15 grudnia właściciele stacji benzynowych dowiedzieli się, że do 16 stycznia muszą zaktualizować koncesje. Choć w zwykłym trybie na ich odnowienie mają półtora roku, teraz dostali tylko miesiąc. Jeśli nie złożą dokumentów, nie będą mogli sprzedawać benzyny i oleju napędowego. Kombinowanie im się nie opłaca. Za nielegalną sprzedaż grozi do 5 lat więzienia i do 5 mln zł grzywny.
Nowy obowiązek jest efektem nowelizacji prawa energetycznego z sierpnia zeszłego roku. Wtedy jednak jeszcze nie było wiadomo, jak poważne dla przedsiębiorców oznacza to konsekwencje.
- Była jedynie ustawa, ale brakowało szczegółów i aktów wykonawczych. Dopiero komunikat URE z 15 grudnia uzmysłowił nam, że nie będzie chodziło o proste dopisanie unijnych kodów CN. Tak naprawdę zażądano od nas ponownego starania się o koncesje i to w ciągu miesiąca - mówi WP money Wojciech Teszner, właściciel firmy Ad Rem, do którego należy sześć stacji benzynowych.
Mecenas Maksymilian Graś z Kancelarii Kijewski i Graś, reprezentujący też interesy Polskiej Izby Paliw Płynnych uważa, że problem jest nie tylko w terminie, ale i liczbie dokumentów, które trzeba dostarczyć do Urzędu Regulacji Energetyki. - Dla dużych firm mogą to być nawet tysiące stron. Dlatego w normalnym trybie jest na to półtora roku. Konsekwencją niezłożenia wniosku w terminie jest utrata koncesji, a sprzedaż bez niej grozi karą do 5 lata pozbawienia wolności i nawet 5 mln zł grzywny - tłumaczy adwokat.
#
Trudno się dziwić, że im bliżej terminu oddania wniosku, tym robi się coraz bardziej nerwowo, a w branży pojawiają się teorie spiskowe. - Dość powszechne jest odczucie, że rząd w ten sposób preferuje spółki skarbu państwa, takie jak Lotos i Orlen. Im oczywiście łatwiej sprostać wymaganiom, ale w mojej ocenie zmiany mają przede wszystkim uderzyć w szarą strefę, która spowodowała na rynku potężny bałagan - mówi Rafał Zywert, analityk rynku paliw z BM Reflex..
Ekspert zwraca uwagę, że jeszcze w 2014 r. nawet 30-35 proc. oleju napędowego sprzedawano w Polsce nielegalnie. Od tego czasu sytuacja ciągle się poprawia, ale do ostatecznego wyeliminowania nieuczciwych przedsiębiorców z gry droga jeszcze daleka. - Nie jestem przeciwny walce z szarą strefą, ale można to robić w inny sposób, który nie wywołuje tak olbrzymiego zamieszania i nie stwarza takich trudności dla uczciwych przedsiębiorców - mówi z Wojciech Teszner.
Będą problemy z tankowaniem?
Mecenas Graś zwraca uwagę na to, że trudno było wybrać gorszy czas na gromadzenie urzędowych dokumentów. W okresie przedświątecznym i w pierwszych dwóch tygodniach nowego roku trudno się zmobilizować i przedsiębiorcom, i urzędnikom. Tymczasem niektórzy właściciele stacji paliw muszą się starać o przesłanie stosownych dokumentów z zagranicy, na przykład gdy używają dystrybutorów sprowadzonych z innego kraju albo jeśli mają zagranicznych wspólników. - Oznacza to olbrzymie problemy dla uczciwie działających przedsiębiorców, którzy latają teraz po urzędach jak szaleni, a przecież nowe prawo energetyczne miało być precyzyjnym uderzeniem w szarą strefę - mówi mecenas Maksymilian Graś.
Jak przekonuje, skompletowanie takiego wniosku jest trudne i w wielu przypadkach po prostu niemożliwe w tak krótkim czasie. - Niektórzy przedsiębiorcy będą musieli zamknąć interes - wyrokuje.
- Jeśli ktoś odnawiał koncesje przed rokiem, to pewnie klnie, ale dość szybko będzie mógł wniosek skompletować. Gorzej z tymi, którzy robili to dawno. Nie wierzę jednak w paraliż na stacjach i zamknięte z tego powodu szlabany. Nawet niekompletne wnioski lepiej wysłać i potem uzupełniać, by nie stracić koncesji - mówi Grzegorz Maziak, analityk rynku paliw i szef epetrol.pl, który przewiduje, że tak właśnie będą robić przedsiębiorcy.
Zgadza się z nim Rafał Zywert, analityk rynku paliw z BM Reflex. - Nie wyobrażam sobie, żeby koncerny nie zmieściły się w czasie. Jednak aż 40 proc. rynku stanowią mniejsze stacje i tu rzeczywiście możemy mieć problem. Ale to nie będzie tak, że po 16 stycznia nie będziemy mieli gdzie zatankować - przekonuje.
Jego zdaniem nie można wykluczyć, że niektórzy zamkną interes, ale będą to pojedyncze przypadki. - To akt absolutnej desperacji, bo przecież lepiej wysłać niepełny wniosek niż nie wysłać nic i stracić koncesję - mówi Zywert.
**30 dni na uzupełnienie dokumentów **
Zgodnie z brzmieniem art. 35 ust. 2a i 2b Prawa energetycznego w toku postępowania o udzielenie lub zmianę koncesji prezes URE wzywa do uzupełnienia brakujących dokumentów tylko jeden jedyny raz w terminie nie dłuższym niż 30 dni. Nieuzupełnienie wniosku w tym czasie skutkuje pozostawieniem go bez rozpoznania i tym samym będzie oznaczało utratę koncesji.
Po wtorkowym spotkaniu z przedstawicielami branży urzędnicy złagodzili nieco stanowisko w sprawie wniosków, ale przedsiębiorcy pozostają nieufni. URE zapewnia zarówno koncerny paliwowe, jak i PIPP, że składając wniosek, nie trzeba dołączać wszystkich dokumentów. Można powoływać się na te, które urząd już posiada, bo były przekazane we wcześniejszym procesie koncesyjnym.
- Z mojego doświadczenia wynika, że jeżeli urzędnik będzie musiał sam sobie taki wniosek uzupełniać będzie tym mocno poirytowany. To zdecydowanie zmniejsza szanse na jego pozytywnie rozpatrzenie - zauważa mecenas Graś.
Przedsiębiorcom pozostaje mieć nadzieję, że czas pomiędzy złożeniem wniosku, a wezwaniem do ostatecznego uzupełniania w terminie 30 dni będzie wystarczająco długi. - Ciągle wierzę, że zdążę i będę miał komplet dokumentów, ale może to się też po prostu nie udać. Dlatego liczę, że mój wniosek nie trafi jako pierwszy do sprawdzenia i będę miał dużo czasu na poprawki - mówi Teszner.
**Zasypani przez papiery**
- Zanim URE przekopie się przez wnioski miną długie miesiące, tym samym przedsiębiorcy będą mieli więcej czasu na uzupełnienie dokumentacji - przekonują eksperci. Niestety do czasu opublikowania artykułu nie otrzymaliśmy odpowiedzi z URE na nasze pytania. Nie wiemy więc, między innymi, w jakim stopniu są przygotowani na wysyp dokumentów do sprawdzenia.
- Jestem bardzo ciekaw, jak sobie poradzą z tysiącami segregatorów wypełnionymi papierami. Obecnie mamy w Polsce około 6800 stacji benzynowych. To może zająć bardzo dużo czasu - mówi Maziak.
Mecenas Graś zauważa, że nikt przedsiębiorcom nie zabrania uzupełniania dokumentacji na bieżąco. Może się więc okazać, że zanim urzędnicy dojdą w kolejności rozpatrywania wniosków do tego niepełnego, może on już przez ten czas stać się w pełni kompletnym.
- Jednak w trakcie uzupełniania dokumentów jest duże prawdopodobieństwo, że coś pójdzie nie tak. Przy tym tempie ryzyko jest naprawdę duże - mówi Maksymilian Graś.