Obciążenia pracy podatkami mamy wysokie - pokazał raport OECD na bazie danych za 2017 rok. Niby jesteśmy nieco poniżej średniej wśród krajów należących do organizacji, ale niższe od naszych daniny płacą dużo bogatsi. W Japonii, Wielkiej Brytanii, USA, Irlandii, czy Szwajcarii pracownik dostaje większy procent swojej wypłaty na rękę niż w Polsce.
Mniej zarabiamy, a rząd chce od nas więcej za swoje usługi? To tak jakby obciążyć paliwa jeszcze większymi podatkami, nie dbając o to, czy nas jeszcze będzie na nie stać.
OECD wyliczyła, że na pensję przeciętnego Polaka nakładane jest średnio 35,6 proc. podatku dochodowego i ubezpieczeń społecznych (tzw. klin podatkowy - tax wedge), płaconych zarówno przez pracodawcę, jak i samego pracownika. Dla przeciętnej pensji na umowie o pracę jest to nawet 41 proc., ale nie wszyscy przecież pracują na umowach o pracę - stąd dane OECD prezentują nieco niższy procent.
Obciążenie pracy podatkiem mamy podobne jak w przebogatej Norwegii i również zamożnej Islandii. Jesteśmy tylko lekko poniżej średniej dla OECD - organizacji grupującej kraje najbardziej rozwinięte.
Najmniejsze obciążenia pracy daninami publicznymi są w Chile, Nowej Zelandii i Meksyku. Mniej niż w Polsce oddają ze swoich pensji m.in.: Szwajcarzy, południowi Koreańczycy, Irlandczycy, Australijczycy, Izraelczycy, Brytyjczycy, Kanadyjczycy, Amerykanie czy Japończycy.
Dlaczego polscy emigranci kierowali swoje kroki do Wielkiej Brytanii i Irlandii? Bo zarabia się tam więcej. Ale też dlatego zarabia się tam więcej, bo państwo mniej z pensji zabiera.
Nie jest też pocieszający fakt, że w ciągu ostatnich pięciu lat nasze obciążenia podatkowe od pracy wzrosły o 0,12 pkt. proc. (brak waloryzacji kwoty wolnej od podatku?), podczas gdy średnia dla OECD się praktycznie nie zmieniła. W cięciu danin od pracy brylowali Węgrzy (spadły o 2,1 proc. pensji) oraz Luksemburczycy i Finowie. Z zastrzeżeniem, że podatki nakładane na pracę są tam dużo wyższe niż w Polsce.
Rząd słabo zachęca emigrantów
Ponad dwa i pół miliona Polaków jest na emigracji. Pracują w krajach, w których zarobią dużo więcej niż w ojczyźnie. Co więcej, mimo poprawy sytuacji w kraju wyjazd wciąż rozważa drugie tyle rodaków, z czego 280 tys. myśli o przeprowadzce na stałe - wskazywał pół roku temu Work Service.
Niby bezrobocie spadło do rekordowo niskich poziomów. Pensje rosną w tempie realnie (z uwzględnieniem inflacji) 5 proc. rocznie. Pracodawcy zabijają się już o pracownika, szczególnie mniej kwalifikowanego. Jest 500+. A tym jeszcze mało? By znaleźć jakieś przykłady powracających z emigracji, trzeba się nieźle natrudzić.
Wyjaśnienie niechęci do powrotu jest proste. Zamiast usłużnie odnosić się do pracodawcy, który zapłaci mniej niż 2 tys. zł, wielu woli pracodawcę, który zapłaci trzy razy więcej w Wielkiej Brytanii, Irlandii, Holandii, czy Niemczech. To płaca decyduje.
Tak się złożyło, że jest sprawa, którą bezpośrednio rząd mógłby zmienić, by decyzję o powrocie ułatwić. To podatki dochodowe od osób fizycznych. Te - mimo dobrej sytuacji budżetu - pozostają bez zmian.
Wprowadzono co prawda kwotę wolną od podatku 8 tys. zł, ale zrobiono to w taki sposób, że objęła realnie chyba tylko studentów, którzy pracują dwa miesiące w roku. To mało zachęcające dla emigrantów, którzy liczą na wyższe zarobki przy pracy regularnej. Zalepienie dziury VAT nie przekłada się na obniżki innych podatków, a rząd celuje tylko w programach rozdawniczych.
Czy to są metody, które przyciągną emigrantów. Należy wątpić. Tu główną rolę gra wysokość i pewność zarobków. A obniżka podatku dochodowego, dla tych, którzy zarabiają średnio w roku poniżej tysiąca złotych nie zmienia sytuacji.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl