- Ta propozycja to całkowite trzęsienie ziemi w systemie podatkowym - tak Janusz Piechociński, wicepremier i minister gospodarki określa przedwyborczą ofertę Platformy Obywatelskiej. W rozmowie z money.pl wicepremier podkreśla, że to zaprzepaściłoby dotychczasowe lata tworzenia spójnej polityki socjalnej.
*Mateusz Ratajczak, money.pl: Zaskoczyła pana premier Ewa Kopacz podczas konwencji? PIT w wysokości 10 procent dla najuboższych, maksymalnie prawie 40 procent, a do tego likwidacja składki ZUS i NFZ. *
*Janusz Piechociński: *A co w zamian redukujemy? Wszystkie ulgi?
Ewa Kopacz i minister Mateusz Szczurek obiecują, że przy nowym systemie rozliczania nikt nie zapłaci więcej niż teraz, ale budżet się domknie.
- Rozumiem ideę, ale to przecież przy współudziale Platformy Obywatelskiej przez ostatnie osiem lat kontynuowaliśmy politykę poprzednich rządów, czyli przez ulgi, odliczenia podatków, dodatki budowaliśmy ogromną i sprawną politykę socjalną oraz prorodzinną w Polsce. Teraz rozumiem, że idziemy w inną stronę? Nagle uznaliśmy, że to droga donikąd, bo to za duże obciążenia dla budżetu i powinniśmy teraz dać przedsiębiorczości i podatnikom dużo mniejsze podatki. Jeżeli tak, to musimy odpowiedzieć na pytanie, co z polityką prorodzinną, co z bonem innowacyjnym dla firm, co z polityką dzietności, upustem dla przedsiębiorców. Możemy tak wymieniać pytania w nieskończoność.
To znaczy PSL i pan w przypadku dalszego rządzenia zgadzają się na taką reformę, czy ją kompletnie odrzucają i od tego uzależniają ewentualną koalicję?
Ta propozycja to trzęsienie ziemi w systemie podatkowym. Bez szczegółów nie mogę się odnieść, czy to jest rewolucja pozytywna, czy negatywna. Wbrew obiegowym opiniom polski system podatkowy jest jednym z najbardziej liberalnych. Ba, jest bardziej liberalny niż za Margaret Thatcher w Wielkiej Brytanii. Tam były trzy progi podatkowe, w Polsce są obecnie tylko dwa. A poza tym bieżące obciążenie podatników wcale nie jest takie wielkie. Proponowany przez PO system ułatwia najbogatszym. Z drugiej strony może godzić w najuboższych, jeżeli zrezygnujemy z polityki socjalnej.
Spora grupa Polaków ma zupełnie inne spojrzenie na obciążenia podatkowe. Podczas całych obchodów Dnia Polski na EXPO podkreślał pan w rozmowach z europejskimi partnerami, że nie zmarnowaliśmy ostatnich 25 lat, a nasz rozwój i jego tempo są tylko do pozazdroszczenia. Problem w tym, że część obywateli nie czuje tego w swoich portfelach, co widać po notowaniach rządu i koalicyjnych partii.
Chwileczkę. Po pierwsze - ciągle rosną pensje. Po drugie mamy w Polsce od dłuższego czasu deflację i ceny towarów delikatnie spadają. To już czuć. Zanim zaczniemy obiecywać złote góry, to warto przypomnieć, że sprawa uchodźców może dopiero w Europie detonować. Na razie trzeba być ostrożnym w zapewnianiu, że już za rok będziemy zamożniejsi i można wydawać więcej. Trzeba odkładać każdy grosz nie tylko na innowacje i inwestycje, ale na rezerwy kryzysowe. Jesteśmy na finiszu prac nad ustawą budżetową i to koniecznie musimy zrobić.
Sytuacja jest niepewna. Wystarczy, że załamie się na przykład dostawa wody na Ukrainie, czy zabraknie tam prądu lub ciepła i nagle możemy mieć problem. Ale nie taki jak teraz z kilkoma tysiącami syryjskich uchodźców, tylko na zdecydowanie większą skalę. Taką na przykład jak w Macedonii (do Macedonii w ostatnim czasie przedarły się dziesiątki tysięcy imigrantów. Władze kraju rozważają budowę muru na granicy - red.).
Po konwencjach wszystkich partii politycznych nie widać obaw o dziurę w budżecie.
Weszliśmy w fazę licytacji wyborczych, nie do końca policzonych. Ale przed nami ostatni okres kampanii, teraz zacznie się zbiorowe liczenie. Jedni drugim policzą każdą złotówkę i powiedzą, co to oznacza dla zwykłego zjadacza chleba - o to możemy być spokojni.