Już we wrześniu możemy być świadkami batalii sejmowej o przygotowaną przez Parlamentarny Zespół Przyjaciół Zwierząt zmianę ustawy o ochronie zwierząt.
Zespół zrzesza przedstawicieli wszystkich sejmowych ugrupowań, jednak ton jego pracom nadaje kwartet: Paweł Suski (PO), Marek Suski (PiS), Ewa Lieder (Nowoczesna)
i Krzysztof Czabański (PiS).
To oni też najsilniej lobbują na rzecz przyjęcia rozwiązań postulowanych w projekcie ustawy takich jak: wprowadzenie zakazu utrzymywania psów na łańcuchach, wykorzystywania zwierząt w cyrkach, przeprowadzania w Polsce tzw. uboju rytualnego oraz hodowania zwierząt w celu pozyskiwania futer. I to właśnie ten ostatni element budzi największe spory.
Zakaz, czy ograniczenia?
Posłowie zasiadający w Zespole czynnie angażują się w walkę o prawa zwierząt i poprawę jakości ich hodowli w Polsce. Nieustannie wspierają ich w tym organizacje pozarządowe, wśród których najbardziej aktywne są „Viva!” i „Otwarte Klatki”.
Z drugiej strony są hodowcy reprezentowani przez dwa zrzeszające ich związki.
- Hodowcy wykluczają wprowadzenie w Polsce całkowitego zakazu hodowli, gdyż doprowadziłoby to do ruiny wiele dobrze prosperujących przedsiębiorstw. Przeszkodą na drodze do porozumienia pozostaję jednak wzajemna niechęć. Aktywiści organizacji prozwierzęcych nie chcą słyszeć o częściowych ograniczeniach. Przedstawiciele branży mają z kolei w pamięci bezprawne wtargnięcia na swoje hodowle, wypuszczanie zwierząt i sugestie, jakoby na fermach dochodziło do rzezi i znęcania się nad zwierzętami - mówi Jacek Podgórski, dyrektor Instytutu Gospodarki Rolnej.
We wszystkich podejmowanych w ostatnich latach próbach zlikwidowania ferm zwierząt futerkowych pojawia się raport Najwyższej Izby Kontroli z 2011 roku, który dosyć krytycznie odnosił się do funkcjonowania tej branży w Polsce. Jednak główny zarzut skierowano w stronę administracji państwowej, której rekomendowano wdrożenie bardziej skutecznego nadzoru nad fermami. Kontrolerzy NIK nie postulowali zamknięcia hodowli, ale wyrugowanie z niej wszystkich patologii. Na przestrzeni kolejnych lat Izba nie powtórzyła tak kompleksowej kontroli, jednak w obrębie powiatów i województw dokonywano pomniejszych, które jednoznacznie wskazywały na poprawę warunków na fermach i standardów hodowli w porównaniu do roku 2011.
- Hodowcy postanowili oczyścić własne środowisko. W tym celu przyjęli u siebie Kodeks Dobrych Praktyk, a duża cześć z nich lobbuje za zaostrzaniem kar za znęcanie się nad zwierzętami. Zdają sobie bowiem sprawę, że kilku zwyrodnialców działa na niekorzyść całej branży, a na nastroje społeczeństwa o wiele większy wpływ mają maltretowane lisy, niż dobrze pielęgnowane norki - stwierdza Jacek Podgórski, dyrektor Instytutu Gospodarki Rolnej.
Tysiące osób bez pracy?
Broniąc swoich przedsiębiorstw, hodowcy zwykli powtarzać, że samodzielnie, tj. bez dotacji rządowych, ani unijnych tworzą prężnie działającą gałąź polskiego rolnictwa. Podkreślają, że fermy powstają najczęściej na gruntach, które i tak nie nadawałyby się pod uprawy, ale także na terenach o dużych wskaźnikach bezrobocia.
- Hodowcy oferują zatrudnienie mieszkańcom obszarów wiejskich, a w ramach zjednywania sobie lokalnej społeczności dokonują renowacji, remontów i drobnych inwestycji we wsiach i miasteczkach. Ciężko z tym polemizować, niemniej należy wskazać, że to nie tylko fermy tworzą miejsca pracy. Tworzą one popyt na inne usługi - dodaje Jacek Podgórski, Instytut Gospodarki Rolnej.
Przeciwnicy futerkowego biznesu podkreślają, że jego likwidacja będzie nieodczuwalna dla państwowej gospodarki, a w miejsce ferm będą mogły powstawać inne firmy.
Europa hoduje futra
Członkowie Parlamentarnego Zespołu Przyjaciół Zwierząt nie ustają w porównywaniu Polski do śmietnika, w którym na prowadzenie swojego krwawego biznesu znaleźli miejsce Holendrzy, Duńczycy, Niemcy i wszyscy ci, których zachodnie państwa wyrzuciły na bruk. Ile w tym prawdy?
Hodowla zwierząt futerkowych jest co do zasady legalna w państwach skandynawskich. W Szwecji, Danii oraz Norwegii utrzymywane są hodowle norek. Dodatkowo Norwegia rocznie produkuje 150 tys. skór z lisów. Wprowadzony w Danii zakaz hodowli lisów wejdzie w życie dopiero w 2023 roku.
Fermy zwierząt futerkowych funkcjonują w Finlandii, Estonii, na Litwie, Łotwie oraz na Islandii. Spośród tych krajów jedynie na Islandii nie hoduje się lisów.
Poza powszechną hodowlą norek, Finlandia jest jednym z większych producentów skór z szopów (prawie 150 tys. rocznie). Hodowla jest legalna w Irlandii, Niemczech, Belgii, we Francji, w Hiszpanii, Portugalii, we Włoszech, Słowenii, Rumunii, Bułgarii, Grecji, na Węgrzech, na Słowacji oraz w Polsce.
Spośród krajów UE jedynie w Austrii, Wielkiej Brytanii oraz Chorwacji hodowla zwierząt futerkowych jest całkowicie zakazana. Holandia, po wprowadzeniu zakazu hodowli szynszyli (w 1997 roku) oraz lisów (w 2008 roku), podjęła próbę delegalizacji hodowli w ogóle. Zakaz hodowli norek został jednak zaskarżony. Strona rządowa poniosła porażkę zarówno w pierwszej, jak i w drugiej instancji. Sprawa wylądowała w Europejskim Trybunale Praw Człowieka w Strasburgu. Czy Holendrzy przenoszą się do Polski? Część tamtejszych producentów próbuje swoich sił na naszym podwórku, ale należą do mniejszości.
Prawdą jest, że w ostatnim czasie zakaz hodowli zwierząt futerkowych znalazł poparcie czeskiego parlamentu i od stycznia 2019 roku działalność ta stanie się nielegalna u naszego południowego sąsiada. Zwolennicy podążania czeskim śladem zdają się jednak nie dostrzegać różnicy w skali. Produkcja w Czechach i tak była marginalna (funkcjonuje tam w sumie 10 ferm, a rocznie produkuje się 20 tys. skór), przez co wprowadzenie zakazu mogło być jedynie nierodzącą poważnych skutków finansowych (w postaci wielomilionowych odszkodowań dla hodowców oraz ubytku w dochodach budżetowych z tytułu podatków)
manifestacją światopoglądową.