Były prokurator generalny Andrzej Seremet powiedział przed komisją śledczą, że o sprawie Amber Gold rozmawiał z ówczesnym premierem Donaldem Tuskiem, gdy stała się ona już głośna. W okresie wakacyjnym 2012 r. rozmawiał o tej sprawie także z ówczesnym szefem KNF Andrzejem Jakubiakiem.
Aktualizacja 13:50
- Rozmawiałem oczywiście z premierem Donaldem Tuskiem, wtedy kiedy sprawa stała się już głośna - powiedział w czwartek Seremet, odpowiadając na pytanie przewodniczącej komisji. Dodał, że było to chyba przed jego wystąpieniem sejmowym ws. Amber Gold, co miało miejsce 30 sierpnia 2012. - Wygłosiłem je przerywając urlop, to był sierpień - dodał Seremet. - Chyba także w okresie wakacyjnym miałem spotkanie z panem premierem - oświadczył Seremet. Dodał, że było to "pewnie po wybuchu afery".
Zeznał też, że z Jakubiakiem "rozmawiał wielokrotnie, także przy okazji spotkania u premiera Tuska". Było to "w okresie wakacyjnym, już po wybuchu afery" - dodał. Powiedział, że chyba z nim nie rozmawiał o Amber Gold przed wybuchem afery. - Nasze spotkania zintensyfikowały się po wybuchu afery, dlatego że przygotowaliśmy program szkoleń, opracowaliśmy pewną metodykę działań; uznaliśmy np., że wszystkie pisma KNF trafiają do mnie osobiście w zakresie zawiadomień - powiedział były prokurator generalny.
Seremet nie pamiętał zaś, by rozmawiał z ówczesnym prezesem NBP Markiem Belką, który - jak mówiła Małgorzata Wassermann - powiedział, że już wcześniej informował Seremeta, "że to jest afera i będzie problem". - Wydaje mi się, że z nim nie rozmawiałem - powiedział b. szef prokuratury.
Seremet potwierdził, że interesował się postępowaniami dyscyplinarnymi wobec prokuratorów mających do czynienia ze sprawą Amber Gold i chciał wiedzieć, jakie mogą być efekty działań rzecznika dyscyplinarnego. Na pytanie, co zrobił z informacjami od rzecznika, że "zarzuty nie rokują na uwzględnienie", Seremet odparł: Na pewno dyskutowaliśmy. Co do niektórych zarzutów przyznawałem mu rację w tym sensie, że możliwość postawienia dobrych, trafnych zarzutów, które mogłyby skutkować uwzględnieniem zarzutów w sądzie, jest dosyć trudna - oświadczył b. prokurator generalny.
Premier Donald Tusk był "mocno poirytowany" na spotkaniu w 2012 r. w sprawie Amber Gold, krytycznie wyrażał się o działalności służb, w tym także prokuratury - zeznał Andrzej Seremet przed sejmową komisją śledczą.
Odpowiadając na pytanie Andżeliki Możdżanowskiej (PSL), ile razy spotkał się z Tuskiem ws. Amber Gold, Seremet odpowiedział, że jakieś trzy razy.
- Rozmawialiśmy przede wszystkim, kiedy pan premier zaprosił mnie na spotkanie z udziałem kilku ministrów, którego przedmiotem była konieczność zaradzenia takim wydarzeniom w przyszłości" - powiedział. - Premier był lekko, a może mocno, poirytowany tym, co się stało; krytycznie wyrażał się o działalności różnych służb, w tym także prokuratury - dodał Seremet. Podkreślił, że Tusk dążył to tego, by przyjąć metody lub zmianę prawa, aby skutecznie walczyć z piramidami finansowymi.
Na pytanie posłanki, czy była wtedy mowa o zatrudnieniu syna Tuska w należących do Amber Gold liniach lotniczych OLT Express, Seremet odparł: Nie rozmawialiśmy o tym. Z innych spotkań wiem, że premier opowiadał, że nie miał z tym nic wspólnego - dodał.
Według Seremeta, kilka razy po tym spotkaniu jego zastępca odbywał spotkania w Komitecie Stabilności Finansowej ws. możliwych rozwiązań. Dodał, że efektem tych spotkań było m.in. żądanie Tuska przedstawienia mu analizy nt. przestępczości gospodarczej za kilka ubiegłych lat. - Taki raport sporządziliśmy i przedstawiliśmy premierowi - dodał Seremet.
Możdżanowska pytała też, czy oceniając zachowanie trójmiejskich prokuratorów, można uznać, że szef Amber Gold Marcin P. mógł być pod jakąś ochroną. - Nie dostrzegałem żadnych przesłanek, które mogłyby doprowadzić do konkluzji, że są tu jakieś relacje osobiste czy jakiekolwiek, które powodowałyby ochronę Marcina P. - padła odpowiedź.
Seremet przyznał, że prokuratorzy z Trójmiasta nie zdawali sobie sprawy, jak szerokie rozmiary przybiera sprawa Amber Gold. Mówił też o ich "rutynowym podejściu w najgorszym tego słowa znaczeniu". - To było żałosne - tak zaś Seremet ocenił zgodę jednego z prokuratorów, że potrzebne akta Marcin P. dostarczy mu po powrocie z urlopu.
Pytany o kontakty jednego z gdańskich prokuratorów, który dostawał bezpłatne zaproszenia na mecze, tak jak politycy, Seremet odparł, że on sam zawsze unikał "zbyt bliskich relacji z władzami lokalnymi czy centralnymi". - Niektóre osoby takiego wstrzemięźliwego podejścia nie preferują, ale też nie spotkałem się z takimi drastycznymi przypadkami uwikłania prokuratora w jakiś układ lokalny, poza sprawą rzeszowską oczywiście, którą znamy - podkreślił. Dodał, że czegoś takiego w Gdańsku nie dostrzegł.
Oprac. Bartosz Wawryszuk