Od 2018 r. jednolity podatek ma zastąpić PIT oraz składki do ZUS i na NFZ. Już miesiąc temu zapowiedział to minister Henryk Kowalczyk, mówiąc, "że decyzja polityczna zapadła". Jak się okazuje, w skład jednolitego podatku może wcale nie wejść składka zdrowotna i ubezpieczeniowa. – Z jednej strony chcemy ujednolicić podatek, ale z drugiej - on nie może wynosić zero – przyznaje w rozmowie z money.pl Stanisław Szwed, wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej.
- Mam nadzieję, że za dwa lata nikt już nie będzie pamiętał, co to jest PIT – tak miesiąc temu mówił Henryk Kowalczyk, szef Komitetu Stałego Rady Ministrów, zapowiadając, że od 2018 roku składki na PIT, ZUS i NFZ zastąpi jedna danina, nazywana powszechnie jednolitym podatkiem. – Decyzja polityczna już zapadła – mówił wówczas Kowalczyk, o czym pisaliśmy w money.pl.
Okazuje się jednak, że o ile o PIT prawdopodobnie rzeczywiście możemy zapomnieć, to o składkach do ZUS już niekoniecznie. Nie wiadomo jeszcze, czy zostaną one włączone do jednolitej daniny.
Jednolity podatek nie taki jednolity
W rozmowie z money.pl Stanisław Szwed, wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej, podkreśla, że prace nad koncepcją jednolitego podatku jeszcze trwają i nie wiadomo do końca, jakie składki zostaną w tej daninie zgrupowane. Znak zapytania stoi szczególnie przy składkach do ZUS.
- Trudność ze składką ubezpieczeniową polega na tym, że z jednej strony chcemy ujednolicić podatek, ale on nie może wynosić zero – mówi nam wiceminister Szwed. - Jest składka zdrowotna i składka ubezpieczeniowa, a one muszą mieć swoją wartość od dochodu - dodaje.
Chodzi o to, że w przypadku najmniej zarabiających stawka jednolitego podatku miałaby być tak niska, że wpisana w to rozwiązanie kwota wolna spowodowałaby, że podatnik nie zapłaciłby wcale podatku dochodowego. Nie byłoby też z czego przekazać części składki do NFZ na ubezpieczenie zdrowotne tej osoby, ani do ZUS na jej subkonto emerytalne.
Czy w takim razie, skoro są wątpliwości, rząd może jednak w ogóle wycofać się z koncepcji jednolitego podatku? - Wydaje się, że kwestia jednolitego podatku nie upadnie. Z wszystkich analiz wynika, że dzisiaj większość Polaków o niższych dochodach płaci procentowo wyższe podatki niż ci, którzy mają wyższe dochody. I to trzeba zmienić, a jednolity podatek progresywny idzie właśnie w tym kierunku – mówi Szwed.
Wiceminister zaraz dodaje, że jednolity podatek z wliczoną składką do ZUS ma swoje plusy. - Z punktu widzenia Zakładu nie byłoby takiej sytuacji, że ktoś w ogóle tej składki nie odprowadza, co dla systemu emerytalnego i dla tej osoby jest rzeczą dramatyczną, bo na swoim koncie emerytalnym będzie miała zero – podkreśla Szwed.
Jak przyznał, jest on też zwolennikiem tego, by reguły gry w sprawie jednolitego podatku dotyczyły wszystkich - także osoby rozliczające się w ramach umów o dzieło.
Budżet nie może stracić
Na to, by mówić o konkretnych stawkach jednolitego podatku, jest jeszcze za wcześnie. Ale dla zobrazowania skali wyzwania dla budżetu posłużmy się koncepcją proponowaną przez Platformę Obywatelską podczas jesiennych wyborów. PO również podniosła kwestię wprowadzenia jednolitego podatku, proponowała nawet konkretne stawki – najniższa miałaby wynosić 10 proc., najwyższa 39,5 proc.
Załóżmy że, jak chce rząd, płaca minimalna w przyszłym roku wyniesie 2 tys. zł brutto. Rocznie to 24 tys. zł. Od tego należy jednak odliczyć kwotę wolną w wysokości 8 tys. zł, jak chce prezydent. To daje 16 tys. zł, które podlegałoby opodatkowaniu. 10-proc. jednolity podatek to 133 zł, które miesięcznie odprowadzałby podatnik. Z tych pieniędzy część powinna zostać skierowana do NFZ, część do ZUS, więc gołym okiem widać, że byłoby ich za mało. Sama składka emerytalna stanowi dziś 19,52 proc.
Stawki zaproponowane przez PiS na pewno będą się różniły od tych, o których mówiła PO, choćby z tego względu, że PO szacowała koszty swojej propozycji na 10,2 mld zł, a PiS chce, aby zmiana była neutralna dla budżetu. - Budżet nie może sobie pozwolić na ubytki – mówi money.pl Stanisław Szwed.
Przyznaje też, że na razie nie jest też pewne czy kwota wolna, która ma zostać wpisana w jednolity podatek dla wszystkich, wyniesie 8 tys. zł, czy będzie degresywna.
Kiedy poznamy szczegóły jednolitego podatku?
Zespół ekspertów, którzy pracują nad koncepcją jednolitego podatku, został powołany w maju. – Komisja ma trzy miesiące na przygotowanie rozwiązań – przypomina wiceminister Szwed. To oznacza, że do końca lipca powinna zakończyć prace.
Jak zapowiadał pod koniec maja Henryk Kowalczyk, w wakacje, a najpóźniej wczesną jesienią, poznamy założenia do projektu o jednolitym podatku, a prace legislacyjne powinny się zakończyć do końca roku. Na wdrożenie nowego systemu potrzeba około roku, dlatego jednolity podatek ma szanse wejść w życie od 1 stycznia 2018 r.
**Kto może stracić na jednolitym podatku, a kto zyska? O tym na następnej stronie**
Pomysł na jednolity podatek to jeden ze sposobów walki z klinem podatkowym. Nie tylko zbyt dużym, ale przede wszystkim degresywnym, co oznacza po prostu, że biedniejsi procentowo oddają państwu więcej niż bogatsi.
Z kalkulacji Polityki Insight wynika, że w przypadku pensji minimalnej z 2015 r., czyli 1750 zł brutto miesięcznie, tzw. klin podatkowy wynosi 39 proc. Klin to różnica pomiędzy całkowitym kosztem zatrudnienia pracownika, a tym, co ten pracownik otrzymuje na rękę. W przypadku prezesa spółki skarbu państwa, który zarabia średnio 23 650 zł brutto, klin wynosi tyle samo – 39 proc.
Ale już kiedy ów prezes zmieniłby formę zatrudnienia z umowy o pracę na umowę zlecenie, klin skurczyłby się do 28 proc. W przypadku pensji minimalnej klin wzrósłby do 40 proc. Jeszcze większa różnica jest w przypadku prowadzenia własnej firmy i rozliczaniu się liniowo – w przypadku pensji minimalnej klin rośnie aż do 61 proc., natomiast w przypadku umownego prezesa spada do 22 proc.
- To jest niezdrowe. Jak ktoś więcej zarabia, powinien płacić wyższe podatki, a przynajmniej nie niższe – mówił niedawno Henryk Kowalczyk.
Korzyści, jakie dzięki rewolucji w systemie podatkowym chce osiągnąć rząd, to również zwiększenie zatrudnienia i likwidacja umów śmieciowych.