, jak i działalność budowlana czy sprzedaż hurtowa leków oraz paliw. Czym się zajmuje? Nie wiadomo. Firma, która przejęła 1200 pracowników InPostu nie ma swojej strony internetowej, a jej główna siedziba to wirtualne biuro na Domaniewskiej. Z pracownikami komunikuje się przez Facebooka.
Jej prezesem jest 33-letni Michał Lesiak. Poza byciem właścicielem w Tenes One, ma udziały w innych niewielkich spółkach: Enterprise Nine, Finolu Two czy Mac Point. Większość siedziby ma w wirtualnych biurach, nie udało się nam też ustalić, czym dokładnie się zajmują.
O problemach z wynagrodzeniami Bezpiecznego Listu poinformowała też partia Razem.
- Inpost, spółka znana ze stosowania śmieciowych umów, posunęła się krok dalej. Dwa dni przed terminem wypłaty pensji za lipiec sprzedała za dziesięć tysięcy złotych udziały w swojej spółce zależnej Bezpieczny List sp. z o.o. zatrudniającej ponad 1200 osób kolejnej firmie – czytamy na profilu facebookowym partii. Razem stwierdziło też, że za wszystko odpowiedzialny jest prezes spółki Rafał Brzoska. W załączonej infografice partia pyta "Brzoska, gdzie są pieniądze?".
Biznesmen w kilka godzin po opublikowaniu postu odpisał Razem. Nie odniósł się do podejrzanej transakcji, ale przypomniał, że ta miała miejsce, bo państwo zablokowało mu możliwość działania.
- 33 mln zł wynosi wartość wygranego przez InPost przetargu na obsługę przesyłek listowych CUW. Aż 8 korzystnych dla InPost wyroków sądowych zapadło w tej sprawie, a mimo tego od prawie 2 lat odmawia się InPostowi realizowania wygranego kontraktu. (...) Pamiętajcie, że 33 mln złotych, których nie dostaliśmy, to wielomiesięczne pensje tysięcy ludzi - napisał.
Milioner zarzucił Poczcie Polskiej, że stosuje dumpingowe ceny, a także że źle wynagradza listonoszy. Brzoska stwierdził, że to właśnie te działania doprowadziły do zakończenia dostarczania listów przez jego firmę. A w konsekwencji do sprzedania spółki Bezpieczny List.
- Została sprzedana nabywcy deklarującemu znalezienie pracy zwalnianym pracownikom. Zwróciliśmy się do zarządu nabywcy z prośbą o wyjaśnienie stanu rozliczeń za lipiec 2016. InPost nie ma wymagalnych zobowiązań wobec Bezpiecznego Listu – stwierdził Brzoska. Dodał, też że szanuje pracę pracowników.
Gdy zadzwoniliśmy do rzecznika InPostu, ten nie chciał rozmawiać. Nie odpowiedział, dlaczego firmę z 1200 pracownikami sprzedano do nikomu nieznanej spółki, która dotąd prawdopodobnie nigdy nie miała nic wspólnego z biznesem pocztowym. Odmówiono nam też odpowiedzi na pytanie, w jaki sposób spółkę sprawdzono przed transakcją.
Tenes One w lakonicznych komunikatach publikowanych na Facebooku informowała najpierw, że szuka nowego kontrahenta. Ma nim być Poczta Polska. „Dzięki temu zapłacone byłyby nie tylko zaległości, ale również została zapewniona dalsza praca pracownikom Bezpiecznego Listu” - czytamy w oświadczeniu Tenes One.
W innym pisała, że można wysyłać swoje CV, bo firma szuka pracowników do nowego podmiotu. W końcu poinformowała, że zamierza zwolnić wszystkich pracowników. Jako pełnomocnik zarządu pod pismami podpisywał się radca prawny z Błonia Grzegorz Stępniewski lub Jan Steckiewicz. Obydwaj nie odbierają telefonów.
Na razie pracownicy poszczególnych oddziałów spółki dostali wypowiedzenia. Te były już zresztą zapowiedziane na początku lipca, gdy właścicielem spółki był jeszcze InPost.
Pracownicy boją się, że pieniędzy nie ujrzą już nigdy. Dla zatrudnionych na etat jest jeszcze szansa w postaci Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych. Nowy właściciel w komunikatach pisanych w sieci sam o tym przypomina.
Zaległe wynagrodzenie z Funduszu zostanie jednak wypłacone dopiero po ewentualnym ogłoszeniu upadłości przez Bezpieczny List. Część pracowników spółki twierdzi jednak, że oprócz 1200 etatowców z firmą współpracowało co najmniej drugie tyle osób na umowie-zlecenie. .
Trzeba też pamiętać, że Fundusz Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych ma obowiązek starać się odzyskać wypłacone przez siebie wynagrodzenie od upadającej firmy. Gdyby właścicielem spółki był InPost, Fundusz mógłby postarać się od niej odzyskać pieniądze. Po sprzedaży spółki jest to już niemożliwe.