- Sprawa Katalonii jest niebezpieczna. W zasadzie może doprowadzić nawet do wojny domowej, ale aktualnie z punktu widzenia prawa międzynarodowego pozostaje wewnętrzną sprawą Hiszpanii – tłumaczy nam prof. Robert Grzeszczak, ekspert prawa międzynarodowego i europejskiego z Uniwersytetu Warszawskiego.
Od przeprowadzonego w Katalonii referendum minęło dziewięć dni. Choć rząd tego regionu zapowiadał ogłoszenie niepodległości w ciągu 24 godzin od - najpierw zakończenia głosowania, później zliczenia głosów - nadal tego nie zrobił. Według doniesień światowych mediów może to się stać 10 października podczas posiedzenia parlamentu Katalonii.
"Brakuje elementów tej układanki"
Jednostronnie ogłoszona decyzja o tym, by oderwać się od Hiszpanii, nie będzie miała jednak istotnego znaczenia z prawnego punktu widzenia. Faktycznie może powstać quasi-państwo typu Naddniestrze czy Doniecka Republika Ludowa.
Prawo międzynarodowe definiuje cztery warunki istnienia państwa, jako podmiotu stosunków międzynarodowych. I choć można wyobrazić sobie, że rząd Katalonii zacznie zarządzać ludnością (warunek pierwszy) na określonym terytorium (warunek drugi), to trudniejszym do wyobrażenia jest scenariusz, w którym Barcelona tworzy suwerenne i skuteczne w działaniu instytucje państwa (warunek trzeci), jeśli Madryt uznaje mieszkańców Katalonii za swoich obywateli.
- Brakuje wielu elementów tej układanki. Prawo międzynarodowe ma to do siebie, że bardzo wiele zależy od uznania i praktyki innych jego podmiotów. Ostateczne rozstrzygnięcia zależą od państw. Społeczność międzynarodowa musiałaby uznać Katalonię za osobny podmiot prawa międzynarodowego (np. stronę wojującą), co otworzyłoby jej szanse na faktyczną niepodległość i państwowość, a takiej woli nie ma - tłumaczy prof. Grzeszczak.
Tym samym niespełnionym pozostanie warunek czwarty - uznanie międzynarodowe i zdolność do podejmowania efektywnych działań na arenie międzynarodowej.
Nielegalne referendum
Prawo międzynarodowe to w zasadzie zakończenie procesu z długiej listy czynników, które stoją na przeszkodzie legalnego oderwania Katalonii do Hiszpanii. - Zgodnie z prawem konstytucyjnym Hiszpanii i Katalonii referendum było nielegalne. Ponadto zostało obarczone poważnymi wadami w sposobie przeprowadzenia. Nie spełniało żadnych standardów europejskich. Na poziomie prawa międzynarodowego jest to sprawa niebezpieczna. Może doprowadzić nawet do wojny domowej, ale wciąż pozostaje sprawą wewnętrzną Hiszpanii - dodaje ekspert prawa międzynarodowego i europejskiego.
Poza problemami natury prawnej władze z Barcelony musiałby zmierzyć z poważnymi wyzwaniami gospodarczymi, które legły u podstaw żądania niepodległości. Mieszkańcy Katalonii przez lata czuli, że są traktowani jako sponsorzy biedniejszych regionów Hiszpanii. Transfery z regionu do rządu centralnego były znacząco wyższe aniżeli kwoty przekazywane w drugą stronę. Sprzeciw wobec takiego "janosikowego" stał się idealnym paliwem dla separatystów.
Co prawda pojawiły się analizy, z których wynika, że Katalonia, dzięki rozwiniętemu sektorowi usług i zróżnicowanej gospodarce poradziłaby sobie, jako niepodległe państwo. Chociaż ten region odpowiada za niemal 20 proc. PKB i 25 proc. eksportu Hiszpanii, to przecież znacząca ich część jest ściśle związana z Unią Europejską.
Równocześnie rządzone z Barcelony państwo straciłoby dostęp do europejskiego rynku oraz prawo do korzystania z trzech podstawowych wolności gospodarczych - swobody przepływu osób, usług i kapitału. Ostatnie dni przyniosły także inny zwiastun problemów. Z Katalonii swoje siedziby zaczęły wycofywać instytucje finansowe.
Koniec z członkostwem w UE
- Nawet jeśli Katalonia zostałaby uznana za państwo, to musiałaby na nowo rozpocząć negocjacje dotyczące członkostwa w Unii Europejskiej. W tym wypadku nie ma żadnego automatyzmu, gdyż Hiszpania jako państwo i podmiot prawa międzynarodowego trwa i trwa jej członkostwo w Unii, ale już nie Katalonii jako nowego państwa. Nie jest zresztą przesądzone, że Katalonia zostałaby przyjęta. Taki ruch nie leży w interesie UE. Niesieni hurraoptymizmem Katalończycy nie zdają sobie sprawy z tego, czego chcą – wskazuje prof. Grzeszczak.
Opór Europy przed poparciem dla Katalonii wynika z problemów innych państw. Separatystyczne tendencje regionów grożą m.in. Włochom, Wielkiej Brytanii czy Belgii. - Unia ma poważny problem.
Jeśli poprze Madryt, będzie znienawidzona przez Katalończyków, jeśli poprze Katalonię, uzasadnione pretensje będzie miał Madryt, ale i Rzym czy Bruksela - tłumaczy ekspert i przypomina, że Wspólnota nie posiada żadnych narzędzi, by skutecznie ingerować w wewnętrzny konflikt tego rodzaju w państwie członkowskim.
- To autonomiczna sprawa państwa. UE nie może się w nią włączać, jeśli zachowanie państwa nie narusza standardów jej prawa. Dobrym przykładem jest sprawa sądownictwa w Polsce i wypowiedzi przedstawicieli Komisji Europejskiej - tu związek jest. Jeśli jednak zdecydujemy się np. na powołanie 50 nowych województw, to będzie to - co do zasady - nasza sprawa, w którą mieszać się Bruksela nie może. Chyba że uniemożliwi to wykonywanie prawa unijnego – mówi prawnik.
W ten sposób bogaty region Hiszpanii zamieszkiwany przez niewiele ponad 1 proc. mieszkańców UE (7,5 mln z ponad 500 mln – red.) przysporzył bólu głowy nie tylko premierowi Mariano Rayojowi, ale i całej unijnej elicie, która bez możliwości podjęcia skutecznych działań musi przyglądać się sytuacji, która grozi nie tylko destabilizacją jednego z państw członkowskich, ale i wybuchem otwartego konfliktu.