Wniosek prokuratury o postawienie w stan oskarżenia jednego z członków zarządu Banku Handlowego za wykorzystywanie poufnych informacji, znów rozbudził dyskusję o zjawisku insider tradingu na warszawskiej giełdzie. GPW nie jest pod tym względem wyjątkiem, niemniej skuteczność walki z tym procederem pozostawia wiele do życzenia.
Nielegalne wykorzystywanie poufnych informacji przez członków zarządów i rad nadzorczych do handlu akcjami reprezentowanych przez nich spółek, zagrożone jest karą pieniężną do 5 mln zł i pozbawieniem wolności od 6 miesięcy do 5 lat. Kary są drastyczne, tyle tylko, że z ich egzekwowaniem są problemy.
Bankowe ślady
Prokuratura Rejonowa Warszawa Śródmieście zarzuca Arturowi Nieradko, członkowi zarządu Banku Handlowego, że korzystając z informacji dostępnych jedynie kilku osobom, tuż przed ogłoszeniem decyzji o fuzji BHW z BRE Bankiem sprzedał ponad 3,4 tys. akcji BH, których kurs został potem mocno przeceniony.
Nie jest to jedyne podejrzenie o inside trading, jakie można powziąć wobec przedstawicieli sektora bankowego. W kwietniu 2001 roku, przed ogłoszeniem wezwania ING na akcje Banku Śląskiego, doszło do zaskakującego wzrostu kursu BSK, co wyjaśnił dopiero poziom ceny w wezwaniu. Równie niewytłumaczalna była aprecjacja kursu akcji Petro Banku. Szybko okazało się, że w grę wchodziła umowa z koreańską grupą LG.
Ciekawie przedstawia się obecnie także sprawa transakcji akcjami BRE Banku przez członków zarządu i rady nadzorczej. W grę nie wchodzą jednak spektakularne wymiany pakietów akcji powiązane ze znacznymi ruchami kursu. Bank od początku tego roku informuje systematycznie o kolejnych zakupach swoich walorów przez członków zarządu i rady banku, ale w przeciwieństwie do innych spółek, nie podaje personaliów nabywców, poprzestając na standardowej formule komunikatu.
GPW przecieka
Sektor bankowy nie jest wyjątkiem. Proceder szerzy się w niemal wszystkich branżach. Media nagłaśniają przy tym jedynie największe 'afery': np. sprawę Elektrimu i negatywnej dla spółki decyzji UOKiK, czy też przed kilkoma laty casus Wedla, przed jego wycofaniem z giełdy. Drobni inwestorzy starają się co prawda naśladować ruchy właścicieli i zarządców spółek, często jednak są to działania spóźnione i nie przynoszące spodziewanych efektów. Komunikaty spółek są prezentowane z co najmniej kilkudniowym opóźnieniem, gdy sytuacja na rynku zdążyła się uspokoić.
Tego typu działania nasilają się w przypadku ogłaszania wezwań do sprzedaży akcji, realizacji fuzji i przejęć, czy też istotnych dla poszczególnych spółek wydarzeń, jak choćby decyzji organów administracyjnych czy wyroków sądów.
Prawo prawem, ale...
Zdaniem instytucji nadzorujących polski rynek kapitałowy, polskie prawo dotyczące zjawiska insidingu nie jest złe i porównywalne z przepisami obowiązującymi zarówno w krajach Unii Europejskiej, jak i w Stanach Zjednoczonych. Znacznie gorzej wygląda jednak kwestia jego egzekwowania.
Jak wynika z danych Komisji Papierów Wartościowych i Giełd, w ciągu ostatnich pięciu lat komisja skierowała do rozpatrzenia do prokuratury około 30 wniosków. Do tej pory nie zapadł jednak żaden wyrok skazujący. Tym samym, insiderzy mogą czuć się niemal bezkarni.
Uczciwi frajerzy
Grono osób mających dostęp do poufnych informacji jest bardzo ograniczone. Są to m.in. zarządzający spółkami, członkowie rad nadzorczych, pracownicy kancelarii prawnych, giełdy czy też KPWiG. Wydawać by się więc mogło, że proceder powinien być łatwy do udowodnienia. Jak jednak wskazuje doświadczenie, wcale tak nie jest. Wielu inwestorów traktuje to zjawisko jako coś zupełnie normalnego. Część uczestników rynku twierdzi, że istnieje niemal przyzwolenie na tego typu działania i w powszechnej opinii 'frajerami' są ci, którzy w taki sposób nie potrafią zarabiać.