Rząd lubi się chwalić tworzeniem nowych miejsc pracy. Problem w tym, że to nie ich brakuje, tylko pracowników. Kolejne nowe hity inwestycyjne Mercedesa i Toyoty powstaną w regionie, gdzie już dziś trudno o chętnych do pracy. Sytuację ratują Ukraińcy. - Trzeba jak najszerzej otwierać drzwi, bo oni pomagają nam budować gospodarkę - mówią eksperci. I przestrzegają, by nie oczekiwać znaczących podwyżek.
Jeden z czterech zakładów koreańskiego LG pod Wrocławiem. Rekrutacja na pracę na linii montażowej. Cel niespecjalnie wyśrubowany, rekruterzy mieli pozyskać 10 osób. - Udało się ściągnąć raptem 3 - opowiada nam pracownik koreańskiego koncernu.
Do dwóch osób były wątpliwości - Zostali przyjęci do pracy, mimo że w poprzedniej firmie przebywali na kilkumiesięcznych zwolnieniach lekarskich - dodaje nasz rozmówca.
LG nie chciało komentować tej sytuacji. Ale nie jest tajemnicą, że na Dolnym Śląsku brakuje rąk do pracy.
- Rzeczywiście pod samym Wrocławiem w rejonie Kobierzyc i Bielan Wrocławskich, gdzie usytuowanych jest wiele fabryk w tym i LG, jest najgorzej - mówi money.pl Mariusz Sinior, szef zespołu Dolnośląskiego Centrum Obsługi Inwestora i Eksportera z Dolnośląskiej Agencji Współpracy Gospodarczej.
Na własnej skórze przekonał się o tym Amazon, który pod Wrocławiem ma magazyny. Firma za darmo przywozi pracowników z odległych nawet o 100 km rejonów województwa i odwozi do domów. Zachęca też potencjalnych pracowników ciepłym, również darmowym posiłkiem.
Widać i tego jednak za mało. Intrygująca jest nowa kampania Amazona - na plakatach w autobusach lokalnych przewoźników czytamy: "Dołącz do nas teraz i zarób ponad 7600 złotych". Kwota bije po oczach, ale chodzi o zarobki w okresie dwóch miesięcy.
Nową pracę można znaleźć tu w tydzień
W zeszłym roku Dolny Śląsk był najbardziej aktywnym i skutecznym województwem w całej Polsce pod względem pozyskiwania inwestorów zagranicznych. Z 56 projektów tego typu w Polsce, aż 14 ulokowano w tym właśnie regionie. W tym roku ponownie najgłośniej o nowych fabrykach w pobliżu Wrocławia.
W Jaworze powstanie fabryka Mercedesa - koncern Daimler AG wydaje 500 mln euro. Toyota, do już wcześniej zainwestowanych 4 mld zł, dołoży kolejne 650 mln zł na rozbudowę swoich fabryk w Wałbrzychu i Jelczu-Laskowicach. Podobne plany ma też koreański koncern LG, który zapowiada pod Wrocławiem inwestycje związane z produkcją baterii do aut elektrycznych.
Każda z tych inwestycji to kilkaset miejsc pracy. Problem że już teraz w tym regionie takich osób po prostu brakuje. - Inwestorzy mają coraz większe problemy. Jeszcze kilka lat temu to było nie do pomyślenia, ale teraz rekrutacje są wyzwaniem - mówi Sinior.
Jak się okazuje, to nie tylko kwestia Dolnego Śląska. W raporcie agencji pośrednictwa pracy Manpower czytamy, że obecnie 41 proc. pracodawców w Polsce nie może znaleźć pracowników. Ten wskaźnik jest już u nas wyższy niż średnia światowa (38 proc.) i znacznie wyższy niż wartość jeszcze z 2014 r. (32 proc.)
To, że teraz pracownicy zaczynają dyktować warunki na rynku potwierdzają też dane GUS. Według Urzędu obecne bezrobocie (8,3 proc) jest najniższe od 25 lat i ciągle spada. A najniższe bezrobocie rzeczywiste - według firmy Work Service - jest właśnie na Dolnym Śląsku.
- Ten region i Wielkopolska jest absolutnie wyjątkowy. Jak wynika z naszych badań to tutaj rzeczywiste bezrobocie jest najniższe w Polsce. Świadczy o tym optymizm pracowników, który jest na rekordowym poziomie. Na Dolnym Śląsku w branży produkcyjnej przeważa przekonanie, że w ciągu tygodnia można znaleźć nową pracę - mówi Krzysztof Inglot z Work Service.
Przekonał się o tym burmistrz Wołowa Dariusz Chmura. To w jego gminie zainwestował niemiecki producent mebli Steinpol należący do międzynarodowego koncernu Steinhoff International. Nowe hale produkcyjne o powierzchni 10 tys. mkw. mają wypełnić się 400 pracownikami. Na razie udał się zwerbować 150, a produkcja ma ruszyć już w przyszłym roku.
- Nikt się nie spodziewał takich trudności z rekrutacją. Mimo tego ciągle przychodzą petenci i mówią, że nie ma pracy. Wtedy od razu odsyłam ich do Steinpola. Prawdziwy problem będę miał jednak dopiero w przyszłym roku, kiedy ruszymy z kolejną inwestycją z branży metalowej. Potrzebnych będzie kolejne kilkaset osób - mówi Chmura.
#
Ten problemy ze znalezieniem pracowników w powiecie wołowskim może dziwić, bo inaczej niż np. we Wrocławiu gdzie bezrobocie praktycznie nie istnieje (3 proc)., w tym rejonie Dolnego Śląska jest ono na poziomie 15 proc.
- Część ludzi pozostaje bez pracy z wyboru, albo pracują w szarej strefie. Z tego co słyszałem od pracodawców z regionu nie pomaga też program 500+. Ludzie pobierający to świadczenie coraz częściej zwalniają się z pracy. To głównie kobiety, ale znam też przypadki mężczyzn którzy, albo zwolnili się z tego powodu albo pracują teraz na pół etatu - dodaje Chmura.
Jak urzędnicy mają zamiar poradzić sobie z tym problemem? Dolnośląskie Centrum Obsługi Inwestora i Eksportera stawia na edukację i wspieranie tworzenia nowych placówek kształcenia zawodowego. Ale tak naprawdę sytuację ratują Ukraińcy.
- Obecnie tworzącą się lukę zasypują pracownicy z Ukrainy. Gdyby nie oni, to rzeczywiście mielibyśmy dość poważny problem. Mimo uciążliwości związanych z odnawianiem wizy i uzyskiwaniem pozwolenia na pracę, na szczęście postrzegają nasz region jako atrakcyjne miejsce do życia - mówi Mariusz Sinior.
Obecnie na Dolnym Śląsku oficjalnie pracuje ponad 80 tysięcy Ukraińców, nieoficjalnie ta liczba może być nawet dwukrotnie wyższa. Na ich chęć do pracy liczy również burmistrz Wołowa. - Według naszych szacunków mieszka już u nas około 100 obywateli Ukrainy. Jednak nie chcielibyśmy tylko przy ich wsparciu się ratować. Dlatego ruszamy z projektem rozwoju komunikacji - mówi Dariusz Chmura.
Samorządowiec prowadzi w tym celu rozmowy z powiatem i pobliskimi gminami. Z badań wynika, że wielu mieszkańców powiatu deklaruje chęć dojeżdżania do pracy, ale zatrudnienie uzależnia od kosztów. Dlatego burmistrz rozważa nawet darmową komunikację dla tych mieszkańców.
Powinniśmy brać przykład z Brytyjczyków
Czy darmowa komunikacja przekona osoby pracujące dziś dorywczo w szarej strefie? W ocenie Krzysztofa Inglota pracodawcy powinni się zacząć przyzwyczajać, że przy tak niskim poziomie płac na niektórych stanowiskach trudno im będzie znaleźć kogoś do pracy. Nie musi to jednak oznaczać, że automatycznie płace wzrosną.
- Skończył się rynek taniego pracownika z Polski. Ukraińcy wchodzą w to miejsce. Już teraz ponad milion obywateli tego kraju legalnie pracuje w naszym kraju. W przyszłym roku może to będą nawet dwa miliony - mówi Inglot.
W jego ocenie nie powinniśmy tu mieć żadnych skrupułów i powinniśmy wykorzystać tę falę tak, jak Anglicy skorzystali na polskiej emigracji.
- Trzeba jak najszerzej otwierać drzwi, bo oni pomagają nam budować gospodarkę. Gdyby nie było tego napływu, mielibyśmy zamiast 140 tys. co najmniej pół miliona wakatów w naszej gospodarce, a to byłoby tragiczne w skutkach - dodaje ekspert Work Service.