Od dziś przez trzy tygodnie - bo tak długo trwać będzie wakacyjna przerwa w obradach Sejmu - będziemy rozmawiać z politykami w stylu wakacyjnym, pół żartem, pół serio. Spróbujemy ustalić, po czym właściwie posłowie wypoczywają i czy mieli się czym zmęczyć.
Zaczynamy od największej skandalistki obecnej kadencji - posłanki SLD Joanny Senyszyn.
Money.pl: Pani poseł, czy ma Pani po czym wypoczywać?
Joanna Senyszyn: Ja akurat mam, bo poza tym, że jestem posłem, wykładam na Uniwersytecie Gdańskim, pracuję też w Wyższej Szkole Społeczno-Ekonomicznej, gdzie mam zajęcia ze studentami. Moja doktorantka zrobiła doktorat, czytałam, poprawiałam. Miałam bardzo pracowity rok.
Money.pl: Pracowity rok i tylko na cztery dni Pani wyjeżdża do Gujany Francuskiej?
J.S: Tak, ale to akurat też nie jest wypoczynek, tylko ciężka praca. Jadę służbowo na obrady Komisji Technologii i Przestrzeni Powietrznej. Seminaria i spotkania w ramach tych obrad będą trwały od rana do wieczora, a do tego dziewięć godzin się leci z Paryża, a do Paryża trzeba się jeszcze dostać, więc to będzie bardzo męcząca wyprawa, dwa dni w podróży i tylko cztery dni na miejscu.
Money.pl: Pani zdaniem posłom obecnej kadencji należy się wypoczynek?
J.S.: Jeśli chodzi o Sejm, to było zdecydowanie mniej pracy, nawet nie ma czego porównywać do zeszłej kadencji, kiedy Sejm w ramach dostosowania polskiego prawa do unijnego uchwalał kilkaset stron ustaw rocznie. W tej kadencji ustaw było bardzo mało, rząd Marcinkiewicza prawie ich nie zgłaszał. PiS także - wbrew zapowiedziom wyborczym - nie przedstawił żadnego pakietu ustaw, poza tymi ustawami, które miały zapewnić braciom Kaczyńskim władzę, czyli ustawę o KRRiTV, żeby mieć kontrolę nad mediami, czy ustawę o Centralny Biurze Antykorupcyjnym, żeby móc wszystkim inwigilować, śledzić, znaleźć na wszystkich papiery, jakby ich przypadkiem w IPN-ie nie było. Tylko tego typu ustawy były przyjmowane, zamiast tych, które miałyby wpływ na sytuację materialną Polaków, czy choćby ochronę środowiska.
Money.pl: Ale Pani mówi, że koalicja rządząca nie ma po czym wypoczywać. A opozycja ma? Bo raczej ze strony SLD niemrawo to wyglądało, choć oczywiście Pani była gwiazdą, poprzez swoje prowokacje, wypowiedzi i wkładanie kija w mrowisko. Tylko czy to jest konstruktywne?
J.S.: Oczywiście, że konstruktywne. To jest zadanie opozycji - siać umysłowy ferment, aby posłowie mieli o czym myśleć. Kilkadziesiąt razy zabierałam w Sejmie głos zadając Pis-owi niewygodne, ale bardzo merytoryczne pytania, wiec nie można powiedzieć, że to jest niekonstruktywne działanie. Zaskarżyliśmy trzy ustawy o finansowaniu trzech uczelni katolickich z budżetu państwa. Także zaskarżyliśmy ustawę o finansowaniu Świątyni Opatrzności Bożej, sprzeciwialiśmy się karaniu Polsatu za program Kuby Wojewódzkiego. Robimy to, co należy do opozycji.
Money.pl: Czy skończyła Pani pisać książkę?
J.S.: Właśnie niestety przez to, że mam tyle pracy, cały czas nie mogę jej skończyć, ale i tak w sezonie ogórkowym bym jej nie wydała. Myślę, że we wrześniu się uda. Andrzej Czeczot już kończy rysunki, będzie więc i co poczytać i co pooglądać.
Money.pl: Dużo ludzi się obrazi po przeczytaniu Pani książki?
J.S.: Mam nadzieję.
Money.pl: To będzie książka obsceniczna, spodziewam się.
J.S.: Nie, skądże.
Money.pl: Podaje Pani definicję orgazmu.
J.S.: Ale przecież orgazm to stan fizjologiczny.
Money.pl: Ale według Pani orgazm to "stan członków PiS przy prezesie".
J.S.: No tak, ale co ja poradzę, że oni na widok prezesa dostają orgazmu.