Dekoncentracja mediów, tuż obok zmian w sądownictwie, to według słów prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego najważniejsza rzecz do zrobienia dla partii rządzącej. Sprawdzamy, którzy wydawcy mogą się spodziewać "dekoncentracji" i "repolonizacji".
- Sprawy, które mamy jeszcze do załatwienia, jak dekoncentracja mediów, też będą załatwione. Choć będzie wielki opór - powiedział w wywiadzie dla telewizji Trwam prezes PiS Jarosław Kaczyński. Wątku nie rozwinął. A szkoda, bo jego słowa wywołały falę spekulacji i domysłów.
Tym bardziej, że temat repolonizacji mediów wraca jak bumerang właściwie od początku kadencji. Kilka razy była zapowiadana nawet odpowiednia ustawa. Konkretów jednak jak nie było, tak nie ma.
Trudno wyrokować, jak ma przebiegać dekoncentracja na podstawie dosłownie tych kilku słów, które prezes wypowiedział w czwartkowym wywiadzie. Jednak trzymając się wcześniejszych zapowiedzi zarówno kierownictwa, jak i szeregowych polityków PiS, możemy spróbować przedstawić listę wydawców, który mogliby odczuć ewentualną zmianę przepisów.
Po pierwsze - wydawcy z dominującym kapitałem zagranicznym. Jarosław Kaczyński nigdy nie ukrywał, że jego zdaniem kapitał ma narodowość, a właściciele mediów z zagranicznym kapitałem używają ich do walki politycznej w Polsce. Największymi wydawcami z przeważającym udziałem kapitału zagranicznego są: szwajcarsko-niemiecka grupa RASP (właściciel Onetu, Faktu, Newsweeka, Przeglądu Sportowego), niemieckie Bauer Media (RMF, Interia, prasa kolorowa) i grupa Polska Press (prasa lokalna i regionalna). Na rynku telewizyjnym jest należąca do Amerykanów ze Scripps Networks Interactive Grupa TVN. Na rynku radiowym mamy francuski Eurozet, nadający Radio Zet i Antyradio.
Zaznaczmy, że w tych przypadkach udział kapitału zagranicznego przekracza 50 proc. Im niższy dopuszczalny pułap dopuści PiS, tym więcej wydawców dotknie. Szczególnie w przypadku tych notowanych na giełdzie. A jest to kilku ważnych graczy na rynku, jak Cyfrowy Polsat, Grupa Wirtualna Polska czy Agora.
W maju zeszłego roku prezes Kaczyński mówił, że media powinny "być polskie w możliwie największym procencie". - Nawet i 100 proc. byłoby dobre, ale kilkuprocentowy udział (kapitału zagranicznego - red.) nie byłby niczym zagrażającym - mówił podczas chatu z internautami.
Scenariusz drugi. Dekoncentracja mogłaby polegać na tym, co zaproponowała KRRiT w tym roku: Rada proponowała określenie pozycji dominującej, która byłaby osiągana przez podmiot lub grupę kapitałową wraz ze zdobyciem 30 proc. udziałów w jednym z rynków: przychodów reklamowych, przychodów z opłat z płatnej telewizji, widowni telewizyjnej, audytorium radiowego lub użytkowników usług audiowizualnych online. To byłoby uderzenie w prywatnych nadawców telewizyjnych - Polsat i TVN.
Scenariusz trzeci. PiS, jako oznakę patologii na rynku prasowym, podaje przykład prasy regionalnej i lokalnej. Solą w oku jest przede wszystkim koncern Polska Press, należący do niemieckiej grupy medialnej Verlagsgruppe Passau. Wydaje kilkanaście dzienników lokalnych w niemal całym kraju. Wiceminister kultury Jarosław Sellin wielokrotnie wskazywał w wywiadach, że 80-90 proc. prasy lokalnej jest wydawanej przez firmy, za którymi stoi niemiecki kapitał. Repolonizacja może więc zacząć się właśnie od prasy lokalnej, tym bardziej, że to właśnie wybory samorządowe otworzą w przyszłym roku trzyletni maraton wyborczy.