Polska waluta od pewnego czasu razi słabością, ale do 5 zł za euro jeszcze bardzo dużo brakuje. Chyba, że trafimy na lotnisko czy dworzec, gdzie wiele kantorów żeruje na nieświadomych lub zdesperowanych podróżnych. Kursy wymiany potrafią różnić się o kilkadziesiąt procent względem średniej.
Pisaliśmy już, że tegoroczne wakacje w Europie zapowiadają się wyjątkowo drogo - za sprawą szybującego kursu euro. Za euro na rynku forex w pierwszych dniach lipca trzeba było zapłacić nawet 4,40 zł. Teraz jest nieco lepiej (około 4,32 zł), ale i tak równie drogiej wspólnej waluty nie było w tym okresie od 9 lat.
Oczywiście nieco większe od rynkowych są stawki w kantorach. Według porównywarki Quantor, we wtorek średni kurs w Polsce kształtował się na poziomie 4,28 w przypadku sprzedaży euro i 4,37, gdy chcemy zakupić euro. Oczywiście kilka groszy różnicy w górę lub w dół to zysk kantoru.
Problem w tym, że niektórzy przedsiębiorcy z 4-5 groszy różnicy robią kilkadziesiąt groszy, a w skrajnych przypadkach różnica między rynkową stawką potrafi sięgać nawet złotówki.
Szok czeka przede wszystkim niezorientowanych turystów, którzy w pośpiechu, na ostatnią chwilę będą chcieli kupić euro w kantorach rozlokowanych na dworcach, lotniskach czy przy granicy.
Prawie 5 zł za euro
Telefon do kantoru zlokalizowanego na wrocławskim lotnisku nie pozostawia złudzeń. Od sprzedawcy można usłyszeć, że za około 500 zł można dostać niewiele ponad 100 euro. Co ciekawe, uzyskanie precyzyjnej informacji o kursie wymiany było niemożliwe przez telefon. Nie ma się co dziwić. Kurs sięgający 5 zł za euro może bulwersować, bo normalnie jest po 4,37 zł.
Na lotnisku w Gdańsku funkcjonuje ta sama sieć kantorów. Tam można odebrać zamówione przez internet euro po preferencyjnym - jak podkreśla sprzedawca - kursie, wynoszącym 4,71 zł. Jesteśmy więc stratni blisko 35 groszy na jednym euro, w porównaniu z typowym kantorem.
Nieco taniej można wymienić euro w innej sieciówce kantorów na lotnisku Chopina w Warszawie. Tam euro można kupić w tej chwili po 4,52 zł. A to i tak blisko 15 groszy (+3,5 proc.) powyżej średniej.
- Lepiej unikać takich miejsc. Często praktyki właścicieli kantorów na dworcach PKP, PKS i lotniskach nie są do końca uczciwe. I to delikatnie mówiąc - wskazuje Wojciech Grzelak, prezes Quantora. - Niby mamy do czynienia z wolnym rynkiem i każdy przedsiębiorca może ustalać kursy walut jak chce, ale są pewne granice.
Wojciech Grzelak wskazuje na wiele przykładów, gdzie kursy potrafiły różnić się w kantorach odległych od siebie o parę kilometrów nawet o złotówkę.
- W ten sposób zarabia się krocie na nieświadomości klientów. Znam przypadki, że na tylko jednej transakcji kantor potrafił zarobić nawet 3 tys. zł więcej niż przy typowym, rynkowym kursie - wspomina szef Quantora.
Dodaje, że za małą klitkę niedaleko granicy o wielkości 1,5 metra kwadratowego niektórzy cinkciarze gotowi są płacić po 50 tys. zł czynszu miesięcznie. Z nadwyżką pokrywają ten koszt na horrendalnie dużych przebitkach kursów walut. To pokazuje, jak dochodowy potrafi to być biznes.
Uwaga na nieuczciwe praktyki
Nierynkowy kurs wymiany to nie jedyny problem. Niestety nierzadko zdarzają się ewidentnie nieuczciwe praktyki wprowadzania klientów w błąd. Do nich należy przede wszystkim odwrotne podawanie kursów kupna i sprzedaży. Tym samym dopiero po odejściu od okienka okazuje się, że dokonaliśmy transakcję po gorszym kursie niż oczekiwaliśmy.
Niektórych przedsiębiorców nie odstraszają nawet kary ze strony UOKiK. Przypomnijmy, że w marcu urzędnicy nakazali sieci kantorów Interchange zapłacić ponad 1,2 mln zł za niewłaściwą prezentację kursów.
"Zwyczajowo w kolumnie lewej znajdziemy kurs skupu waluty, a w prawej kurs sprzedaży. Tablice w kantorach prowadzonych przez Interchange Polska i Money Exchange Poland (działają w ramach jednej sieci „Interchange”) miały odwrotną kolejność, dlatego wielu klientów myślało, że wymieniają walutę na złotówki po wyższym kursie, prezentowanym po lewej stronie tablicy. Tymczasem różnica w stosunku do innych kantorów sięgała nawet 30 proc. Przykładowo, konsumenci za 100 euro otrzymywali ok. 300 zł, zamiast ok. 400 zł" - czytamy w komunikacie UOKiK.
Wojciech Grzelak wskazuje, że na zawyżanie kursów czy inne manipulacje najbardziej narażeni są turyści zagraniczni. M.in. ze względu na barierę językową łatwo ich wprowadzić w błąd. Trudniej jest też im negocjować lepsze warunki, choć jak podkreśla prezes Quantora, w przypadku kantorów na lotniskach czy dworcach często nawet nie ma możliwości uzyskania lepszych warunków. W takich miejscach często jest tylko jeden lub dwa kantory. Nie ma konkurencji, wymuszającej bardziej atrakcyjną ofertę.
W innych lokalizacjach, poza lotniskami czy dworcami różnice między poszczególnymi kantorami zazwyczaj nie przekraczają kilku groszy. Choć widać mniejsze lub większe odchylenia w zależności od miast. Większe skrajności w minimalnych i maksymalnych kursach są np. we Wrocławiu, Warszawie i Szczecinie. Mniejsze w Poznaniu, Łodzi czy Gdańsku.
źródło: Quantor
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl