Polska nie zostanie obciążona w UE karami związanymi z "tym, co dzieje się w polskiej polityce wewnętrznej" - wskazuje wiceszef MSZ Marek Magierowski. Sugeruje, że mylą się ci, którzy twierdzą, że w polskiej gospodarce odbywa się "rewolucja antyliberalna". Dowodem mają być lgnący do Polski inwestorzy zagraniczni.
- Niektórzy - czy to inwestorzy, czy ekonomiści - mogą twierdzić, że oto w Polsce odbywa się rewolucja antyliberalna. Proszę mi wierzyć, że w porównaniu z niektórymi przynajmniej krajami Europy Zachodniej przedsiębiorcy w Polsce mają dużo większą swobodę działania. Proszę np. spróbować otworzyć piekarnię w Polsce, a potem zrobić to samo w Niemczech - wskazuje Marek Magierowski, wiceszef MSZ.
Według niego miliardy inwestowane w Polsce to najlepszy wskaźnik, że jesteśmy krajem atrakcyjnym, w którym nie dzieje się nic niepokojącego. Były szef biura prasowego prezydenta Andrzeja Dudy, który od maja odpowiada w resorcie spraw zagranicznych za politykę azjatycką i amerykańską, a także za dyplomację ekonomiczną podkreśla też, że wielu inwestorów "z dużo większą pieczołowitością" analizuje sytuację w Polsce niż unijni politycy, którzy często czerpią wiedzę o Polsce z powierzchownych, jednostronnych źródeł.
Polska nie zostanie obciążona w UE karami związanymi z "tym, co dzieje się w polskiej polityce wewnętrznej" - komentuje Magierowski. Sugeruje, że mylą się ci, którzy twierdzą, że w polskiej gospodarce odbywa się "rewolucja antyliberalna".
Jednocześnie Magierowski przyznaje, że jesteśmy pod względem regulacji gospodarczych jednym z najbardziej liberalnych krajów UE.
- Po roku 1989 poprzeczka dla obcych inwestorów została zawieszona bardzo nisko. Szeroko, być może zbyt szeroko, otworzyliśmy wrota do naszej gospodarki. Można oczywiście argumentować, że nie było innego wyjścia, ponieważ potrzebowaliśmy tych inwestorów, ich kapitału, know-how, najnowszych technologii, i dlatego musieliśmy się pozbyć np. dużej części bazy przemysłowej. Ja jednak uważam, że w dużej mierze to był błąd. Reformy można było przeprowadzić z większym rozmysłem - wskazuje.
Wiceszef MSZ odniósł się też do zarzutów dużej części ekonomistów, że mamy zastój w sferze inwestycji.
- Poziom inwestycji zagranicznych jest wciąż wysoki, choć domyślam się, że znajdą się i tacy, którzy wciąż będą narzekać, którym wciąż będzie mało. Lecz pamiętajmy też, że rynek po jakimś czasie się nasyca, więc trudno oczekiwać, żebyśmy zostali zalani nagle np. setkami fabryk samochodów zachodnich koncernów - podkreśla.
- Polska gospodarka rozwija się bardzo szybko, wskaźniki należą do najwyższych w Europie, więc większość inwestorów, patrzących choćby na same dane napływające z naszej gospodarki, wie doskonale, że Polska wciąż jest pod tym względem atrakcyjna. Problem polega na tym, że nie jesteśmy już krajem wyłącznie taniej siły roboczej. Od początku procesu transformacji to był - nie bójmy się tego powiedzieć - jeden z największych magnesów dla obcych inwestorów - tłumaczy Magierwoski.
Szef MSZ Witold Waszczykowski przed wizytą prezydenta USA Donalda Trumpa przyznał, że Polska dąży do zwiększenia współpracy gospodarczej z krajami spoza Europy, np. Stanami Zjednoczonymi czy Chinami, m.in. po to, by zabezpieczyć się na wypadek niekorzystnych przemian w UE - choćby ograniczenia funduszy strukturalnych.
- Dywersyfikacja jak najbardziej, to jest cel absolutnie zrozumiały, ważny dla każdego kraju - szczególnie na dorobku, takiego jak Polska. Moglibyśmy oczywiście skupiać się wyłącznie na handlu z Niemcami - i tak jest to ogromny odsetek naszych relacji gospodarczych - ale to ma swój koszt: każdy promil spadku dynamiki niemieckiej gospodarki natychmiast odbija się negatywnie na naszej gospodarce. Im bardziej będziemy zdywersyfikowani, tym mniej będziemy zależni od tego typu wahnięć. Oczywiście realizacja tego celu to nie perspektywa dwóch, trzech czy pięciu lat - komentuje Magierowski. Sugeruje też, że zajmie to nawet 20, 30 lat.