Posłowie badali we wtorek działalność służb wobec Amber Gold. Pod lupą były związki Marcina P. i kwestia zatrudnienia przez niego syna Donalda Tuska.
Przed komisją zeznawali były szef gdańskiej delegatury ABW Adam Gruszka oraz jej wicedyrektor, Jarosław Dąbrowski.
Według tego drugiegoMarcin P. działał sam i nie stała za nim żadna grupa. Kiedy posłowie dopytywali go, skąd w takim razie miał pieniądze na swoją działalność, Dąbrowski odpowiedział, że de facto na taką działalność jak Amber Gold nie trzeba było mieć na starcie dużo środków. Jej rozwój zapewniły pierwsze wpłaty klientów. Stwierdził także, że musiał interweniować u ówczesnego Prokuratora Generalnego Andrzeja Seremeta, bo ponoć współpraca między ABW a prokuraturą nie układała się płynnie.
Adam Gruszka odpowiadał m. in. na o syna premiera Michała Tuska, który pracował dla linii lotniczych OLT Express. Była to krótko istniejąca firma oferująca tanie przeloty w Polsce. Marcin P. sfinansował jej działalność z pieniędzy z Amber Gold, ale linia szybko zbankrutowała. Przewodnicząca komisji Małgorzata Wasserman z PiS dopytywała Gruszkę, czy ABW dociekała, po co Marcinowi P. był Tusk. Były szef agencji odpowiedział, że nie zlecał takich działań. Powiedział także, że syn byłego premiera jest osobą dorosłą, więc trudno, by służby śledziły każdy jego krok.
Także i jego zdaniem Marcin P. nie był słupem. Gruszka powiedział także, że był sfrustrowany, że nie było pozwolenia na działania ABW w sprawie Amber Gold. – Bano się, że społeczeństwo oskarży służby o psucie interesów – stwierdził.