16 osób zginęło a 150 zostało rannych w zderzeniu czołowym dwóch pociągów pod Szczekocinami sprzed czterech lat. To była jedna z najtragiczniejszych w skutkach katastrof kolejowych w polskich dziejach. Dwoje dyżurnych ruchu, którzy byli oskarżeni o jej nieumyślne spowodowanie, zostało właśnie skazanych na kary więzienia.
Sąd Okręgowy w Częstochowie skazał Andrzeja N. na cztery lata, a Jolantę S. na dwa i pół roku więzienia. Wyrok nie jest prawomocny. Sąd zakazał też obojgu pełnienia funkcji związanych z bezpieczeństwem w ruchu kolejowym na 10 lat. Orzekł też wobec nich nawiązki dla części poszkodowanych.
W nocy, gdy doszło do zderzenia, oboje pełnili służbę w posterunkach kolejowych Starzyny i Sprowa. Jak argumentowało oskarżenie, Andrzej N. - dyżurny ze Starzyn - doprowadził do skierowania pociągu Warszawa-Kraków na niewłaściwy tor, natomiast dyżurna ze Sprowy Jolanta S. wydała zezwolenie na wjazd pociągu relacji Przemyśl-Warszawa na tor, po którym jechał już pociąg z Warszawy. W efekcie pociągi zderzyły się.
- Do katastrofy kolejowej pod Szczekocinami przyczynił się cały ciąg zaniedbań ludzkich - ocenił sąd. Uzasadniając wyrok, sędzia Jarosław Poch odwołał się także do wydarzeń z dnia przed katastrofą, gdy Andrzej N. popełnił błąd, wyprawiając pociąg w złym kierunku, a potem niezgodnie z procedurami i przy wiedzy innych osób pociąg wycofano i wysłano we właściwą stronę. Wydarzenie zatajono. Zdaniem sędziego to niedopuszczalne. - Jakikolwiek zawód, jakichkolwiek czynności byśmy nie wykonywali, zwłaszcza jeśli wiąże się to z zachowaniem zasad bezpieczeństwa, czyli tym, co jest istotne dla życia i zdrowia ludzkiego, to tutaj nie może być fałszywie pojętej solidarności. To absolutnie nie do zaakceptowania. Dyżurni ruchu odpowiadają za życie i zdrowie ludzkie, oni nie mogą się mylić - mówił sędzia Poch.
Sąd nie miał wątpliwości, że urządzenia kolejowe zadziałały prawidłowo, a to właśnie zaniedbania dyżurnych doprowadziły do katastrofy. Sąd zwracał też uwagę na opóźnioną reakcję maszynistów obu pociągów. Zdaniem sądu, gdyby uważnie obserwowali tor, wcześniej zobaczyliby, że składy jadą na zderzenie. W tym przypadku jednak o karze nie może być mowy. Obaj maszyniści zginęli w katastrofie.