To miała być męska wyprawa w Tatry. Ojciec i syn postawili sobie ambitny cel – wejście na Rysy. W schronisku nad Morskim Okiem czekały na nich żony. Nie doczekały się. Wystarczył jeden nieostrożny krok, by 25-letek poślizgnął się i spadł. Upadku z 70 metrów nie przeżył.
Takich zgłoszeń Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe odbiera mnóstwo. – Nie ma tygodnia, by kogoś nie ściągać. To jest magia gór. Wydaje nam się, że jesteśmy równi siłom natury, a to nieprawda – mówi Janusz Wójcik, pilot śmigłowca W-3A Sokół, który od 25 lat znajduje się na wyposażeniu TOPR.
W ubiegłym roku TOPR uratował 893 osoby, w tym 72 obcokrajowców. Śmigłowiec wylatywał z bazy w Zakopanem 291 razy. 274 osoby odniosły ciężkie obrażenia, 15 zginęło.
– Ta średnia kilkunastu zabitych rocznie utrzymuje się od lat. W większości giną mężczyźni. Najczęściej na skutek upadku z wysokości – zdradza Andrzej Górka, ratownik TOPR.
Zimą 2017/2018 roku ratownicy pomogli 336 osobom, bezpiecznie sprowadzając je z gór. Zginęło 6 turystów. Weekend majowy TOPR zamknął wynikiem – 30 uratowanych i dwóch zabitych.
Ratownicy działają również na stokach narciarskich, pomagając rocznie ponad 2 tys. poszkodowanych.
10 minut do celu
Do wypadku w górach dochodzi najczęściej w wyniku nierealnej oceny własnych umiejętności, niedostosowania się do pogody (z prognoz po prostu nie korzystamy) lub zejścia lawiny. Nie doceniamy różnić w wysokościach nad poziomem morza. To, że w Warszawie, Krakowie czy nawet Zakopanem śniegu nie ma od miesięcy, nie znaczy, że nie ma go pod Rysami.
– Wypadki są najróżniejsze, od błahych poturbowań, a nawet braku jakichkolwiek urazów, wówczas pomagamy takie osoby ewakuować, po zdarzenia najcięższe, gdzie w grę wchodzi również transport ciał tych, którzy w górach zginęli – przyznaje Andrzej Górka.
– W wielu przypadkach wystarczy po prostu zrezygnować ze zbyt ambitnych wejść. Bo choć coraz więcej turystów ma sprzęt, to nie potrafi z niego korzystać. Czeka nas edukacja co najmniej kilku pokoleń – nie ma wątpliwości Jan Krzysztof, naczelnik TOPR.
Ratownicy wzywani są najczęściej telefonicznie. Praktycznym rozwiązaniem jest też prosta aplikacja na smartfon – Ratunek, która pozwala dokładnie wskazać pozycję poszkodowanego.
Akcje ratownicze mocno usprawnia, ale czasem też w ogóle umożliwia - użycie śmigłowca. Praktycznie do każdego miejsca w górach ratownicy są w stanie dotrzeć w ciągu 10-20 minut. Śmigłowiec nie musi nawet lądować. Ratownicy spuszczani są na linach, a następnie wraz z poszkodowanym wciągani na pokład. Ranni transportowani są do szpitali w Zakopanem, Nowym Targu i Krakowie.
– Śmigłowiec znacznie podniósł nasze możliwości. Z tymi zapasami mocy, z tym gabarytem, możliwością przewożenia osób i sprzętu czujemy się pewnie. W złych warunkach pogodowych, przy dużych wiatrach jesteśmy w stanie dolecieć do miejsca zdarzenia. To najistotniejszy element łańcucha ratowniczego – zapewnia Jacek Broński, ratownik TOPR, kierownik bazy śmigłowca TOPR.
Koszty akcji ratowniczych trudno oszacować. Samo utrzymanie śmigłowca kosztuje 2,5 mln zł rocznie.
Sokoły po liftingu
Służący w TOPR Sokół wszedł do produkcji w drugiej połowie lat 80. Dotychczas PZL-Świdnik wyprodukował i sprzedał ponad 150 maszyn.
– Śmigłowiec ten jest często używany przez różnego rodzaju służby, pełniąc funkcje transportowe i specjalistyczne. Wykorzystywany jest do niesienia pomocy w górach i na morzu – mówi Krzysztof Krystowski, wiceprezes Leonardo Helicopters, grupy, w skład której wchodzi PZL-Świdnik.
Sokoły służą też w polskiej policji i straży granicznej. Najnowsza wersja śmigłowca – wyposażony w działko Głuszec – wspiera polską armię. Sokoły przewożą też najważniejsze osoby w państwie.
Dziś w fabryce w Świdniku trwają zaawansowane prace nad nowymi łopatami, które mają poprawić parametry lotu, szczególnie na dużych wysokościach i przy wysokich temperaturach, a także zwiększyć ładunek o 300 kg. Inżynierzy pracują także nad wprowadzeniem szklanego kokpitu, w którym wskaźniki mechaniczno-analogowe zastąpią wskaźniki cyfrowe i wyświetlacze.
– Armia także chce modernizować śmigłowce, które znajdują się na jej stanie, w tym Sokoły. Jesteśmy do tej modernizacji przygotowani. Nasze maszyny mogą z powodzeniem zostać wyposażone także w rakiety przeciwpancerne – zapewnia Krzysztof Krystowski.
Leonardo Helicopters pracuje również nad śmigłowcem bezzałogowym SW-4. Podczas ostatnich testów we Włoszech odbył się pierwszy lot.
Więcej na wynagrodzenia
Największym wyzwaniem, przed jakim stoi dziś TOPR jest brak pieniędzy na godziwe wynagrodzenie dla ratowników. Rozmowy z kolejnymi ministrami nie przynoszą skutku.
– Korzystamy z coraz bardziej zaawansowanego sprzętu, ale w ślad za tym nie idą pieniądze dla załogi. To są wysokiej klasy fachowcy i chcielibyśmy mieć argumenty, by ich zatrzymać – mówi Jan Krzysztof.
TOPR zmaga się również z problemem dostępności załóg. Za kilka lat znalezienie pilotów z odpowiednim doświadczeniem może być wyzwaniem.
W mającym ponad stuletnią tradycję stowarzyszeniu pracuje obecnie 43 ratowników zawodowych i 143 ochotników. Są to lekarze, ratownicy medyczni, specjaliści lawinoznawstwa, przewodnicy górscy, przewodnicy psów, instruktorzy różnych dyscyplin, sportowcy. TOPR działa na terenie Tatr Polskich i Słowackich, Pogórza Spisko-Gubałowskiego i południowej Małopolski. Wszędzie tam, gdzie może dotrzeć śmigłowiec. Również w jaskiniach i pod wodą.