. W wyniku dobrej pogody wegetacja w tym roku jest wyjątkowo dobra. Nasze zbiory zboża nie dość, że większe niż zwykle o 1-2 mln ton, to jeszcze wyjątkowej jakości i wcześniej o 1-2 tygodnie, co przecież nie jest bez pozytywnego znaczenia dla kosztów produkcji, przynajmniej tych finansowych i po części operacyjnych.
Tymczasem ministerstwo rolnictwo ogłasza klęskę urodzaju, a ARR nie widzi możliwości skupu zboża już teraz, bo jej plan budżetowy okazuje nieelastyczny wobec wegetacji. Okazuje się, że nasze zapasy zboża z poprzedniego roku są tak duże, że nie bardzo jest gdzie i za co kupować bieżące plony. Namawia się rolników aby trzymali zboże u siebie, obiecuje dodatkowe pieniądze za przechowanie i utrzymanie ceny skupu. Problem w tym, że rolnicy nie bardzo mogą czekać i nie bardzo wierzą agencji. Ta niewiara bierze się z doświadczenia poprzednich lat.
ARR dostaje polecenia od ministra rolnictwa aby skupować zboże za wszelką cenę, gdyż każda blokada i problem ze sprzedażą to kolejne głosy na wsi dla Samoobrony. Jednak ARR nie ma środków, już w tej chwili trzeba sięgać po fundusze z listopada i grudnia. Co będzie jesienią, gdy przyjadą ze zbożem rolnicy, którzy posłuchali ministra i ARR i przechowali zboże? Zostaną odprawieni z kwitkiem. Jednak nie 700 tys., a tylko 300 tys. ton ziarna skupi w ramach interwencji Agencja Rynku Rolnego. Skup, który ma rozładować kolejki przed elewatorami, pierwotnie miał zostać przeprowadzony w listopadzie i grudniu, jednak z powodu trudnej sytuacji rząd postanowił całą akcję przyspieszyć.
Problem skupu i nadprodukcji na rynku krajowym produktów rolnych będzie powtarzał się każdego roku. Zbyt wielu ludzi w naszym kraju utrzymuje się obecnie z rolnictwa. Ceny obecnej opłacalności produkcji są zbyt wysokie w stosunku do cen rynkowych tych produktów na świecie. Stąd bardzo wysoka presja importu. Cena tony pszenicy na krajowym rynku wynosi ok. 440-450 zł. za tonę, tą samą pszenicę można kupić poniżej 350 zł. za tonę na światowym rynku.
Jednak jeśli wyobrazić sobie dewaluację polskiej waluty o ok. 30%, to wówczas cena importowanej pszenicy rośnie do ok. 440-450 zł. za tonę. I wówczas eksport produktów rolnych będzie opłacalny. Oczywiście trzeba by wprowadzić cła dla krajów które dopłacają rolnikom do produkcji – bo to przecież jest dumping. Nie porusza się sprawy kursu walutowego w odniesieniu do rolnictwa. A przecież jest ważny aspekt kształtowania się cen w Polsce. Drugim aspektem jest problem demografii. Nasze tradycyjne rynki zbytu – krajowy oraz Europa Wschodnia kurczą się ludnościowo. Co roku w Rosji, Ukrainie i na Białorusi ubywa łącznie ponad 2 mln konsumentów na skutek degradacji ekonomicznej. U nas też ich nie przybywa – ostatnio nawet obserwujemy ubytek ok. 25-40 tys. rocznie, głównie na skutek ekonomicznej emigracji. Tymczasem na wsi polskiej przyrost demograficzny nadal jest dodatni – a bezrobocie oraz ostra stagnacja gospodarcza zatrzymała proces odpływu ludności ze wsi do miast, w wielu regionach obserwujemy wręcz odwrócenie
procesu. Musi to wywoływać z roku na rok coraz większą nierównowagę na rynku płodów rolnych.
Na koniec refleksja nad programem SAPPARD. Dzięki niemu rolnicy przecież zwiększą wydajność swoich gospodarstw i to głównie ci, którzy produkują dużo. Za kilka lat owocem tych dopłat do restrukturyzacji wsi może być jeszcze większa nadprodukcja. Obawiam się, że produkcja zbóż za kilka lat może przekroczyć 30 mln ton, co przy zmniejszającej się konsumpcji wewnętrznej może doprowadzić do poważnego strukturalnego kryzysu na wsi. Coraz większa produkcja przy coraz mniejszej konsumpcji, presja na coraz wyższe dopłaty, dla coraz większej liczby mieszkańców wsi żyjących z rolnictwa. Błędne koło.
Podsumowując – zacznijmy traktować rolnictwo bardziej rynkowo – brońmy go przed dumpingiem, ale w granicach tego dumpingu, stwórzmy warunki kursowe do eksportu nadwyżki bez strat, i zajmijmy się poważnie problemem demograficznym, gdyż za 20 lat będzie nas o 2-3 mln mniej – co oczywiście oznacza trwały spadek konsumpcji wewnętrznej o ok. 8%.