Jest źle, a będzie gorzej. To wnioski z analizy Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Demografia jest nieubłagana, Polaków będzie ubywać. Najbardziej tych, którzy dla gospodarki są najważniejsi. W wieku produkcyjnym, czyli mających od 18 do 59 (w przypadku kobiet) i 64 lat (w przypadku mężczyzn).
ZUS ma też drugą złą informację. Jednocześnie deficyt Funduszu Ubezpieczeń Społecznych będzie rósł. FUS, z którego wypłacane są renty i emerytury, powstał 1 stycznia 1999 r. Od samego początku jego niedobory są "zasypywane" pieniędzmi z budżetu. De facto z naszych kieszeni. Mimo że co miesiąc każdemu pracownikowi państwo odbiera część pensji w postaci... składki na ubezpieczenie społeczne. Aby obywatele regularnie otrzymywali emerytury, do FUS między 2000 a 2016 r. trafiło niemal 517 mld zł.
Zobacz także: Służbowym autem po dziecko do szkoły? Konieczny paragon
W wariancie optymistycznym do rent i emerytur trzeba będzie dołożyć za pięć lat blisko 3 mld zł. W wariancie pesymistycznym? 19,6 mld zł. Za pięć lat renty i emerytury mogą więc kosztować mniej więcej o tyle więcej, ile wart jest dziś cały program Rodzina 500+. Jednocześnie analiza wskazuje, że FUS mocniej obciąży budżet państwa - pokazuje to relacja dziury do poziomu PKB. Tylko w jednym, optymistycznym wariancie budżet nie ucierpi. Koniec końców braki na emetyrury wyniosą od 44 do 77 mld zł.
Skąd rosnąca dziura? Przez coraz większą liczbę emerytów. Co roku emeryturę wybiera blisko 300 tys. seniorów - i jednocześnie rezygnuje z pracy. W całym systemie osób, które są na emeryturze i pracują, jest tylko pół miliona. Niepracujących prawie dziesięć razy więcej. Do 2023 roku w Polsce przybędzie w sumie od 316 do 479 tys. emerytów. W kwestii wyjaśnienia: rocznie świadczenie uzyskuje blisko 300 tys. osób, ale jednocześnie część po prostu umiera.
Liczba emerytów będzie rosnąć jeszcze szybciej niż liczba tych, którzy z systemu odchodzą. Powód? Na emeryturę zaczynają przechodzić osoby z wyżu demograficznego po drugiej wojnie światowej. Jednocześnie urodzeni po 1948 roku właśnie zaczynają upominać się o świadczenie, a nie mieli praw do wcześniejszej emerytury. Więc liczba nie rozłożyła się naturalnie w ostatnich latach. Powód trzeci jest oczywisty. To obniżenie wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn.
To, jak poradzi sobie FUS i jak bardzo obciążony będzie budżet, mocno zależy od tego, jak rozwijać będzie się polska gospodarka. Im szybciej będzie rosnąc, im mocniej będą rosły płace, tym w FUS będzie lepiej. Problemy gospodarki, to jednocześnie silne problemy w FUS. A przecież pieniądze na emerytury muszą się znaleźć. Wypłaty są gwarantowane przez państwo. To jednak pokazuje, że już niebawem na wyborcze rozdawnictwo żadna z partii nie będzie mieć dodatkowych środków.
Analizy dotyczące zmian demografii oraz wpływów i wydatków Funduszu Ubezpieczeń Społecznych trafiły kilka dni temu na biurko minister rodziny, pracy i polityki społecznej Elżbiety Rafalskiej oraz minister finansów Teresy Czerwińskiej - wynika z informacji money.pl. Bo jedna analiza ma w sumie dwie złe informacje. Jedna to presja na Fundusz Ubezpieczeń Społecznych. Druga to demografia.
A jak wynika z analizy ZUS, w ciągu pięciu najbliższych lat problemy demograficzne w Polsce nie ustąpią. Do 2022 roku liczba Polaków urośnie od 38 mln 531 tys. (to wzrost o 62 tys.). Ale już od 2023 roku zacznie nas po prostu ubywać. Populacja w wieku produkcyjnym w tym czasie spadnie o przeszło 1,1 mln osób. Przybędzie za to seniorów. Ich będzie o blisko milion więcej. O ile dziś 60,5 proc. wszystkich Polaków może pracować (część jest nieaktywna zawodowo), to w ciągu pięciu lat odsetek spadnie do 57,6 proc. Z kolei osoby w wieku poprodukcyjnym będą stanowić 24 proc. populacji. A dziś to tylko 21,5 proc.
Nawet zakładając, że ze wspomnianego miliona osób tylko połowa mogłaby pracować - pracodawcom ubędzie potencjalne pół miliona pracowników. A przecież już dziś większość firm sygnalizuje ogromne problemy ze znalezieniem chętnych na etat.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl