Agata Kalińska, money.pl: Jesteśmy u progu negocjacji kolejnego unijnego budżetu. Teraz Polska dostaje rekordowo dużo, bo ponad 80 mld euro na politykę spójności. Ale to eldorado się kończy.
Jerzy Kwieciński, minister Inwestycji i Rozwoju: To, że dla Polski będzie mniej pieniędzy, wiadomo od bardzo długiego czasu. Właściwie od momentu, kiedy była negocjowana jeszcze poprzednia perspektywa finansowa, czyli ta na lata 2007-13. I wtedy eksperci (do których wówczas sam się zaliczałem) i rządzący, jak minister Bieńkowska, wskazywali, że obecny budżet jest ostatnim tak hojnym dla Polski. Wynika to po części z faktu, że wchodząc do Unii polskie regiony pod względem PKB na mieszkańca stały bardzo nisko. Czyli znaczące wsparcie finansowe wynikało choćby z samej arytmetyki. Poza tym wtedy było ewidentne, że zarówno polityka spójności, jak i wspólna polityka rolna były absolutnymi priorytetami Unii Europejskiej. Teraz mamy zupełnie inną sytuację.
I inne priorytety?
Mamy przede wszystkim Brexit, który oznacza że Unię opuszcza drugi największy kraj członkowski. Wielka Brytania wpłacała do wspólnego budżetu 12-14 mld euro rocznie. Czyli prawie 10 proc. Rzeczywiście doszły też nowe priorytety, których wcześniej nie było, albo były ledwo widoczne. I tu chodzi o politykę migracyjną wraz z uchodźcami oraz kwestie bezpieczeństwa, walki z terroryzmem i budowania potencjału obronnego. I to znajdzie odzwierciedlenie w nowym budżecie Unii. Są też cele związane z polityką klimatyczną. Na nie też będą musiały znaleźć się pieniądze. Unia patrzy też na swoją konkurencyjność i widzi braki w inwestycjach w cyfryzację gospodarki. Czyli już nie autostrady i linie kolejowe, ale zupełnie inne działania wychodzą na pierwszy plan.
Nie ma też co ukrywać, że Polska i polskie regiony się bogacą. Mamy wzrost gospodarczy dwukrotnie wyższy niż w Unii Europejskiej, kolejne województwa wychodzą ponad próg 75 proc. średniej unijnej PKB na mieszkańca, a to oznacza, że będzie do nas płynąć mniej pieniędzy.
Ale nasza ściana wschodnia wciąż będzie należała do najbiedniejszych regionów Unii.
Tak. Choć kiedy wchodziliśmy do UE, to województwa Polski Wschodniej były na samym końcu, jeśli chodzi o zamożność. A razem z nimi jeszcze dwa regiony z Węgier. Później jednak zaczęły nadrabiać, a z ostatnich miejsc wyparły je regiony rumuńskie, bułgarskie, a później jeszcze chorwackie. Ale nadal pięć naszych województw jest w dwudziestce najbiedniejszych regionów UE.
A kiedy choć jeden polski region będzie w dwudziestce najbogatszych?
Myślę, że to już będzie naprawdę niedługo. Przypominam, że od pierwszego stycznia podzieliliśmy Mazowsze na dwie tzw. jednostki statystyczne. Czyli aglomerację warszawską – Warszawa plus dziewięć otaczających powiatów – i pozostałą część województwa. Ten zabieg pozwoli nam na prowadzenie bardziej skuteczniej polityki regionalnej, bo nie oszukujmy się, Warszawa ma zupełnie inne potrzeby niż chociażby powiat siedlecki. A z drugiej strony pozwoli nam uzyskać wyższe wsparcie z funduszy unijnych dla Mazowsza, poza granicami stolicy. A sama Warszawa może już aspirować do grona tych bogatszych w Unii.
Wracając do budżetu, jaką mamy mapę drogową? Komisja Europejska przedstawi swoją propozycję w maju. I to od niej zaczną się właściwe negocjacje.
Tak, choć wstępne rozmowy już trwają. Na przykład te w ramach spotkań państw – przyjaciół polityki spójności.
I dużo jest tych przyjaciół?
No, ostatnio mieliśmy w Polsce spotkanie i na 28 państw unijnych, byli reprezentanci 27.
A kogo nie było?
Przedstawiciela Luksemburga. Ale wcześniej także ten kraj uczestniczył w podobnych spotkaniach. Widać, że zainteresowanie tą polityką jest.
Polsce zależy, by była realizowana nadal. Niezależnie od tego, jakie nowe wyzwania stoją przed Unią.
Zdecydowanie. Ponadto zależy nam, by to była polityka dla wszystkich państw UE, a nie „coś dla biednych”, co proponują na przykład kraje skandynawskie. To polityka inwestycyjna dla całej Unii, która nie tylko ma wyrównywać szanse rozwojowe. Podczas ostatniego kryzysu było jak na dłoni widać, że ona zadziałała. Pomogła przez ten kryzys przejść. Ponadto uczy zarządzania państwem i zarządzania rozwojem. Czyli nie chodzi w niej tylko o to, by było za co wybudować drogę i oczyszczalnię ścieków, jak to się niektórym wydaje.
A czego jeszcze oczekujemy po nowym budżecie?
Ogólnie uważamy, że wszelkie gwałtowne ruchy nie są dobre. Unia Europejska daje stabilne ramy działania, i to jest jej wielki plus. Sam fakt, że te perspektywy finansowe są siedmioletnie jest tego przejawem. Będziemy dopominali się, by polityka spójności w swoich głównych celach się nie zmieniała. Będziemy też dopominali się, by jej realizacja była prostsza. Czyli o zmniejszenie biurokracji. I tu mamy poparcie innych krajów. Chcemy też, by było uwzględnione to, że różne państwa mają różne potrzeby. Chcemy też zachowania dwufunduszowości – czyli finansowania inwestycji jednocześnie z funduszu rozwoju regionalnego i funduszu społecznego. Naszym zdaniem to się dobrze sprawdza. Ale mamy sygnały, że z tym może być problem.
A cozapowiedziami powiązania wypłaty funduszy z praworządnością? Wiadomo, że w obecnym budżecie nie ma o tym mowy, ale właśnie zaczynają się negocjacje następnego.
Uważam, że podstawy prawne do takiego powiązania są bardzo, bardzo wątłe. Oczywiście Komisja Europejska i inne kraje mogą i tak starać się je przeforsować. Ale według nas to są dwa zupełnie różne aspekty funkcjonowania Unii Europejskiej. Z jednej strony mamy politykę inwestycyjną, a z drugiej zasady praworządności, które są typowo polityczną sferą. I które bardzo trudno zmierzyć. Bo są oceniane niezwykle subiektywnie. Dlatego trudno je przełożyć na praktykę. Co innego jeśli mówimy o wymaganiach makroekonomicznych. Im możemy przypisać konkretne wskaźniki. Przy praworządności – nie.
A co ze składką do wspólnego budżetu? Będziemy płacić więcej.
W tej chwili jest stosunkowo niska. To jeden procent dochodu narodowego brutto. Na ogół nie zastanawiamy się nawet, że to jest aż tak mało. Proszę też pamiętać, że na razie otrzymaliśmy z Unii na czysto około 100 mld euro.
A jak będziemy płacić wyższą składkę, to nadal będziemy tak bardzo na puls?
Nadal. Choć się bogacimy, to wciąż będziemy bardzo na plus. A w naszym interesie jest utrzymanie tych kluczowych polityk unijnych na zbliżonym poziomie.
Czyli dobrze rozumiem, że mówimy: tak, zapłacimy wyższą składkę, ale chcemy w zamian utrzymania polityki spójności?
Nie do końca. Uważamy, że jeśli UE chce realizować swoje ambitne cele, to musi mieć na to więcej pieniędzy. Szczególnie, jeśli pojawia się dziura po jednym z płatników. Czyli Wielkiej Brytanii.
Podniesienie składki wynika bardziej z potrzeby finansowania nowych zadań, czy zasypania dziury po brexicie?
I jednego, i drugiego. Nieformalnie mówi się, że ten wkład do wspólnej kasy powinien wynosić około 1,2 proc. DNB. Ostatecznie jego wysokość określi kompromis osiągnięty przez wszystkie państwa członkowskie. W maju poznamy propozycję Komisji Europejskiej.
Przechodząc na krajowe podwórko. Stoi pan na czele ministerstwa od niedawna. Co chce pan zrobić do końca kadencji? Czym będzie się pan chwalił przed wyborami?
Za dwa lata powinniśmy być w szczycie realizacji Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju. I to jest moje najważniejsze zadanie. Czyli sprawne i efektywne wprowadzanie tzw. Planu Morawieckiego. Jego częścią jest polityka inwestycyjna, łącząca środki krajowe i unijne. Programy europejskie już udało nam się rozpędzić. Tempo podpisywania umów jest pod kontrolą, choć wciąż za wolno idą wydatki. I na ten rok to jest priorytet. Przyspieszyć inwestowanie i rozliczanie unijnych pieniędzy.
Czyli weźmie pan do galopu samorządy.
Porównując tę perspektywę z poprzednią, to programy krajowe, zarządzane centralnie, idą szybciej. A regionalne – realizowane przez samorządy wojewódzkie – zdecydowanie wolniej. I to trzeba poprawić.
A ma to związek z tym, że w regionach rządzą jednak partie opozycyjne? Może trudniej wam się dogadać.
Pewnie trochę tak. Nie ukrywam, że tempo wdrażania nie jest takie jak bym oczekiwał. Ale w każdym województwie jest inaczej. Mamy takich absolutnych liderów jak pomorskie, wielkopolskie, opolskie. Są w tym naprawdę dobrzy. A wcale nie rządzą tam sympatycy Prawa i Sprawiedliwości. Z drugiej strony mamy maruderów, jak lubelskie, świętokrzyskie, podlaskie, warmińsko-mazurskie. I to są województwa Polski Wschodniej, które na logikę powinny wykorzystywać szansę i gonić tych bogatszych. A one ciągną się w ogonie.
Jest też nowa działka, związana z budownictwem.
Tu muszę zapanować nad regulacjami i wprowadzić porządek w różnego rodzaju działania legislacyjne.
A co właściwie jest w pana kompetencjach? Bo budownictwo infrastrukturalne to kompetencja ministra Adamczyka. Mieszkanie+ podlega premierowi. A budownictwo mieszkaniowe to właściwie sektor prywatny, deweloperzy, spółdzielnie.
Nieszczególnie kocham resortowość. To nie jest tak, że dostaliśmy zabaweczki, które są tylko nasze i tylko my możemy się nimi bawić. Jesteśmy resortem, który określa cele rozwojowe, przygotował swego rodzaju biznesplan dla całego państwa i koordynuje jego skuteczną realizację. Stąd także koordynowanie działań poszczególnych resortów jest częścią naszej działalności. I rzeczywiście, premier przejął osobisty nadzór nad Mieszkaniem+ i polityką mieszkaniową, ale całe otoczenie i wsparcie jest zapewniane przez nasz resort.
Wróćmy do inwestycji. Ekonomiści zwracają uwagę, że ich poziom wciąż jest w Polsce za niski. Co minister od inwestycji zamierza z tym zrobić?
Zależy nam, by wzrost gospodarczy był pobudzany nie tylko przez konsumpcję i eksport. Ale także przez inwestycje, bo to najbardziej wartościowy z silników napędzających gospodarkę. I rzeczywiście z inwestycjami na poziomie mniej więcej 18 proc. PKB absolutnie nie jesteśmy liderami i chcielibyśmy z każdym rokiem podnosić ten poziom by osiągnąć pułap co najmniej 25 proc. Ale bardzo wiele krajów na świecie ma z tym problem, że poziom inwestycji mierzony do PKB spada. To też widać w Unii Europejskiej. Gospodarki szczególnie krajów rozwiniętych inwestują mniej, niż w przeszłości. I dla nas podniesienie tego poziomu inwestycji jest szalenie ważne.
A jak ma się to stać? Sam sektor publiczny nie da rady.
To prawda. Główny ciężar musi być położony na sektorze prywatnym. W Polsce inwestycje publiczne to około jednej trzeciej ogółu. I one często działają też na firmy prywatne. Bo żeby wygrać przetarg na przykład na budowę drogi, to muszą zainwestować choćby w maszyny. Chcemy też ułatwiać prowadzenie działalności gospodarczej. Planujemy wprowadzać usprawnienia w samym procesie inwestycyjnym: żeby było łatwiej uzyskać pozwolenia, żeby te wszystkie przygotowania zabierały mniej czasu.
Jednak czasem się okazuje, że prawo przeszkadza, a nie pomaga w inwestycjach. Mówię tu o prawie wodnym, które zaraz po wejściu w życie już trzeba nowelizować, żeby właśnie inwestycje nie stanęły.
Dostosowujemy te przepisy do wymogów unijnych i udoskonalamy je by odpowiadały na wyzwania stojące przed inwestorami. Ale przypomnę, że te zmiany powinny były być wprowadzone w 2004 roku, bo już wtedy Unia ich wymagała.
Czyli było mnóstwo czasu, by napisać dobrą ustawę.
Ale kolejne rządy miały z tym wielki problem. A my musieliśmy temu sprostać w bardzo krótkim czasie. Ale faktycznie, jak się wprowadza zupełnie nowe rozwiązania prawe, to może to powodować pewne perturbacje. W tym przypadku mówimy o zupełnie nowych rozwiązaniach, bo m.in. o wprowadzeniu odpłatności za wodę, by nie była marnowana. Takie zmiany wymagają czasem korekt. I to się właśnie dzieje.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl