- Krytycznie oceniamy projekt jako całość, bo to, co wyszło z Komisji Kodyfikacyjnej, to dokument na zamówienie Ministerstwa Rodziny. Minister Rafalska zdecyduje, co z nim dalej. To dopiero początek drogi do stworzenia nowego Kodeksu pracy, który jest bardzo potrzebny – mówi rzecznik prasowy NSZZ Solidarność Marek Lewandowski.
O przyjętym projekcie wypowiada się z rezerwą, tak jak wszyscy zapytani przez money.pl eksperci i przedstawiciele organizacji zrzeszających pracowników czy pracodawców. Powód? Zbyt wiele niewiadomych, więc rozważania o dokumencie to raczej spekulacje i gdybanie.
To dopiero pierwszy krok, za wcześnie na analizy
Komisja składała się z 14 ekspertów. Siedmiu reprezentowało związki zawodowe i organizacje pracodawców, pozostali byli niezależni. Do samego końca do projektu wprowadzane były poprawki. Ostatecznie za jego przyjęciem głosowało 11 członków. Przeciwko głosowali przedstawiciele NSZZ Solidarność, OPZZ oraz Pracodawców RP.
Marek Lewandowski prosi, by nie pisać, że Solidarność jest przeciwna projektowi (a taka informacja pojawiła się w mediach), bo na takie deklaracje jeszcze za wcześnie. Prawdą jest, że Jakub Szmit z Zespołu Prawnego Komisji Krajowej NSZZ Solidarność głosował przeciwko jego przyjęciu, ale nie jest to jeszcze wiążące stanowisko. Gdy minister Elżbieta Rafalska zdecyduje o skierowaniu prac do Rady Dialogu Społecznego, Solidarność odniesie się do konkretnych propozycji.
- To, co wyprodukowała Komisja Kodyfikacyjna, to raport. Jest to dokument, który przypomina kodeks, ale nie jest nim w sensie legislacyjnym – zastrzega rzecznik Marek Lewandowski.
Głosowanie wewnętrzne, spekulacje publiczne
14 marca Komisja Kodyfikacyjna podjęła uchwałę o przyjęciu dwóch projektów: Kodeksu pracy i Kodeksu zbiorowego prawa pracy. Technicznie rzecz biorąc, było to głosowanie wewnętrzne, niemniej projekty, bez względu na swoją rangę, nadają określony kierunek dalszym pracom nad prawem pracy, więc nic dziwnego, że wynik prac Komisji budzi zainteresowanie. Tym bardziej że projekt indywidualnego prawa pracy zawiera wiele rewolucyjnych pomysłów: praktycznie eliminacja świadczenia pracy w oparciu o umowy cywilnoprawne, urlop w wymiarze 26 dni bez względu na staż pracy, możliwość wydłużenia okresu próbnego do pół roku. Jeśli kodeks wejdzie w życie w proponowanym kształcie, cały rynek pracy czeka prawdziwa rewolucja.
Zobacz też: * *48 mln zł nienależnie pobranych świadczeń 500+
Kluczowym słowem jest tu właśnie "jeśli". Projekt od miesięcy wzbudza kontrowersje. Zastrzeżenia zgłaszane są ze wszystkich stron – uwagi mają i organizacje zrzeszające pracodawców, i związki zawodowe. Mamy więc kuriozalną sytuację, w której projekt nie spełnia oczekiwań żadnej grupy zainteresowanych.
Przeciwko uchwale o przyjęciu projektu głosowała reprezentująca "Pracodawców RP" prof. Monika Gładoch, wiceprzewodnicząca Komisji. W rozmowie z money.pl w mocnych słowach artykułowała swoje zastrzeżenia.
- Nazywajmy rzeczy po imieniu: dla mnie ten projekt to ubezwłasnowolnienie człowieka pracy. Zamykamy ludzi w wąskich ramach podstawy pracy i mówimy, co mu wolno, a czego nie. Podobno dla jego dobra.
*Przeczytaj cała rozmowę: "Projekt Kodeksu pracy to partyzancka rewolucja". Prof. Monika Gładoch krytycznie o nowym prawie pracy *
Projekt kodeksu czy tylko luźne rozważania?
Prof. Gładoch nie zgadza się ze stanowiskiem prezentowanym przez Marka Lewandowskiego, że zadaniem Komisji było przygotowanie analizy, niewiążącego materiału porównawczego
- To nie jest żaden zarys, lecz gotowy projekt. Zgodnie z rozporządzeniem do zadań Komisji należy opracowanie projektu ustawy – Kodeks pracy wraz z uzasadnieniem i projektu ustawy – Kodeks zbiorowego prawa pracy wraz z uzasadnieniem – powiedziała w zacytowanym powyżej wywiadzie.
Trudno ustalić, o projekcie myślą eksperci rynku pracy. W związku z całkowitym utajnieniem projektu, nie chcą wypowiadać się na jego temat i niczym mantrę powtarzają, że trzeba poczekać na ostateczną wersję.
- Jestem zaskoczony tym, że Ministerstwo nawet nie próbuje wskazać terminu, kiedy go upubliczni, tym bardziej że wcześniej trafiały do nas komunikaty, że opinia publiczna otrzyma projekt 14 marca – mówi przedstawiciel jednej z dużych agencji pracy.
Czytaj też: * *Absurdalne zmiany w Kodeksie. Pracodawca założy zespół muzyczny, bo nie będzie mógł zwolnić
Dodaje, że skoro minister Rafalska miała w Komisji swojego przedstawiciela, którym był wiceminister Marcin Zieleniecki, to trudno mu uwierzyć, że wcześniej nie miała możliwości zapoznać się z propozycjami.
Można odnieść wrażenie, że projekt to takie "dziecko niczyje" – bo skoro nie oficjalny dokument, a tylko zbiór przemyśleń grona prawników i baza dla dalszych prac, to kto tak naprawdę weźmie za niego odpowiedzialność?
Tą sytuacją bardzorozczarowana jest prof. Gładoch.
- Mamy dość specyficzną sytuację. Ministerstwo mówi: "to nie nasz projekt, tylko autorski projekt Komisji". Członkowie zespołu mówią, że jak coś się nie uda, to w RDS poprawią, bo to jeszcze nie jest projekt, tylko zarys – mówi z rozgoryczeniem.
Kolejka chętnych do lektury
Prawnicy specjalizujący się w prawie pracy, agencje zatrudnienia, dziennikarze, sami pracodawcy – wszyscy chcieliby dowiedzieć się, co tak naprawdę znajduje się w projekcie, nawet jeśli nie ma on charakteru wiążącego. Nic z tego. Dokument nie jest dostępny dla opinii publicznej i nie wiadomo nawet, jakie będą dalsze jego losy. W Ministerstwie proszą o cierpliwość, być może za kilka dni odbędzie się jakiś briefing prasowy lub zostanie wydany komunikat.
O dalszych losach projektu tak naprawdę zadecyduje minister Rafalska. Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami, projekt powinien teraz trafić do Rady Dialogu Społecznego, gdzie będzie konsultowany z organizacjami zrzeszającymi pracowników i pracodawców. Należy się spodziewać, że nie będą to łatwe negocjacje. Całkiem prawdopodobne, że dokument, który wyjdzie z RDS, nijak nie będzie przypominał projektu opracowanego przez Komisję.
W kolejnym kroku projekt może trafić do Sejmu, który będzie procedował go w normalnej procedurze. Na tym etapie możemy się spodziewać wielu poprawek, a co więcej, dostosowania będą wymagały też inne ustawy. Mało prawdopodobne, by gotowy projekt mógł trafić na biurko prezydenta przed wyborami parlamentarnymi w 2019 r.