'Gazeta Wyborcza' zajęła się sprawą zwrotu przez państwo kosztów kampanii wyborczej Samoobrony.
Wysokość zwrotu zależy od wydatków, jakie dane ugrupowanie poniosło na kampanię. Do wydatków zalicza się nie tylko wydane kwoty, ale i zobowiązania.
Koszty kampanii Samoobrony wyniosły milion 816 tysięcy złotych. Większą część tej kwoty stanowią jednak długi organizacji. Wśród wierzycieli wyróżniają się 3 firmy, którym Samoobrona jest winna od 115-tu do 908-miu tysięcy złotych.
Gazeta postanowiła zbadać sprawę. Faktury dla wszystkich 3-ech firm zostały wystawione 31-go października zeszłego roku. Firma z Kościerzyny, która za przeszło 900 tysięcy złotych miała przygotowywać dla Samoobrony billboardy w 4-ech województwach, mieści się w dość obskurnym budynku, a jej siedziba jest zamknięta od początku roku. Właściciel firmy startował w wyborach jako kandydat niezależny.
Firma z Morąga, której Samoobrona jest winna 115 tysięcy złotych, zajmowała się organizacją kampanii. Jej siedziba mieści się w domku jednorodzinnym, a jej współwłaścicielem jest właściciel firmy z Kościerzyny. Ludzie, którzy uczestniczyli w kampanii Samoobrony w okręgu elbląskim, gdzie leży Morąg, twierdzą, że nie korzystali z usług tej firmy.
Trzecia firma mieści się w Warszawie, ale nie prowadzi żadnej działalności, nie ma nawet telefonu. Dziennikarze ustalili też, że Samoobrona nie jest nic winna dwóm innym firmom, figurującym na liście wierzycieli. Gazeta sugeruje, że organizacja Andrzeja Leppera załatwiła sobie jak najwięcej faktur, aby uzyskać jak najwięcej pieniędzy z budżetu.
'Gazeta Wyborcza' 07 02/Siekaj/d.nyg