Miała być miłość i dozgonna wdzięczność za uratowanie polskiego handlu, a jest płacz, złość i zapowiedź "wyjścia na ulice". Rządowy pomysł podatku obrotowego rozwścieczył wszystkich, którym miał pomóc. A z ciekawego pomysłu pozostał absurd w postaci "opodatkowania" kurierów.
"Zdrada" - krzyknął ktoś w trakcie spotkania sklepikarzy z posłami i przedstawicielami rządu, które odbyło się pod koniec stycznia. Przedstawicielka jednej z sieci franczyzowych zaczęła nawet płakać. Inny handlowiec przypominał, że nie po to zapisywał się do PiS, żeby go teraz tak wystawiać. A Waldemar Nowakowski z Polskiej Izby Handlu krzyczał "kto pisał ten projekt?". Stwierdził też, że jeśli wejdzie on w życie, to sklepikarze wyjdą na ulicę. I była to chyba pierwsza zapowiedź strajku handlowców w dziejach Polski.
Co tak rozwścieczyło polskich sklepikarzy? Przede wszystkim zabawa rządu w ciuciubabkę. Z jednej strony Beata Szydło zwołuje na konsultacji do swojej Kancelarii najważniejsze gospodarcze szable (Szałamacha, Morawiecki, Kowalczyk), by posłuchali czego od nich chcą handlowcy. Ci wychwalają ministrów pod niebiosa, podpowiadają jak napisać projekt, żeby wszyscy byli zadowoleni, nawet giganci pokroju Biedronki czy Tesco, a Komisja Europejska nie miała się do czego przyczepić. Potem do pracy siada nowa ekipa ministerstwa finansów i pisze projekt tak, jakby z nikim nie było rozmów, a resort chciał tylko zgarnąć 2 mld zł i wystawić polski handel do wiatru. Chodzi tu zwłaszcza o opodatkowanie sieci franczyzowych.
To wszystkie abc, Odido, Groszki czy inne Lewiatany, które jeszcze niedawno działały pod szyldem „U Mietka” lub „Sklep Marzena”. Kilka lat temu, gdy na sąsiedniej ulicy powstała Biedronka, a trzy przecznice dalej Lidl, sklepikarze zaczęli się zrzeszać. Dzięki działaniu pod jedną marką mogą ją taniej promować (np. organizując loterię, rozdając gazetki reklamowe), negocjować ceny u dostawców, wstawiać na półkę tańsze produkty marek własnych itd. W skrócie: podjąć nieco bardziej wyrównaną walkę z zagranicznymi sieciami.
Rząd postanowił jednak pana Mietka i panią Marzenę opodatkować tak samo jak Tesco, Biedronkę czy Auchan. A nawet gorzej. Liczyć ma się bowiem nie kto jest właścicielem sklepu i jakie ma obroty, ale jaki szyld widnieje nad wejściem. 500 małych sklepów da więc jedną sporą sieć. Żeby było jeszcze śmieszniej, to opodatkowane zostanie nie tylko to, co sklepy dostają od swojego franczyzowego dostawcy, ale wszystko. Jeśli więc pan Mietek kupi ziemniaki u rolnika, a kapustę na Broniszach i będzie je sprzedawać u siebie, to od tych towarów też jego sieć franczyzowa zapłaci podatek. I zwiększy przychody sieci, a więc i ryzyko wejścia w wyższą stawkę podatkową.
- To jest dla nas koniec. Miesiąc i nas nie ma – można było więc usłyszeć w Sejmie.
Resort ma jednak swoje zdanie. Pod wypisanym na sztandarach "uszczelnianiem systemu", tworzy właśnie takie absurdalne przepisy argumentując, że jeśli podatek nie będzie dotyczyć franczyz, to zaraz wszystkie sklepy Tesco też będą w franczyzie.
Kompletnym oderwaniem od rzeczywistości jest opodatkowanie kurierów. To już kuriozum jakich mało. Uznano, że Amazona, Zalando czy sklepy, które z Polski uciekną do Czech czy na Słowację, obłoży się daniną płaconą przez firmy dostarczające przesyłki. A jak nie wiadomo co jest w paczce? No to ryczałt 50 zł. Tu trzeba dodać, że ministerstwo poszło po rozum do głowy i z pomysłu się wycofało. To znaczy kurierzy nadal mają płacić podatek handlowy, ale zamiast 50 zł będzie to już 40 zł (_ pierwotnie pisałem o 10 zł, przepraszam za czeski błąd, ale o tyle obniżono jedynie opłatę - autor _). Widać, że ktoś na Świętokrzyskiej zrozumiał dlaczego branża internetowa tak się burzyła...
A tak już na serio, to e-sklepy i bez wyprowadzki ominą podatek. Pamiętajmy, że w tym biznesie liczy się głównie cena. A tę najniższą pokazują wyszukiwarki cenowe. Sklep najpierw może więc pozycjonować się w nich jako Alfa, po przekroczeniu kwoty wolnej od podatku Beta, potem Gama itd. Wbrew pozorom nie jest to trudne.
No chyba, że ministerstwo uzna, że Ceneo albo Allegro to także pewien rodzaj franczyzy. W końcu tam też handlują firmy należące do jakiejś Marzeny czy Mietka. Zupełnie jak w sieciach Odido, abc czy Groszku. Niech to będzie taka moja mała podpowiedź dla urzędników ministerstwa finansów, gdzie jeszcze są granice podatkowego absurdu do jakich nie dotarli.
_ Ps. *We wtorek wieczorem na stronach Rządowego Centrum Legislacji zamieszczono kolejny projekt ustawy, który nie uwzględnia najważniejszych postulatów polskiego handlu. *Minister Szałamacha, który ostatnio burzył się, że konsultacje w sprawie 500 zł na dziecko trwały jeden dzień, dał swoim kolegom z rządu aż 2 i pół dnia na opinie do jego projektu. _
_ _
_ _
_ _
_ _
_ _
_ _