We wczorajszych zamachach w Bogocie, podczas uroczystości zaprzysiężenia nowego prezydenta Kolumbii, zginęło 15 osób, a co najmniej 24 zostały ranne.
Zamachów dokonała najprawdopodbniej marksistowska partyzantka o nazwie Rewolucyjne Siły Zbrojne Kolumbii.
Nowy prezydent, Alvaro Uribe wygrał majowe wybory, między innymi dzięki poparciu dla jego żądania zdecydowanej walki z partyzantami. Polityka jego poprzednika, Andresa Pastrany, który był zwolennikiem prowadzenia rozmów z rebeliantami, zakończyła się fiaskiem.
Albaro Uribe zapowiada utworzenie milionowej armii cywilnych informatorów, co niepokoi jego oponentów i organizacje praw człowieka.
Nie bez powodu 20 tysięcy policjantów patrolowało wczoraj ulice Bogoty, władze obawiały się, że może dojść do zamachów. Dlatego też uroczystość nie odbyła się tradycyjnie, na głównym placu Bogoty, tylko w siedzibie Kongresu. Obawy potwierdziły się - trzy wybuchy wstrząsnęły budynkami parlamentu i Pałacu Prezydenckiego podczas ceremonii zaprzysiężenia nowego prezydenta. Uroczystości jednak nie przerwano. Alvaro Uribe powiedział, że świat musi zrozumieć, że po to by rozwiązać kolumbijski konflikt potrzebne są niekonwencjonalne, przejrzyste i twórcze metody. Uribe zapowiada też walkę z korupcją oraz produkcją i przemytem narkotyków. Proponuje też rozwiązanie izby wyższej Kongresu.
W Kolumbii od blisko 40 lat trwa wojna domowa, w której co roku ginie kilka tysięcy osób.