Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Sebastian Ogórek
Sebastian Ogórek
|

Kłótnia Kapicy ze związkowcami. Czy padły niecenzuralne słowa?

0
Podziel się:

Wiceminister finansów Jacek Kapica miał przekląć na spotkaniu ze związkowcami reprezentujących pracowników skarbówki. Według nich w trakcie rozmowy miał stwierdzić, że nie będzie podwyżek "i ch…j". - Nigdy takie słowo publicznie z moich ust nie padło. Jeśli jest jakieś nagranie, to niech ktoś je upubliczni. Ja się tego nie boję - mówi w rozmowie z money.pl.

Kłótnia Kapicy ze związkowcami. Czy padły niecenzuralne słowa?
(WP)

Wiceminister finansów Jacek Kapica miał przekląć na spotkaniu ze związkowcami reprezentujących pracowników skarbówki. Według nich w trakcie rozmowy stwierdził, że nie będzie podwyżek "i ch...j". - Nigdy takie słowo publicznie z moich ust nie padło. Jeśli jest jakieś nagranie, to niech ktoś je upubliczni. Ja się tego nie boję - mówi w rozmowie z money.pl.

Pod koniec września pod Łodzią wiceminister finansów spotkał się ze związkowcami. Mieli rozmawiać o podwyżkach i reformie administracji podatkowej. Już na początku Kapica stwierdził, że nie przyjechał składać obietnic wyborczych i pieniędzy na podwyżki dla wszystkich pracowników nie ma.

- Użył przy tym przekleństwa na literę „ch”. Słyszało to wiele osób obecnych na sali. Wyrwało mu się, a potem nawet za to przeprosił – mówi nam Maria Kochańska, wiceprzewodnicząca Federacji Związków Zawodowych Pracowników Skarbowych, o tym co wydarzyło się w trakcie spotkania z ministrem Kapicą.

- Spotkanie miało charakter emocjonalny. Przyznaję. Ale nigdy nie używałem wulgaryzmów publicznie - mówi money.pl Jacek Kapica. I apeluje o ujawnienie nagrania z tego spotkania. - Nie wiem, czy ktoś to nagrywał. Ja się takiego nagrania na pewno nie boję. Nawet chętnie go posłucham, bo nigdy w ten sposób się nie wypowiadałem - dodaje.

Maria Kochańska przyznaje, że o żadnym nagraniu nic nie słyszała. Wie natomiast, że spotkanie było protokołowane. W sprawozdaniu opublikowanym na stronie Federacji o przekleństwie nie ma jednak ani słowa. Jest natomiast informacja, że wypowiedzi Kapicy "spowodowały wzrost napięcia na sali i doprowadziły do obustronnie nieprzyjemnej wymiany zdań i argumentów".

- Minister mówił, że on nie wystąpi o podwyżki. Stwierdził, że jak nas pracowników będzie mniej, to będziemy więcej zarabiali. No to o czym tu rozmowa? - retorycznie pyta Maria Kochańska. Jak dodaje, Kapica miał stwierdzić, że jak komuś się nie podobają zarobki, to zawsze może zostać śmieciarzem.

- Tu zostałem sprowokowany. Jeden z pracowników obecnych na spotkaniu stwierdził, że on może lepiej zarabiać jako pracownik MPO. Odpowiedziałem tylko, że to zawsze jest osobisty wybór. Później się dowiedziałem, że ten pracownik pracuje w egzekucji - opisuje Kapica.

Jak dodaje, na tego typu stanowisku podstawowa pensja rzeczywiście jest niska. Może być jednak wyższa niż nawet kierownika urzędu skarbowego, bo większość zarobków stanowi prowizja. - I tak rzeczywiście akurat za te słowa przeprosiłem. Po spotkaniu oficjalnym zjedliśmy ze związkowcami kolację. Nie sądziłem, że skończy się to takimi zarzutami w stosunku do mnie - mówi.

Z czego wynika konflikt pomiędzy związkowcami a Kapicą? Ci pierwsi chcą podwyżek wynagrodzeń, które są od czasu kryzysu niewaloryzowane. Minister wszystkim po równo dać jednak nie chce. Twierdzi, że w tym roku na podwyżki przeznaczono kilkanaście milionów złotych. W przyszłym roku będzie ponad 130 mln zł, ale nie dla wszystkich.

- Pieniądze dostaną najsłabiej zarabiający oraz ci, którzy na to zasługują. Nie będzie podwyżki 1- czy 1,5-procentowej dla wszystkich, bo co to za podwyżka? - stwierdza Kapica.

Jak dodaje, zarzuty pod jego adresem o przekleństwa to atak spowodowany próbą reformy administracji. Oprócz zmian organizacyjnych (m.in. wprowadzenie tzw. superurzędu dla dużych firm) przewiduje on też zmianę w podejściu fiskusa do podatników. Częściej mają doradzać, niż wydawać rozkazy.

- Ja rozumiem, że to rodzi konflikty. Szczególnie w służbie, która ostatnią reformą - nie licząc informatyzacji - została dotknięta w 1989 roku - mówi.

Jako przykład takiego oporu podaje pytanie, jakie usłyszał na spotkaniu ze związkowcami. Reforma zakłada, że urzędy skarbowe będą czynne raz w tygodniu do godziny 20, a w soboty do 14. Wszystko po to, by lepiej służyć podatnikom. W tym kontekście jeden z pracowników miał spytać czy minister stoi po stronie podatników czy pracowników fiskusa. - Mnie to pytanie kompletnie rozbiło - mówi Kapica.

W sprawozdaniu ze spotkania związkowcy sami przyznają się, że takie pytanie padło. Twierdzą też, że zmiana godzin pracy to... brak szacunku do ich pracy.

- Na sugestie, że proklienckie postępowanie jest wyrazem braku szacunku dla pracowników urzędów i deprecjonuje znaczenie tej instytucji, z ust pana Kapicy usłyszeliśmy, że Ministerstwo "obserwuje zjawiska społeczne i reaguje na oczekiwania obywateli". (...) Wypada zauważyć przy tym, że Ministerstwo Finansów notorycznie zapomina, iż pracownicy sektora również są obywatelami RP a ich oczekiwania, od lat te same, są nagminnie lekceważone – zapisano w sprawozdaniu.

Według raportu firmy Sedlak&Sedlak z 2010 r. (choć minęło pięć lat, to zarobki praktycznie się nie zmieniły) średnie zarobki brutto w administracji podatkowej to 4992 zł w izbach skarbowych, 4266 zł w urzędach skarbowych oraz 6204 zł w urzędzie kontroli skarbowej. Analitycy podkreślają jednak, że w ramach każdej instytucji są bardzo duże rozpiętości płacowe. Zdarzają się osoby zarabiające 1600 zł na rękę, jak i tacy z wynagrodzeniem powyżej 5-6 tys. zł.

wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)