To był jeden z najgłośniejszych - po 500+ - projektów Prawa i Sprawiedliwości. Podatek jednolity dawał podwyżki najsłabiej zarabiającym i klasie średniej. Likwidował system, w którym najbogatsi płacą - w ujęciu procentowym - niższe podatki niż pozostali. Jednolity przegrał z nagonką medialną. A jego twórca Henryk Kowalczyk z liberalnym odłamem w PiS: wicepremierami Mateuszem Morawieckim, Jarosławem Gowinem i Piotrem Glińskim.
Pół zeszłego roku ekonomiści, przedsiębiorcy, politycy i dziennikarze spierali się o projekt podatku jednolitego. Spierali się, choć nikt go nie widział. Ostatecznie rząd w połowie grudnia z reformy zrezygnował. I dopiero teraz rozwiązanie przygotowane przez ministra i szefa Komitetu Stałego Rady Ministrów Henryka Kowalczyka ujrzało światło dzienne. I to tylko dlatego, że szans na jego wdrożenie już nie ma.
Można powiedzieć, że jednolity przegrał z nagonką medialną. Jeśli słowem roku 2016 była postprawda, to idealnie pasuje właśnie do propozycji Kowalczyka. Na hasło "podatek jednolity" straszono ucieczką z rejestracją firm w Czechach czy na Litwie, pracą na czarno, emigracją za niższymi podatkami.
Teraz okazuje się, że były to strachy na lachy. Nie było pomysłu na stawkę w wysokości 40 proc., która padła z ust Kowalczyka w jednym z wywiadów. To znaczy była, ale minister mówił wtedy nie o gołej stawce podatku, tylko o podatku łącznie z ZUS. Choć stawką "40 proc." najbardziej wystraszeni byli przedsiębiorcy, to okazało się, że przy dochodzie 10 tys. brutto miesięcznie, osoba prowadząca działalność gospodarczą płaciłaby jedynie 35 zł więcej. W przypadku niższych wpływów, oznaczałoby realnie obniżkę podatków.
Kowalczyk chciał, by podatki w rzeczywistości były niższe dla najuboższych i tych ze średnimi dochodami. Ci najbogatsi płaciliby tylko nieco więcej. Różnica wyniosłaby góra kilka procent. Na przykład etatowiec zarabiający 20 tys. brutto straciłby 214 zł miesięcznie.
Na spotkaniu zorganizowanym przez Polityka Insight rozwiązania te prezentował dr Paweł Wojciechowski. To główny ekonomista ZUS, który został poproszony o przygotowanie uproszczonego systemu podatkowego przez ministra.
Co zawierały propozycje? Podatek Kowalczyka likwidował przywilej niepłacenia na ZUS przez najbogatszych. Obecnie przekroczenie trzydziestokrotności miesięcznego wynagrodzenia oznacza, że od nadwyżki składek emerytalnych się już nie uiszcza. Ten pomysł wcale jednak nie zniknął i zdaniem ministra, rząd nadal powinien się nad nim zastanawiać.
Jednolite głównie składki
Reforma Kowalczyka miała zmienić oprocentowanie poszczególnych składek. Znikało finansowanie Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych i Funduszu Pracy, dzięki czemu firmy płaciłyby za każdego zatrudnionego równe 20 proc. To o 0,61 punktu procentowego mniej niż dziś. To byłby zysk dla przedsiębiorcy. Także pracownikom planowano zmniejszyć nieco wysokość składek - do równo 10 proc.
Jak wyglądać miał podatek jednolity? | ||
---|---|---|
Składki pracodawcy | Obecna wysokość | Po reformie |
Emerytalna | 9,76 proc. | 12,22 proc. |
Rentowa | 6,5 proc. | 6,58 proc. |
Wypadkowa | 1,8 proc. | 1,2 proc. |
FGŚP | 0,1 proc. | 0 proc. |
FP | 2,45 proc. | 0 proc. |
Łącznie | 20,61 proc. | 20 proc. |
Składki pracownika | ||
Emerytalna | 9,76 proc. | 7,5 proc. |
Rentowa | 1,5 proc. | 0,25 proc. |
Chorobowa | 2,45 proc. | 2,45 proc. |
Łącznie | 13,71 proc. | 10 proc. |
Łącznie wszystkie składki | 34,32 proc. | 30 proc. |
W ten sposób każdy zamiast obecnych 34,32 proc. płaciłby równe 30 proc. To byłby właśnie pierwszy liniowy podatek ubezpieczeniowy.
- W mediach mówiono, że jednolitość to jest taki jednolity podatek, polegający na włączeniu wszystkich tytułów opodatkowania i oskładkowania w jedną daninę, a część ubezpieczeniowa tam zginie. Otóż nie. Było zupełnie odwrotnie - tłumaczył dr Paweł Wojciechowski. Jego wypowiedź tylko potwierdza, że jednolity przegrał w medialnej wojnie.
Stawki podatkowe miały wynosić 0 proc. dla zarobków na poziomie 667 zł. Powyżej tej kwoty było to 19 proc. przy pensji do 8 tys. zł. Lepiej zarabiający mieli płacić 29 proc. Dla działalności gospodarczej stawka podatku jednolitego wynosiła 25 proc.
Podwyżki dla większości Polaków niestety nie będzie
Jednocześnie założono oskładkowanie wszystkich umów, także o dzieło. To zarabiający z tego tytułu straciliby najwięcej, ale jak przekonuje Wojciechowski, zyskaliby prawo do emerytury. Teraz Kowalczyk przyznał, że z tego pomysłu nie zrezygnowano.
- Trzeba uszczelnić system o grupy, które składek nie płacą lub celowo je pomniejszają - mówił minister (przeczytaj więcej na ten temat w WP money)
.
W przypadku etatowców większe daniny płaciłyby osoby zarabiające powyżej 20 tys. zł miesięcznie. Wszyscy inni zyskiwaliby kilka procent.
Podatek jednolity - kto zyskiwał, kto tracił | ||||
---|---|---|---|---|
Pensja/dochód brutto | Etat obecnie | Etat po reformie | Działalność obecnie | Działalność po reformie |
2 000 zł | 1 460 zł | 1 547 zł | 878 zł | 1 400 zł |
4 000 zł | 2 854 zł | 2 967 zł | 2 603 zł | 2 916 zł |
10 000 zł | 6 840 zł | 7 027 zł | 7 385 zł | _ 7 340 zł _ |
20 000 zł | 13 340 zł | _ 13 126 zł _ | 15 435 zł | _ 14 300 zł _ |
obliczenia dr. Pawła Wojciechowskiego dotyczą pensji netto, kursywą zaznaczono wynagrodzenia, które spadały, a podkreślenie rosnące. |
- Chcieliśmy zwiększyć progresję w systemie. Najlepiej zarabiający płaciliby więcej. To dotyczyłoby około 3 procent podatników. Wszyscy inni odczuliby korzyść ze zmian - wyjaśniał dr Paweł Wojciechowski.
Jak dodawał, klin podatkowy, czyli procent wszystkich podatków płaconych przez pracownika i pracodawcę, już nie premiował najbogatszych. Dziś w ujęciu procentowym płacą oni mniejsze podatki niż ci o niskich i średnich dochodach.
Dla budżetu zmiana miała być niemal neutralna. Nieco więcej wpłacałyby osoby na działalności gospodarczej. Dla nich koszt wyniósłby ok. 2,5 mld zł rocznie i pokrył mniejsze wpływy ze składek ubezpieczeniowych i podatków.
Podatek jednolity - kto zyskiwał, kto tracił | ||||
---|---|---|---|---|
Pensja brutto | Dzieło obecnie | Dzieło po reformie | Zlecenie obecnie | Zlecenie po reformie |
2 000 zł | 1 868 zł | _ 1 547 zł _ | 1 502 zł | 1 547 zł |
4 000 zł | 3 686 zł | _ 2 967 zł _ | 2 958 zł | 2 967 zł |
10 000 zł | 8 763 zł | _ 7 027 zł _ | 7 325 zł | _ 7 027 zł _ |
20 000 zł | 15 535 zł | _ 13 126 zł _ | 14 481 zł | _ 13 126 zł _ |
obliczenia dr Pawła Wojciechowskiego dotyczą pensji netto, kursywą zaznaczono wynagrodzenia, które spadały, a podkreślenie rosnące. |
Liberalny odłam PiS broni najbogatszych
Rezygnacja z podatku jednolitego to więc pierwszy antysocjalny ruch PiS. A dokładniej trzech wicepremierów - Mateusza Morawieckiego, który sprzeciwił się większym podatkom dla firm, Jarosława Gowina (szef koalicyjnej partii Polska Razem), który krytykował zwiększenie podatków dla najbogatszych, oraz Piotra Glińskiego, który nie chciał oskładkowania umów o dzieło, na których korzystają głównie twórcy.
Cała reszta Polaków straciła podwyżki rzędu kilkudziesięciu czy kilkuset złotych. Szczególnie rozczarowani mogą być drobni przedsiębiorcy. Dziś dusi ich ZUS w wysokości około 1200 zł. Gdyby wszedł jednolity, zamiast ryczałtu płaciliby procent od dochodu. Krawcowe, hydraulicy czy mechanicy zyskiwaliby kilkaset złotych. A to zachęcałoby do wychodzenia z szarej strefy.
- Koncepcja zakładała obniżenie podatków dla najgorzej zarabiających. Taka zmiana miała zachęcać do podjęcia legalnej pracy, wyjścia z szarej strefy i być zachętą do zatrudniania nowych pracowników - mówił nam jeszcze w grudniu Jeremi Mordasewicz z Konfederacji Lewiatan.
Jak dodawał, jednolity, choć był nieźle przygotowany i dobrze wyliczony, to przegrał walkę na polu komunikacji. Nikt bowiem nie wyszedł i otwarcie nie powiedział, że najbogatszym po prostu trzeba podwyższyć podatki.
Wina za to częściowo spada na samego autora pomysłu. Kowalczyk tylko zdawkowo informował o założeniach. Jak już pisaliśmy, to częściowo jego wina, że nie wyjaśnił o co chodzi w stawce 40 proc. Samego projektu też nigdy nie ujawnił, więc wszyscy opierali się na spekulacjach. Kowalczyk przegrał więc podwójnie: raz z mediami, dwa z przeciwnikami w rządzie.
Problem w tym, że jego osobista porażka oznacza stratę dla najbiedniejszych i utrzymanie status quo dla najbogatszych.