Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Martyna Kośka
Martyna Kośka
|

Martwe psy w kanapie, mocz w mieszkaniu i deratyzacja na co dzień. Oto prawda o pracy komorników

188
Podziel się:

Cały problem z naszym wizerunkiem polega na tym, że patrząc z boku, nikt nie dostrzega wierzyciela, na rzecz którego działamy. Jest tylko biedny, pokrzywdzony dłużnik i bezduszny komornik, który niczym bohater grany przez Andrzeja Chyrę, wchodzi do domu dłużnika i zamiast „dzień dobry” zabiera dziecku akordeon.
Rozmowa z Andrzejem Ritmannem, komornikiem sądowym i Rzecznikiem Izby Komorniczej w Łodzi.

Kadr z filmu "Komornik". Pytamy, na ile rzeczywistość różni się od wizji reżysera
Kadr z filmu "Komornik". Pytamy, na ile rzeczywistość różni się od wizji reżysera (kadr z filmu Komornik)

Komornik wchodzi do mieszkania, które bardziej przypomina melinę. Ma przeprowadzić eksmisję. W środku brud, syf i niesamowity smród. Pod ścianą ustawionych setki półtoralitrowych butelek z moczem. Po co? - Amfetamina nie rozpuszcza się w moczu, wciąż zachowuje swoje właściwości. No więc ten człowiek pił i wydalał, pił i wydalał, i tak na okrągło - mówi w rozmowie z money.pl łódzki komornik Andrzej Ritmann.

Martyna Kośka, money.pl: Miewa pan wyrzuty sumienia?

Andrzej Ritmann, komornik sądowy i Rzecznik Izby Komorniczej w Łodzi: Jeśli prawidłowo wykonałem swoje obowiązki, to nie.

I nie dręczą pana te obrazki: eksmisja, meble na bruk, dzieci płaczą...

Zacznijmy od obalenia pierwszego mitu: nie jest tak, że komornicy masowo przeprowadzają eksmisje. One zdarzają się naprawdę rzadko.

Każdego roku prowadzonych jest kilka milionów postępowań, wśród których jest jedynie kilka tysięcy eksmisji. Jeśli więc policzymy, to na każdego z 1 500 komorników nie przypada nawet osiem eksmisji rocznie.

Ale dobrze, zacznijmy od eksmisji, bo rozumiem, że one najbardziej rozpalają wyobraźnię. W Polsce, co do zasady, eksmisji na bruk nie ma. Mówię "co do zasady", bo w rzeczywistości istnieją one w zawoalowanej formie. Jeśli sąd nie przyznał dłużnikowi lokalu socjalnego, to gmina ma obowiązek wskazać pomieszczenie tymczasowe. Jeśli przez pół roku tego nie uczyni - bo nie dysponuje takim pomieszczeniem - musi wskazać noclegownię, do której nastąpi eksmisja. Nie jest to "wyrzucenie" na bruk w ścisłym znaczeniu, ale też trudno nazwać to dobrym rozwiązaniem.

Jest jakiś wspólny mianownik eksmisji, które pan przeprowadza?

Mieszkania, z których eksmituję, niepokojąco często stanowią smutny obraz tego, do jakiego stanu może się człowiek doprowadzić. Proszę mi wierzyć, że do tych lokali często nie można wejść bez asysty specjalnych służb, które przeprowadzają deratyzację czy dezynfekcję.

Kto nie wierzy, niech zobaczy zdjęcia. Jasne, można mi zarzucić, że wybrałem je tendencyjnie, ale to nieprawda. W zeszłym roku przeprowadziłem sporo eksmisji z lokali komunalnych i tak zdewastowane mieszkania nie należały do rzadkości.

"Do tych lokali często nie można wejść bez asysty specjalnych służb, które przeprowadzają deratyzację czy dezynfekcję".

Proszę sobie wyobrazić taki obrazek: wchodzimy do mieszkania, by przeprowadzić eksmisję. Brud i niemiłosierny bałagan, setki, jeśli nie tysiące, półtoralitrowych butelek wypełnionych, jak się okazało, moczem. Niech pani zgadnie, po co ktoś trzyma w domu setki litrów moczu?

Pojęcia nie mam.

My też nie wiedzieliśmy i dopiero po paru tygodniach, jak rozpytaliśmy się wśród znajomych z różnych specjalizacji, dowiedzieliśmy się. Otóż podobno amfetamina nie rozpuszcza się w moczu i można ją z niego odzyskać...

Makabryczne – ale to przecież jednak margines, mieszkania rzadko tak wyglądają.

Trzeba tu rozgraniczyć dwie rzeczy – biedę i patologię. Bieda jest czysta, rozpaczliwa i cicha. Natomiast to, co widzimy w wielu lokalach komunalnych, z których eksmitujemy, to nierzadko po prostu patologia. Proszę mi wierzyć, że bardzo często przychodzą do nas sąsiedzi i dziękują, że usunęliśmy uciążliwego lokatora z mieszkania, z którego po całej kamienicy rozchodziło się robactwo.

_ Wnętrze jednego z mieszkań, w którym przeprowadzono eksmisję. Fot: Andrzej Ritmann _

Czy czuje pan czasem żal w stosunku do ludzi, których eksmituje?

Żal mi, że państwo sobie nie radzi z problemami. Podam przykład. Eksmitowałem kobietę, która ewidentnie nie nadawała się do samodzielnego życia. Dość powiedzieć, że firma opróżniająca lokal znalazła w tapczanie cztery martwe pieski. Parokrotnie próbowałem zainteresować służby jej losem. Dzwoniłem na policję, ale funkcjonariusze chcieli tylko wiedzieć, czy pani jest agresywna, a jeśli nie, to nie czuły się zobligowane do podjęcia działań. Straż miejska i pomoc społeczna również nie wyraziły zainteresowania.

Ostatecznie załatwiłem jej transport do noclegowni, co nie było łatwe ze względu na to, co pani miała na sobie - i nie myślę tu o odzieży.

Bez względu na wszystko, i tak otwieracie listę najbardziej znienawidzonych profesji.

Wydaje mi się, że cały problem z naszym wizerunkiem polega na tym, że w świadomości społecznej nie ma czegoś takiego, jak wierzyciel. Jest tylko biedny dłużnik i wstrętny komornik. Zaczęła pani od wyrzutów sumienia. Mam satysfakcję, ilekroć pomogę wierzycielowi odzyskać pieniądze, kiedy dzięki mojej pracy dziecko wyjedzie na kolonie.

Jasne, że bywają różne sytuacje życiowe i nierzadko ludzie nie ze swojej winy wpadają w pętlę zadłużenia. Tylko że, paradoksalnie osoby, które niewiele mają, przychodzą i wpłacają po kilkanaście złotych. To często nie pokrywa odsetek, ale widać, że im zależy. Dłużnicy alimentacyjni bardzo często mają, ale nie płacą, bo wyznają zasadę, że "na byłe dzieci nie płacą". "Bo to zła kobieta była". Nie żartuję - to są cytaty z dłużników i to nierzadkie. Trudno mi stać po ich stronie.

Do tego często powstaje coś, co nazywam "zorganizowaną grupą wspierania dłużnika". Wchodzi do niej obecny partner, pracodawca, rodzice. Kryją i chwalą dłużnika, że taki sprytny, bo wykiwał komornika. Na pewno komornika?

Prześledźmy całą procedurę eksmisyjną od początku. Do kancelarii przychodzi wierzyciel z tytułem wykonawczym w ręku...

To wierzyciel inicjuje postępowanie, a komornik jest związany jego wnioskiem. W pierwszym kroku wzywamy dłużnika do dobrowolnego, choć lepszym słowem byłoby – samodzielnego, bo trudno tu mówić o dobrowolności, wykonania wyroku i wyznaczamy mu termin na wyprowadzenie się. Nie jest on określony w przepisach, ma być na tyle długi, by dłużnik mógł znaleźć inne lokum. W orzecznictwie wykształciło się, że to co najmniej 2 tygodnie.

Jeśli jest przyznany lokal socjalny, nie ma potrzeby w ogóle czekać.

Dopiero gdy dłużnik nie wyprowadzi się we wskazanym czasie, komornik wyznacza termin eksmisji. To naprawdę nie jest tak, że komornik przychodzi następnego dnia po złożeniu przez wierzyciela wniosku.

Czy mogą być eksmitowane rodziny z dziećmi?

Mogą. To rolą sądu jest zbadanie sytuacji życiowej dłużnika i stwierdzenie, czy przysługuje mu prawo do lokalu socjalnego. Przy czynnościach są obecni wszyscy, których komornik zastanie. To są trudne sytuacje i wymagają dużego opanowania i doświadczenia życiowego ze strony komornika.

Jak wygląda typowy dzień pracy komornika?

Raczej w terenie i często do późnych godzin, bo dłużnik niepracujący jest bardzo trudny do zastania przed 16. Często trzeba poczekać, aż wróci z tej pracy, której przecież nie ma - i dotyczy to zwłaszcza dłużników alimentacyjnych.

"Wchodząc, informujemy o celu wizyty. Właśnie w tym momencie wielu ludzi dowiaduje się, że w ogóle ma dług".

W terenie – czyli pewnie chodzicie i zajmujecie majątek ruchomy.

Wbrew temu, co się o nas mówi, wcale nie prowadzamy wielu egzekucji z ruchomości i naprawdę nie jest tak, że od progu zajmujemy akordeon. Wchodząc, informujemy o celu wizyty. Właśnie w tym momencie wielu ludzi dowiaduje się, że w ogóle ma dług. Wcześniej popełnili grzech polegający na chowaniu głowy w piasek: nie odbierali korespondencji i uważali, że "nic mi nie zrobią, przecież nic nie dostałem".

Zajęcie polega na wpisaniu do protokołu. Rzadko zdarza się, by komornik fizycznie odbierał rzecz. Z reguły zostaje ona u dłużnika i może on z niej korzystać. Nie wolno mu jej sprzedać ani zniszczyć, ale korzysta dokładnie tak, jak przed przyjściem komornika.

Czy dłużnik może przekonać komornika, by nie zajmował określonej rzeczy?

Nie, komornik jest związany wnioskiem wierzyciela.

A co, jeśli dłużnik poinformuje, że dana rzecz nie należy do niego, ale innej osoby?

Komornik nie bada stanu prawnego rzeczy, ale posiadanie. To kwestia doświadczenia, rozsądku i wyczucia. Podchwytliwie zostałem kiedyś zapytany, czy zająłbym autobus, którym przyjechał kierowca-dłużnik. Oczywiście, że bym tego nie zrobił!

Co innego, gdy dobrym autem przyjeżdża dłużnik, prezes spółki z ograniczoną odpowiedzialnością – ale z pensją minimalną. Taki samochód mogę zająć. Dłużnik wskaże mi właściciel, ja go poinformuję o zajęciu, a on będzie mógł wystąpić z wnioskiem o zwolnienie rzeczy spod egzekucji. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby taki samochód zostawił dłużnikowi czy właścicielowi do dyspozycji.

A jeśli właściciel przyjdzie i pokaże dowód własności, np. dowód rejestracyjny auta?

Zacznijmy od tego, że dowód rejestracyjny nie jest dowodem własności. Komornik nie może cofnąć swojej decyzji. Od tego jest sąd. Również wierzyciel może zwolnić rzecz spod egzekucji. Jeśli właściciel ma dokumenty, to sąd wyłączy ruchomość spod zajęcia.

W tym miejscu porada praktyczna: jednocześnie z wnioskiem o zwolnienie rzeczy, właściciel może złożyć wniosek o zabezpieczenie powództwa przez zawieszenie egzekucji. To ważne, bo rozpoznanie powództwa o zwolnienie może zająć dużo czasu, a samo złożenie powództwa nie wstrzymuje egzekucji. W efekcie może dojść do licytacji i sprzedaży rzeczy.

Zobacz też:
Zobacz także: Kiedy dorosłemu dziecku należą się alimenty?

Swego czasu internet rozgrzały zdjęcia rzekomo zajętego kota. Jak to jest z zajmowaniem zwierząt?

No właśnie, rzekomo zajętego, bo szybko wyszło na jaw, że dłużniczka miała dużą fantazję i z sobie tylko znanych powodów zdjęła naklejkę z zajętego zegara, nakleiła kotu na grzbiet i opublikowała w portalu społecznościowym wpis o treści: "Aplikant komornik, będąc bezradny, dokonał oplombowania. I to nie żart. To jest nasza Polska".

Popełniła przy okazji przestępstwo polegające na usunięciu naklejki z zajętej rzeczy. Nie wolno tego robić.

Był to absurdalny pomysł, ale naprawdę przerażające było to, że ludzie dali się na to nabrać. Zauważył to nawet dziennikarz dużej stacji, który rozważał poważny materiał o jakimś "idiocie-aplikancie", który zajął kota. Jak fatalną musi mieć opinię nasz zawód, że rozsądni ludzie są skłonni uwierzyć w takie bzdury!

Czy to znaczy, że zwierząt zajmować nie wolno?

Jakkolwiek niezręcznie by to nie brzmiało, egzekucję ze zwierząt prowadzi się jak z ruchomości, choć osobiście nie znam komornika, który by zajął domowego pupila. Przypominam sobie natomiast przypadek, gdy zajęte zostały psy w hodowli, ale to były zwierzęta przeznaczone na sprzedaż. Psy jak były pod opieką hodowcy, tak pozostały.

Swego czasu była głośna sprawa w Poznaniu. Na terenie zlicytowanej fabryki znajdowała się buda z psem, który dawniej pilnował terenu. Poprzedni właściciel zwierzaka nie zabrał. W zasadzie nie był to problem komornika, mimo tego opłacił osobę, która przez kilka tygodni go dokarmiała. W tym czasie próbował zainteresować kogoś losem zwierzaka i szukał dla niego nowego domu. Zawiadomił różne instytucje, ale nikogo los zwierzaka nie poruszył.

Nie widząc innego rozwiązania, komornik wpadł na pomysł, by wystawić go na licytację. I wtedy internet zawrzał, na komornika wylano wiadro pomyj. Natychmiast zgłosiły się fundacje, które zaoferowały przygarnięcie psa.

Trudno w to uwierzyć.

Sam miałem podobną sytuację. Pojechałem na eksmisję. Dłużnik się wyprowadził, ale zostawił pieska. Gdyby go tam nie było, moje czynności na miejscu zabrałby nie więcej niż trzy godziny. Spędziłem jednak w mieszkaniu siedem godzin, bo dzwoniłem do różnych organizacji, by się nim zajęły. Tłumu chętnych nie było.

Miałem wtedy w domu dwa psy, więc tego wziąć nie mogłem. To by było zresztą ryzykowne, bo gdyby dłużnik sobie o szczeniaku przypomniał, natychmiast wybuchłoby larum, że komornik ukradł psa.

wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(188)
WYRÓŻNIONE
Natka38
7 lat temu
Nawet nie wiecie jak trudno wkręcić się na posadę komornika.Tam jak w sądach praca z pokolenia na pokolenie rodzinna.
Ala
7 lat temu
"Ludzie widzą tylko biednego dłużnika i złego komornika " zgadza się szkoda że wszyscy zapominają o dramacie właścicieli np mieszkania za które muszą płacić ratę i rachunki bo nikogo nie obchodzi że ktoś inny korzysta odpowiada właściciel
annn
7 lat temu
Nie mam na głowie komornika ale widzę, że najwięcej mają do powiedzenia Ci którzy unikają spłaty SWOICH zobowiązań.
NAJNOWSZE KOMENTARZE (188)
Padrona Blues
2 lata temu
Przestępstwem nie jest usunięcie naklejki z zajętej przez komornika. "Przestępstwem" głupoty jest wpuszczenie komornika do domu przed skutecznym ukryciem cennych rzeczy. Komornik ich nie znajdzie jak nie będzie wiedział o ich istnieniu
Janka
4 lata temu
Żeby być komornikiem, trzeba mieć specyficzny charakter. Jak można eksmitować chorą osobę do noclegowni? Brak słów.
Aza
6 lat temu
Dłużniku, płać swoje długi, oddaj, co pożyczyłeś, a komornika na oczy nie zobaczysz. W głębokim poważaniu mam ludzi, którzy brali kredyty, wiedząc, że nie będzie z czego spłacić - to zwykli złodzieje. Ciężkie sytuacje życiowe każdy miewa, ale od tego ma się głowę, żeby myśleć, a na pewno nie posunąłbym się do wyłudzenia.
sky
6 lat temu
"Komornik nie bada stanu prawnego rzeczy, ale posiadanie." .... i to jest chore w tym chorym kraju
marcus
6 lat temu
Komornik to powinien być urzędnik sądowy, a nie prywatny biznes. Kolejna rzecz to procesy. Żadnych postępowań elektronicznych - bo to jest dozwolona prawem patologia. Obowiązek meldunkowy. Obowiązek informowania urzędu o adresie zastępczym (może elektronicznym) w przypadku wyjazdu na dłużej. Następnie jawne postępowanie sądowe. Dopiero wtedy komornik. Ludzie muszą wiedzieć, że postępowanie jest sprawiedliwe dla wszystkich stron.
...
Następna strona