Niemiecki E.ON zamierza sprzedać funduszowi rosyjskiego oligarchy Michaiła Fridmana udziały w złożach gazu znajdujących się na Morzu Północnym - podał "The Financial Times". Kontrakt opiewa na ponad miliard dolarów. To kolejny po podpisaniu umowy na budowę Nord Stream 2 dowód, że niemieckie firmy prowadzą własną politykę, zupełnie niezależną od rządu w Berlinie.
To nie pierwszy raz, kiedy Niemcy wzmacniają gazową pozycję Rosji. Fridman przejął już wcześniej część złóż na Morzu Północnym. W tym roku jego LetterOne kupił spółkę wydobywczą DEA niemieckiego koncernu RWE - płacąc za nią 5,1 mld dolarów - przypomina "The Financial Times". DEA ma udziały w koncesjach na eksploatację złóż gazu i ropy właśnie w tym rejonie.
Transakcja zbiegła się w czasie z inwazją Rosji na Ukrainie, co wzbudziło nie tylko kontrowersje w Europie, która potępiła działania Kremla, ale otwarty sprzeciw Londynu. Brytyjczycy zagrozili, że jeśli rosyjski koncern nie odsprzeda do końca października przejętych od Niemców złóż gazu i ropy znajdujących się na brytyjskich wodach terytorialnych, anulują koncesję na ich eksplorację.
Umowie między LetterOne a E.ON-em, która może zostać finalizowana już na dniach, nie sprzyja sytuacja między narodowa. Sankcje gospodarcze wobec Rosji i sprawa Ukrainy to jeden aspekt, ale w tle kolejnego zbliżenia biznesu niemieckiego i rosyjskiego rozgrywa się inny konflikt, tym razem w Syrii.
- Sprawa wymiany aktywów między zadłużonymi niemieckimi koncernami energetycznymi a rosyjskimi firmami jest normalnym działaniem biznesowym. Gdyby sprawa dotyczyła katarskiego konsorcjum, albo saudyjskich te transakcje nie budziłyby tyle emocji – przekonuje w rozmowie z money.pl dr Robert Zajdler, ekspert do spraw energetyki Instytutu Sobieskiego.
- Biznes kieruje się swoimi zasadami, których celem jest przede wszystkie maksymalizacja zysku, interesy i ekonomia, a nie polityka. Niemieckie firmy liczą na dostęp do bogatych rosyjskich złóż, które w perspektywie są inwestycją bardzo obiecującą - wyjaśnia dr Zajdler.
Jeśli dojdzie do umowy niemiecko-rosyjskiej LetterOne przejmie od E.ON-u 28,1 proc. udziałów w złożach Skarv, a także 30 proc. udziałów w złożach Njord oraz 17,5 proc. udziałów w złożach Hyme - podaje "The Financial Times". Co ciekawe, może się okazać, że wówczas Polska stanie się biznesowym partnerem Rosjan, gdyż w kontrolowanym przez brytyjski koncern BP Skarv 12 proc. udziałów ma PGNiG.
Biznes prowadzi własną politykę zagraniczną?
Sprawa ścisłych kontaktów niemieckiego biznesu z rosyjskim budzi kontrowersje nie tylko na świecie, ale i w Niemczech. Działania tamtejszych koncernów wydają się sprzeczne z prowadzoną przez kanclerz Merkel polityką zagraniczną. Pierwszy poważny zgrzyt nastąpił, kiedy media ujawniły zdjęcia byłego socjaldemokratycznego kanclerza Niemiec Gerharda Schroedera, jak w dniu nałożenia kolejnych sankcji na Rosję świętował swe 70. urodziny w towarzystwie prezydenta Rosji Władimira Putina w Petersburgu.
To on w ostatnich tygodniach urzędowania podpisał z Rosją umowę o budowie Gazociągu Północnego, przebiegającego pod dnem Bałtyku, całkowicie omijającego Polskę, Ukrainę i kraje bałtyckie, a po opuszczeniu urzędu kanclerza objął stanowisko w radzie nadzorczej kontrolowanego przez Rosjan konsorcjum Nord Stream, budującego gazociąg. Dziś otwarcie przyznający się do zażyłej przyjaźni z Putinem Schroeder jest przewodniczącym komitetu akcjonariuszy Nord Stream, należącego w 51 proc. do rosyjskiego giganta energetycznego Gazprom.
Przebieg gazociągu Nord Stream src="http://www.money.pl/u/money_chart/graphchart_ns.php?ds=1393660800&de=1396278900&sdx=0&i=&ty=1&ug=1&s%5B0%5D=CDR&colors%5B0%5D=%231f5bac&st=1&w=600&h=300&cm=0&lp=1&rl=1"/>Dodaj wykresy do Twojej strony internetowej
źródło: Gazprom
Jak wynika z danych Izby Przemysłu w Niemczech, nawet 70 proc. tamtejszych firm w ogóle nie zamierza rezygnować z działalności na rosyjskim rynku. Oficjalne sankcje i polityczny bojkot Rosji przez rząd federalny nie mają dla nich żadnego znaczenia.
Podpisanie przez największe europejskie koncerny energetyczne z Gazpromem szeregu ważnych umów na rozbudowę gazociągu Nord Stream II potwierdza, że biznes kieruje się zupełnie innymi przesłankami niż polityka.
Miało to miejsce podczas Wschodniego Forum Ekonomicznego we Władywostoku. To tam doszło do spotkania szefa Gazpromu Aleksieja Millera z władzami spółek BASF i E.ON (obie niemieckie), ENGIE (Francja), OMV (Austria) oraz Royal Dutch Shell (Wielka Brytania/Holandia). W wyniku porozumienia w sprawie budowy dwóch gazociągów morskich z roczną przepustowością 55 mld metrów sześciennych, Gazprom będzie miał wolną rękę na zorganizowanie tranzytu gazu do Unii Europejskiej z pominięciem Ukrainy.
Co ze wsparciem dla Ukrainy deklarowanym przez Europę? Piotr Maciążek, ekspert rynku energetycznego, w rozmowie z money.pl, tłumaczy to naciskami ze strony biznesu. - Największe koncerny europejskie mają się w Rosji wciąż bardzo dobrze - zauważa. Jak przypomina dr Zajdler umowa o rozbudowie Nord Stream II wcale nie narusza sankcji, gdyż dotyczy sektora naftowego, a nie rynku gazu. Stąd można mówić jedynie o działaniach niepolitycznych.
Ostatnio powrócił też temat wymiany aktywów. Przypomnijmy, że w grudniu 2014 roku wszelkie rozmowy zostały zerwane w związku z konfliktem na wschodzie Ukrainy. Jednak na mocy jednej z umów, podpisanych na początku września 2015 roku z niemiecką grupą chemiczną BASF, rosyjski Gazprom przejmie m.in. magazyny, które są dedykowane gazociągowi Nord Stream. Wśród nich jest największy magazyn w Europie o pojemności ponad 4 mld metrów sześciennych. W zamian należąca do niemieckiego BASF spółka Wintershall uzyska dostęp do złóż na Syberii, zasobnych w około 274 mld metrów sześciennych gazu. W sumie wartość umów między spółkami szacowana jest na miliardy dolarów.
Bezpieczeństwo energetyczne Europy
Kwestia bezpieczeństwa energetycznego Polski i Europy spędza sen z powiek wielu ekspertów i polityków. Jednak jak przekonuje dr Zajdler z polityką energetyczną całej Unii nie jest tak źle. - Gaz z kierunku wschodniego stanowi około 30 proc. Czy jedna trzecia dostaw to niebezpiecznie dużo? - pyta retorycznie ekspert Instytutu Sobieskiego.
Jego zdaniem działające w Europie terminale LNG i integracja struktur, pozwalająca na transferowanie gazu między różnymi krajami Wspólnoty, zabezpieczają i w sposób wystarczający dywersyfikują źródła dla Europy. - W tej chwili LNG działają na poziomie 20 proc., gdyby wykorzystać ich pełną przepustowość, w razie konieczności, jesteśmy wstanie zrównoważyć gaz rosyjski. Pytanie tylko ile jesteśmy za to zapłacić. Kupujemy gaz z Rosji, bo jest on tańszy - przypomina dr Zajdler.
Jego zdaniem uruchomienie terminalu regazyfikacyjnego LNG w Świnoujściu pozwoli na przesył dodatkowych 5 mld metrów sześciennych paliwa z innych kierunków, co już rozwiązuje wiele problemów także Polski. - Transgraniczne połączenie pozwala na dywersyfikację importu i uniezależnienie się od kierunku wschodniego, daje okno na świat.
Z tego powodu nie widzi wielkiego zagrożenia ze strony Nord Stream dla Polski, pod warunkiem, że jego budowa nie zaszkodzi działaniu naszych portów. Jednocześnie podkreśla inny aspekt tej inwestycji. Rozbudowa Nord Streamu umacnia Niemcy na pozycji rozdającego karty w energetyce zachodnioeuropejskiej. Dodatkowo może mieć wpływ na ceny gazu.
Źródło: Money.pl na podstawie danych Agencji Interfax
Bardziej niż kwestia bezpieczeństwa energetycznego Polskę powinien martwić aspekt biznesowy tej inwestycji. Moglibyśmy stracić status państwa tranzytowego, co wiąże się z brakiem przychodów z tytułu pośredniczenia w przesyle a niestety, zdaniem dr Zajdlera, na przyłączenie się na korzystnych zasadach do Nord Stream jest już raczej za późno.