Polskę ogarnęła mania podsłuchów. Jej narastanie coraz bardziej przypomina spiralę obłędu.
Najnowsza faza tej gorączki, która dotychczas dawała o sobie znać jedynie krótkotrwałymi i przejściowymi atakami - jak w czasie afery Rywina - ma wyjątkowo ostry przebieg. Sygnałem, że "maligna" wraca były nerwowe zachowania i komentarze różnych polityków i biznesmenów po ujawnieniu nagrania ze spotkania Aleksandra Gudzowatego z Adamem Michnikiem, którego dokonała ochrona prezesa Bartimpeksu.
ZOBACZ TAKŻE:Michnik chce kary za taśmy Gudzowatego Początkowa nerwowość zamieniła się w regularny zespół maniakalno-depresyjny, gdy okazało się, że ochroniarze Gudzowatego nagrali również byłego premiera Józefa Oleksego i prawdopodobnie także inne znane osobistości.
Zbiorowa obsesja osiągnęła masę krytyczną, kiedy zabrał głos były prezydent Aleksander Kwaśniewski, który oświadczył, że podsłuchuje go IV RP.
"Coraz więcej ludzi ma poczucie, że jest podsłuchiwany" (wersja oryginalna - przyp. JJ) - wypowiedź Kwaśniewskiego zacytowana przez Polską Agencję Prasową najlepiej ilustruje atmosferę, jaka zapanowała w Polsce. Czy na pewno wynika ona z realnych przesłanek czy jest tylko wynikiem czyjejś paranoi?
ZOBACZ TAKŻE:
Gudzowaty: Nie nagrałem KwaśniewskiegoO tę ostatnią akurat jako ostatni podejrzewałbym Aleksandra Kwaśniewskiego, który jest starym wygą politycznym pragnącym za wszelką cenę powrócić do życia publicznego w Polsce. Na razie nie ma pomysłu jak zrobić to z programem pozytywnym, więc starym radzieckim sposobem dokonuje rozpoznania bojem szukając słabych miejsc u przeciwnika politycznego.
Stąd pomysł, żeby rząd ujawnił, o ile wzrosła w ostatnim czasie liczba podsłuchów. A nuż okaże się, że jest ona wyższa niż trzy czy cztery lata temu. Nikt z przeciętnych odbiorców tej informacji nie musi wiedzieć, że statystyki dotyczące liczby podsłuchów z czasów rządów SLD wcale nie muszą ujawniać prawdziwej skali tego zjawiska.
Wystarczy, że będzie to wyłącznie sumaryczna liczba podsłuchów, na które wyraził zgodę sąd, ale bez uwzględnienia przypadków niecierpiących zwłoki, kiedy służby specjalne, policja czy Straż Graniczna przystąpiły do kontroli operacyjnej połączeń telefonicznych nie czekając na zgodę sądu.
Prawo nakazuje w takich sytuacjach szefom służb wystąpić do sądu o stosowną zgodę jednocześnie z zainstalowaniem podsłuchu. Jeśli sąd w ciągu 5 dni nie wyrazi zgody na stosowanie takich metod gromadzenia dowodów, organy państwa muszą niezwłocznie odinstalować podsłuch, a następnie protokolarnie i komisyjnie zniszczyć zebrane tą drogą materiały.
ZOBACZ TAKŻE:
Kwaśniewski: Jestem podsłuchiwany O takich subtelnościach prawnych mają prawo nie wiedzieć miliony Polaków, którym Aleksander Kwaśniewski będzie pewnie chciał udowodnić, że Polska pod rządami PiS staje się państwem policyjnym.
Jeżeli Jarosław Kaczyński da się w tej sprawie zapędzić do narożnika doświadczonemu zawodnikowi, jakim jest eksprezydent, będzie mu trudno z niego wyjść. Wielu obserwatorom bowiem, np. wielu osobom młodym, wszystko już od pewnego czasu zlewa się w jedno: UB i SB z UOP i ABW, Informacja Wojskowa i WSW z WSI, a lustracja z podpisywaniem lojalki.
ZOBACZ TAKŻE:Premier do Kwaśniewskiego: Porozmawiajmy o podsłuchu Jest w tym także wina braci Kaczyńskich, którzy zrobili niemal wszystko, żeby piętnować liczne patologie III RP, a zbyt mało, żeby przypomnieć opinii publicznej bezsporne osiągnięcie niepodległej Polski.
Jeżeli więc teraz PiS zacznie zbierać cięgi oskarżony o inwigilację opozycji, będzie to trochę na własne życzenie, bo wyborcom karmionym przez lata opowieściami o inwigilacji prawicy przez UOP, łatwiej będzie teraz uwierzyć, że Kaczyńscy i ich współpracownicy po zdobyciu władzy stali się podobni do swych poprzedników i też podsłuchują swych rywali politycznych.
Autor jest dziennikarzem tygodnika "Wprost"