Kartikey Johri, nieoficjalny ambasador z "placówką" w hinduskiej restauracji "Masala" został mianowany pierwszym w Polsce Konsulem Honorowym Republiki Indii. To dzięki niemu Polska może stać się wielkim planem filmowym indyjskich produkcji.
Przemysław Ciszak, money.pl: Firmy z Indii poszukują w Europie partnerów. Polska jest dla nich szczególnie atrakcyjna?
*Kartikey Johri, pierwszy Konsul Honorowy Republiki Indii w Polsce: *Wielu przedsiębiorców z Indii szuka kontaktów w tym rejonie Europy. Polska jest dla nich bardzo atrakcyjna. Nie tylko ze względu na położenie. Choć czasem trzeba dopomóc i w tym moja rola. Podam przykład. Zaledwie parę tygodni temu, jedna z firm z branży produkującej opakowania, była już zdecydowana zainwestować w Czechach w Ostrawie. Udało mi się ich zaprosić do nas na obiad, tu do Wrocławia. Tak niezobowiązująco, ale poprosiłem o jedno spotkanie z lokalnymi władzami.
Po kilku dniach wrócili. Spotkaliśmy się u Wojewody, który szybko zaaranżował spotkanie z odpowiednimi agencjami. Prezydent Rafała Dutkiewicz, także zadeklarował swoją otwartość i gotowość do współpracy. I tak duży kontrakt - wart około 100 mln euro - przeniesiony został z Czech do Polski.
I wystarczyło spotkanie przy wspólnym posiłku? Pana rodacy chyba przykładają do tego duże znaczenie.
Tak, to ważne. Poza tym pokazuje, jak dużo można zdziałać łącząc ze sobą ludzi, pozwalając im ze sobą porozmawiać w nieco mniej oficjalnej atmosferze. Później przekłada się to z korzyścią zarówno dla regionu i Polski, jak i dla biznesu w Indiach. Wszyscy są zadowoleni, a trzeba powiedzieć, że indyjscy biznesmeni wysoko cenią Polskę.
Jako okno na Europę? Naprawdę tak dobrze jesteśmy postrzegani?
Ostatnio analizowałem listę krajów, w których najlepiej się robi biznes. Polska jest bardzo wysoko. Inwestorom potrzebne są jasne i przejrzyste procedury, które zaoszczędzą czas. W Polsce wiele pozwoleń można szybko uzyskać. A przecież inwestorom głównie o to chodzi - żeby urzędnicy nie byli dla nich przeszkodą, tylko pomocą.
No tak, ale polskie podatki, zawiłe prawo, biurokracja...
...To część biznesu. Każdy to rozumie.
A inwestor z Indii bardziej? Z tego co wiem, tamtejsze prawo podatkowe też jest dość zawiłe.
Z jednej strony tak, z drugiej każdy kraj ma swoje mankamenty. Systemy podatkowe są różne i inwestor musi je mieć na uwadze. Polskie prawo wcale nie jest w tym miejscu bardziej zawiłe. Ważniejsze jest to, czy urzędnicy pomagają przez nie przebrnąć.
Pierwszy konsulat honorowy w Polsce powstał we Wrocławiu. Jak to się stało, że wybór padł właśnie na to miasto?
Prezydent Indii poparł akurat moją kandydaturę, a że jestem od 30 lat wrocławianinem, automatycznie pierwszy konsulat Indii w Polsce zlokalizowany został w właśnie we Wrocławiu. Konsulat obejmuje swoim zasięgiem kilka województw: dolnośląskie, śląskie, opolskie, małopolskie, wielkopolskie i lubuskie.
Pierwszy raz moja nominacja pojawiła się w 2006 roku, wówczas jednak skomplikowana procedura nominacji utknęła w MZS Indii. Nie wiem dlaczego, być może jakiś papier zgubił się w Delhi? Teraz mamy świetnego premiera, który bardzo skrupulatnie pilnuje spraw Indii i chce żeby wszyscy aktywnie działali dla kraju. Aktualna nominacja przyszła niespodziewanie dla mnie bardzo szybko.
Jest pan też znanym wrocławskim biznesmenem. Prócz restauracji Indyjskiej, prowadzi m.in. firmę, consultingową, jest wykładowca na Uniwersytecie Wrocławskiem i działa w Indyjsko-Polskiej Izbie Gospodarczej. To doświadczenie jest istotne w nowej roli?
Żeby pomóc przedsiębiorcom, trzeba samemu prowadzić biznes. Funkcja Konsula Honorowego jest sprawowana pro publico bono. Nie otrzymuję z tego tytułu żadnego wynagrodzenia. Aby skutecznie funkcjonować, muszę więc sam zadbać o wiele spraw.
Jednak moja rola właściwie się nie zmieniła. Nie czuję się inaczej. Wstaję rano i zakładam ten sam rozmiar ubrań. Nic się nie zmieniło. Robię to samo, co od 10-12 lat. Prowadzę firmę, wykładam, a i tak ponad połowę swojego czasu poświęcam na różne inicjatywy, które mogą być związane z Indiami.
O pana restauracji od dawna mówiło się "ambasada". Wychodzi na to, że nieoficjalny ambasador został honorowym konsulem.
Restauracja Masala pełniła funkcję ambasady przez ostatnie 8-9 lat. Tu spotykałem się nie tylko z przedsiębiorcami, którzy liczyli na moją pomoc, ale też wieloma osobami, którym Indie stały się bliskie. Dlatego Mamy tutaj taką tablicę z nazwą Ambasada Odkrywców Indii.
Zawarł pan tu wiele ciekawych znajomości, nie tylko biznesowych.
To przede wszystkim pasjonaci Indii. Wśród gorących przyjaciół od lat swoje miejsce ma choćby Jarek Kret. Tu wystawialiśmy jego fotografie z podróży i promowaliśmy książkę „Moje Indie”. Na marginesie, wie pan, po czym w Indiach poznać Polaka? Widać go z daleka. Zwykle w ręce trzyma książę Jarka jako przewodnik.
Miłym gościem Masali i naszym dobrym znajomym jest również Marek Niedźwiecki z radiowej Trójki. Sam z resztą przyznaje, że w poprzednim wcieleniu musiał być Hindusem. Pomagałem mu załatwić wyjazd do Indii. Przywitano go tam bardzo serdecznie z girlandą kwiatów, jak VIP-a. Później pisał mi: „Minu, ty to masz znajomości. Takie powitanie”. To jednak nie była moja zasługa. Próbowałem mu tłumaczyć, że widocznie w Delhi słuchają jego listy przebojów.
Ciepło też wspominam wyjazd do Indii z Robertem Makłowiczem. Tam kręciliśmy materiał do jego programu. Byliśmy w podróży 3 tygodnie, ale przejechaliśmy całe Indie. Później, mimo wielkiego wyczerpania, mówił, że to prawdopodobnie najlepszy odcinek jego życia.
Na zdjęciu konsul Kartikey Johri z żoną (z lewej) podczas uroczystego otwarcia konsulatu.
Wygląda na to, że szybko nawiązuje pan znajomości. Tą otwartością najłatwiej przybliżyć Polakom Indie?
Moim celem nie było tylko serwowanie jedzenia. Jeśli gotuje się smacznie, to klienci i tak będą przychodzić. Marzyłem, aby restauracja była miejscem spotkań - z koncertami, wystawami fotografii, wieczorami literackimi, wszystkim, co może przybliżać ludziom w Polsce mój kraj. Chcę pokazać Indie jakie sam znam.
Od kuchni robi pan to doskonale, jednak przedsiębiorcy patrzą głównie na gospodarkę. Indie to trzecia siła w Azji. W Polce wciąż jednak to chińskie inwestycje są bardziej widoczne, to się zmieni?
Mamy świetnego premiera. Dzięki niemu Indie mocno zyskują na znaczeniu w świecie. Za przykład może posłużyć Davos. Drugim najczęściej wymienianym nazwiskiem podczas szwajcarskiego szczytu po Donaldzie Trumpie, było nazwisko Narendra Modi.
To pokazuje, jak Indie dynamicznie się zmieniają. Reforma, która doprowadziła do masowego otwierania kont bankowych każdemu obywatelowi, nie tylko pozwoliła ograniczyć szarą strefę, ale też zmieniła życie zwykłych ludzi. Tę zmianę i wzrost znaczenia Indii jako inwestora dostrzegają również polscy przedsiębiorcy i władze.
Ponad 30 lat mieszka pan w Polsce, ożenił się pan z Polką. Jak to się stało, że wybrał pan właśnie ten kraj?
Po maturze chciałem studiować informatykę. Skorzystałem z możliwości wymiany studenckiej i z polskim stypendium w 1986 roku trafiłem najpierw do Łodzi, gdzie uczyłem się języka, a po roku wybrałem Politechnikę Wrocławską.
Pochodzę z średniej klasy inteligenckiej. Mama była doktorem filozofii, a tata prawnikiem. Nie chciałem jednak, aby rodzice mi pomagali finansowo. Utrzymywałem się tylko z stypendium. Nie byłem rozrzutnym studentem, ale nie miałem też kompleksów w stosunków do zamożności moich kolegów.
W Nowym Jorku czy Berlinie byłoby inaczej?
Dla mnie Niemcy czy Nowy Jork są we Wrocławiu. Tu są prawdziwe możliwości, choć jest wiele jeszcze do zrobienia. To co tu, w Polsce, narodziło się niedawno, tam już od lat funkcjonuje. Dlatego też ten rynek jest bardziej perspektywiczny dla przedsiębiorców. Poza tym ludzie są bardzo ciepli i pomocni. Jestem bardzo szczęśliwy, że znalazłem się właśnie w Polsce.
No dobrze, ale z perspektywy czasu, nie wolałby pan trafić do mniej egzotycznego kraju niż PRL?
Moja dorosła świadomość ukształtowała się w Polsce. W końcu przyjechałem tu jako bardzo młody człowiek - ledwie 18-letni chłopak z innego świata. Rodzice puścili mnie w daleką drogą. Sam swojego dziecka bym tak daleko nie miał odwagi wypuścić.
Wszystko tu było niezwykle interesujące. Inne. Co prawda, czasem nie było towarów na półkach sklepowych, albo były racjonowane przez system kartek. Ale mi się zdawało, że tak właśnie na Zachodzie jest. Pamiętam jedną taką sytuację, kiedy nie znając jeszcze dobrze języka poszedłem kupić w mięsnym kurczaka. Proszę o niego panią ekspedientkę, a ona mówi, że kurczaka brak. Odpowiedziałem więc, no to chociaż ten „brak” poproszę.
Był pan świadkiem wielkich przemian w Polsce.
Miałem jednak przy tym wielkie szczęście. Każda zmiana dała mi inne możliwości. Za rządów Jaruzelskiego, dostałem od Polski stypendium, rząd Mazowieckiego otworzył mi drzwi na biznes.
A po drodze został pan przyjacielem legendy wrocławskiej Solidarności. Jak się poznaliście?
Była jakaś demonstracja na rynku, to wówczas poznałem Władka Frasyniuka. Podszedł i odgonił jakiegoś napastliwego uczestnika. Obronił mnie i tak się poznaliśmy. Z czasem staliśmy się serdecznymi przyjaciółmi.
Ale do polityki pana nie ciągnął?
Nie. Nigdy do polityki mnie nie namawiał. Prawdę powiedziawszy, ja się do niej nie nadaję. I on to dobrze wie.
Teraz jednak został pan konsulem.
Tytuł konsula z pewnością pomoże mi zrealizować wiele moich planów. Daje do tego pełny mandat.
O jakich planach mówimy?
Chciałbym wybudować najdłuższy most na świecie. Wrocław słynie z tego, że jest miastem ponad stu mostów. Czas na most między Polską a Indiami.
Piękna wizja. Co polscy przedsiębiorcy mogą zaoferować Indiom?
Indie to kraj rozwijający się z dynamiczną gospodarką czasem jednak brakuje nam technologii. Polska technologia może znaleźć zastosowanie w naszym przemyśle wytwórczym.Perspektywiczne są także sektory produktów mlecznych, przemysł wydobywczy i rolniczy. Indie podobnie jak Polska to kraj, w którym rolnictwo odgrywa ważną rolę w gospodarce. Ale problemem jest eksport żywności ze względu na brak skutecznych rozwiązań w zakresie ich utrwalania. Mówiąc wprost, duża część psuje się w transporcie. Rolnicy na tym tracą. Polska może więc pomóc swoim know-how. Technologia byłaby tam bardzo przydatna.
W ostatnich latach wymiana handlowa między Polską a Indiami wzrosła o 25 proc. To radykalny skok. Inwestycje indyjskie w Polsce sięgają nieco ponad 3 mld dol. Polskie inwestycje w Indiach to ok. 600 mln dol. Analitycy zakładają ze do 2019 r. te liczy się podwoją. Mamy bardzo dobre relacje pomiędzy naszymi krajami.
No dobrze, a czym skusić Hindusów do inwestowania w Polsce?
Polska do dla Indii wrota do Unii Europejskiej i to w każdym sektorze. Myślę tu głównie o zaawansowanym sektorze IT. Ale mam jeszcze jeden pomysł. Przemysł filmowy w Indiach to potęga i nie mówię tu tylko o Bollywood, ale całościowo. W ubiegłym roku powstało tam 2 tys. filmów. Polska to doskonałe miejsce dla hinduskich filmowców. Parę filmów już tu powstawało. Ale to można policzyć na palcach. A takie kraje jak Szwajcaria, RPA, nawet Bułgaria tworzyły specjalne budżety, aby przyciągać filmowców.
W Polce takie dopłaty mamy dopiero od niedawna. Państwo dopłaca nawet 25 proc. inwestycji. Lecę teraz do Indii i będę rozmawiał z filmowcami. Ściśle współpracuję w tym temacie z Ambasadorem Polski w Indiach prof. Adamem Burakowskim. Władze miejskie, lokalne oraz regionalne także wyrażają zainteresowanie. Bez ich udziału powodzenie projektu nie jest możliwe. Już na wiosnę chcę ściągnąć pierwszą ekipę filmową do naszego regionu. Marzę by ta współpracą rozwijała się. Na tym korzysta turystyka i cały region.