Jednolity podatek dochodowy ma zmienić sytuację, w której bogatsi odprowadzają procentowo mniejszą daninę niż najbiedniejsi. Według ostatnich zapowiedzi szefa Komitetu Stałego Rady Ministrów, Henryka Kowalczyka zarabiający 6 tys. netto oddadzą fiskusowi więcej, ale na zmianach skorzystają zarabiający płacę minimalną.
- Nowy podatek, którego wprowadzenie zapowiada rząd Prawa i Sprawiedliwości, będzie obojętny dla budżetu - zapewnił szef komitetu stałego Rady Ministrów, Henryk Kowalczyk. Premier Beata Szydło zapowiedziała kilka dni temu, że koncepcja i założenia projektu połączenia podatku PIT oraz składki na ZUS i NFZ zostanie przedstawiona za trzy tygodnie. Pracujący nad projektem minister Kowalczyk podkreślił, że z obniżenia podatku skorzystają w szczególności najubożsi Polacy.
- Bo w tej chwili podatek jest degresywny, czyli najbogatsi płacą mniej procentowo niż biedni. W tej chwili ci, którzy zarabiają powyżej 120 tysięcy brutto rocznie, przestają płacić składkę na ZUS. Wobec tego nawet ten 32-proc. podatek i tak jest de facto łącznie mniejszym znacznie obciążeniem niż np. dla osób, które zarabiają rocznie 50 czy 60 tys. - mówił w radiowej Trójce Kowalczyk.
Wcześniej w RMF FM zapewniał, że ci właśnie podatnicy, którzy zarabiają powyżej 100-120 tysięcy złotych rocznie, zapłacą po zmianach łącznie więcej, niż płacą teraz. Wspomniana kwota w rozbiciu na miesiące daje około 6 tys. zł miesięcznie netto. Oznacza to, że na głośnym projekcie jednolitego podatku może w Polsce stracić kilkaset tysięcy osób.
Średnie zarobki w sektorze przedsiębiorstw za ostatnie 12 miesięcy
Niestety ciągle nie wiadomo, jakie to będą stawki, rząd ma je ujawnić w ciągu najbliższych dwóch tygodni. Co więcej, zanim rozwiązania wejdą w życie, czyli od początku 2018 r., przed rządem jeszcze sporo pracy. Jak wyjaśniał Henryk Kowalczyk, dużym problemem jest łączenie baz danych ZUS i urzędów skarbowych.
Z bardzo skromnych przecieków na temat nowego systemu podatkowego wynikają też dobre informacje dla tych, którzy otrzymują płacę minimalną, czyli rocznie zarabiają około 24 tys. zł brutto. Według dzisiejszych stawek całkowite opodatkowanie ich pracy wraz ze składkami zdrowotnymi wynosi blisko 40 proc. Po zmianach, według zapowiedzi Kowalczyka, to obciążenie zmniejszy się o co najmniej 10 proc.
Szef Komitetu Stałego Rady Ministrów ciągle nie podaje konkretnych kwot, jakie mieliby zyskać najmniej zarabiający i stracić ci z dochodami w okolicach 6 tys. zł na rękę. Wiadomo jedynie, że nowe zdefiniowanie systemu podatkowego ma zmienić sytuację, w której bogatsi odprowadzają procentowo mniejszą daninę niż najbiedniejsi.
Niewiele nowy podatek zmieni z kolei dla tych, którzy zarabiają w okolicy 90 tys. zł brutto rocznie - w ocenie nadzorującego prace nad nowym systemem Kowalczyka płacą już wystarczająco dużo i nie powinni się spodziewać większego obciążenia.