Ludzie dostosowują wtedy tryb życia do godzinowego planu zasilania. Pracują i uczą się w środku nocy lub wydają spore pieniądze na minimalne zasilanie. Na wsi alternatywą są mikroelektrownie.
Na ulicy Jhochhen w starym Katmandu nagle gasną światła. Na moment wszystko staje w miejscu i zapada cisza. Jednak za chwilę w mroku pojawiają się blade punkciki, to przechodnie włączają swoje komórki. Zaraz potem po całej okolicy rozchodzi się ryk generatorów prądu. W powietrzu czuć ostry zapach spalin i kolejne sklepy zalewa zimne światło energooszczędnych żarówek.
Nikt nie panikuje, ponieważ brak prądu nie jest awarią, tylko zaplanowaną co do minuty operacją. W mieście jest siedem tzw. grup, w których prąd jest wyłączany w określonych godzinach. Kiedy w jednej strefie gaśnie światło, w drugiej się zapala. Zazwyczaj na cztery-sześć godzin.
_ Każdy z nas zna swoją grupę. Żyjemy według tego rozkładu _ - mówiJawahar Mananadhar, wykładowca akademicki mieszkający na starym mieście. Pan Jawahar, zanim pójdzie na uczelnię, musi pamiętać o wyłączeniu elektrycznej pompy, która doprowadza wodę do domu, i elektrycznego bojlera na ciepły prysznic. _ Brak prądu najbardziej przeszkadza jednak w pracy, przy świecach kiepsko się czyta, a mój komputer ma słabe baterie _ - dodaje.
_ - Ale brak prądu nie może być wymówką w szkole dla ucznia, tym bardziej dla studenta _ - śmieje się studentka Rojina Gurung. _ Jeśli wieczorem nie ma światła, uczymy się przy świecach. Albo trzeba wstać wcześnie rano. I tak my tutaj w Nepalu chodzimy spać najpóźniej koło 11 wieczorem, a wstajemy skoro świt _ - dodaje.
_ Najgorzej jest zimą, w grudniu i styczniu, kiedy nie ma prądu kilkanaście godzin na dzień _ - tłumaczy pracownik pralni na ulicy Jhochhen. Większość energii elektrycznej produkują w Nepalu elektrownie wodne stawiane na himalajskich rzekach. Zima to pora sucha, stan rzek jest niski, dlatego brakuje prądu. Tej zimy nie jest jeszcze tak źle, prądu nie ma tylko 10-11 godzin na dobę. W poprzednich latach przerwy w zasilaniu trwały nawet 18 godzin.
_ - A jak już jest, to przeważnie w nocy. I ja wtedy nie śpię, tylko pracuję przy pralkach i prasuję koszule _ - zżyma się mężczyzna z pralni. Opowiada, że firma ma też pralki w innej strefie, wtedy najpilniejszą partię ubrań pakuje na motocykl i tam jedzie. _ Trzeba nieźle kombinować, dobrze wszystko zaplanować, ale i tak czasami władze potrafią wyłączyć prąd w najmniej oczekiwanym momencie _ - kręci głową.
Zimą nocami nie śpi również Siddharth Lama, który tworzy animacje komputerowe. _ Całe studio, wszystkie komputery zużywają tak dużo prądu, że nie opłaca się nam cały czas działać na generatorach, przecież ropa kosztuje _ - tłumaczy w rozmowie z PAP. Według Nepalskiej Federacji Izb Gospodarczych aż 95 proc. fabryk, hoteli, szpitali i innych przedsiębiorstw ma generatory na ropę i podczas przerwy w zasilaniu koszty rosną o 35 proc.
Sidhartha dodaje, że prywatne osoby próbują sobie radzić za pomocą akumulatorów. _ Ale to przecież sporo kosztuje. Mnie, tak jak moich sąsiadów, nie stać na takie wydatki _ - mówi PAP pani Ghimre sprzedająca rękodzieło w turystycznej dzielnicy Thamel. Jest samotną matką, nie ma własnego sklepu i zaczepia turystów na ulicy. _ Ledwo mi wystarcza na utrzymanie i opłacenie nauki dla córki, najtańsze akumulatory kosztują grubo powyżej dziesięciu tysięcy rupii (340 zł). Kogo stać na takie luksusy? _ - dodaje.
Z kolei na wielu nepalskich wsiach elektryczność jest wciąż nieosiągalnym marzeniem. Jak relacjonuje dziennik _ Katmandu Post _, 63-letnia Kamala Oli z Rukum w zachodnim Nepalu pierwszy raz w życiu włączyła światło w swoim domu w połowie 2014 r. Jej wioska została podłączona do pobliskich minielektrowni wodnych. Z radości przez całą noc nie zmrużyła oka, bo wpatrywała się w świecącą się żarówkę.
Dotychczas rząd Nepalu preferował duże i kosztowne elektrownie wodne, stawiane na rzekach spływających z Himalajów. _ Ale mikroelektrownie są bardzo dobre. Dla lokalnej społeczności i środowiska _ - tłumaczy PAP Nirjal Pokharel dyrektor centrum badawczego Square One R&T, które dla rządu oceniało pilotażowy program mikroelektrowni wprowadzony w 2007 roku.
Według raportu elektrownie, które produkowały średnio 35 kW, dostarczają prąd do średnio 366 domostw, a jedna z elektrowni nawet do 1300 gospodarstw. Prawie trzy czwarte rodzin oszczędziło na tym rozwiązaniu, a 95 proc. ludzi stwierdziło, że energia nie jest droga i ich na to stać.
Bishal Thapa, komentator nepalskiego dziennika _ Republica _, uważa jednak, że Nepalczycy tak bardzo przywykli do braku prądu, że rząd nie czuje presji na zmianę sytuacji. _ Jeśli ktoś nauczył się żyć z 18-godzinnymi przerwami w dostawach prądu, nie za bardzo może sobie wyobrazić, co zrobić z elektrycznością dostępną całą dobę. Jeśli nie możesz sobie tego wyobrazić, na pewno nie będziesz się tego domagał _ - podsumowuje.
Czytaj więcej w Money.pl