Radosław Kadri - pracownik irackiego biura wrocławskiej Jedynki, porwany 1-go czerwca w Bagdadzie - zapowiedział po przylocie do Warszawy, że złoży skargę do MSZ w związku z przetrzymywaniem go w polskiej ambasadzie w Bagdadzie.
Radosław Kadri powiedział w rozmowie z Informacyjną Agencją Radiową, że nie da się - jego zdaniem - racjonalnie wytłumaczyć zachowania pracowników polskiej placówki i uniemożliwianie mu powrotu do kraju.
Pracownik wrocławskiej Jedynki powiedział, że największy żal ma do charge d'affaires polskiej ambasady w Bagdadzie Tomasza Giełżeckiego, który - jego zdaniem - mógł zabrać go do Warszawy już w czwartek, gdy leciał razem z uwolnionym z rąk porywaczy szefem biura wrocławskiej Jedynki Jerzym Kosem. Argument, że nie mieli oni czas przyjechać po niego do ambasady, Kadri uznał za "śmieszny".
Według Kadriego, pracownicy ambasady postępowali w stosunku do niego niekonsekwentnie. Jednego dnia przez cały dzień, ze względów bezpieczeństwa, przetrzymywano go na terenie konsulatu, podczas gdy następnego dnia wysłano do odległego posterunku irackiej policji bez ochrony, jedynie w towarzystwie tłumacza i dwóch policjantów. Kadri, który winą za całą sytuację obarcza Tomasza Giełżeckiego, dodał, że podobnych zdarzeń było kilka.
Skargę na postępowanie pracowników polskiej placówki dyplomatycznej w Bagaddzie Radosław Kadri zamierza złożyć w poniedziałek lub wtorek. Po krótkim odpoczynku pracownik wrocławskiej Jedynki zamierza wrócić do Bagdadu.