Nawet 80 miliardów złotych mogłoby kosztować wprowadzenie w życie najważniejszych obietnic Andrzeja Dudy. To aż jedna czwarta prognozowanych w tym roku dochodów budżetu państwa. Jeżeli kandydat PiS wygra wybory prezydenckie, to do przeforsowania zmian będzie potrzebował większości w parlamencie. W przeciwnym razie nie ma szans na zrealizowanie nawet części swoich deklaracji.
Przywrócenie niższego wieku emerytalnego, wypłata 500 złotych miesięcznie na każde dziecko, a do tego zwiększenie kwoty wolnej od podatku do 8 tysięcy złotych - to najważniejsze postulaty gospodarcze, które pojawiły się podczas kampanii Andrzeja Dudy. Te same postulaty Polacy słyszeli już wcześniej, od Jarosława Kaczyńskiego, który w ubiegłym roku ogłosił nowy program gospodarczy PiS. Z tą różnicą, że Jarosław Kaczyński dorzucił do nich jeszcze powrót stawki VAT do 22 procent.
Zmiana wieku emerytalnego: 15 miliardów złotych
Andrzej Duda zadeklarował, że jeżeli zostanie prezydentem, to wystąpi z inicjatywą, by przywrócić poprzedni wiek emerytalny w Polsce. Przypomnijmy: w 2012 roku rząd PO-PSL zmienił przepisy w ten sposób, że wiek - w którym będzie można przejść na emeryturę - będzie stopniowo zwiększany tak, by zrównał się na poziomie 67 lat, zarówno dla kobiet, jak i dla mężczyzn. Zmiana wieku emerytalnego została podpisana przez prezydenta Bronisława Komorowskiego.
Andrzej Duda chce tymczasem, by powrócić do poprzedniego wieku emerytalnego, który dawał prawo do przejścia na emeryturę kobietom w wieku 60 lat i mężczyznom w wieku 65 lat. Czy to możliwe?
- Prezydent może oczywiście zgłosić każdy projekt. Kłopot w tym, że potem musi on zdobyć poparcie większości w parlamencie. Andrzej Duda miałby więc bardzo duży problem, by go przeforsować - zauważa w rozmowie z Money.pl Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek, ekonomistka z Konfederacji Lewiatan.
Jak zaznacza, inną sprawą są koszty wprowadzenia samych zmian. Z jej wyliczeń wynika, że spełnienie tej obietnicy Andrzeja Dudy kosztowałoby około 15 miliardów złotych. - To dość ostrożna suma. Nie wiemy bowiem, ile dokładnie osób zdecydowałoby się przejść na emeryturę po ponownym obniżeniu wieku emerytalnego - mówi ekonomistka.
Z kolei profesor Marian Noga, były członek Rady Polityki Pieniężnej, dodaje, że powrót do niższego wieku emerytalnego oznaczałby najprawdopodobniej również niższe świadczenia dla samych emerytów. - Powrót do poprzedniego wieku emerytalnego przypomina trochę zawracanie kijem Wisły. Zdecydowana większość osób będzie chciała mieć wyższe dochody, więc i tak będzie starać się pracować nawet do 70. roku życia - ocenia ekonomista.
Pieniądze na dzieci: 45 miliardów złotych rocznie
Według Małgorzaty Starczewskiej-Krzysztoszek trzy razy więcej kosztowałoby wprowadzenie zmian, dzięki którym Polacy dostawaliby po 500 złotych miesięcznie na każde dziecko w biedniejszych rodzinach i 500 złotych na drugie i każde kolejne dziecko w zamożniejszych rodzinach. Problem z oszacowaniem kosztów takiej zmiany polega na tym, że Andrzej Duda na razie nie zdefiniował kryterium zamożności.
Według Małgorzaty Starczewskiej-Krzysztoszek można jednak przyjąć, że gdyby każde dziecko w Polsce miało dostawać 500 złotych miesięcznie, to z budżetu państwa należałoby na to wydać ponad 45 miliardów złotych rocznie.
- Pytanie nie tylko o to, skąd wziąć te środki, ale również o to, czy taki wydatek rozwiąże nasze problemy demograficzne. Moim zdaniem, nie - mówi ekonomistka.
Wyższa kwota wolna to "zaproszenie do oszustwa"
Wśród najważniejszych propozycji Andrzeja Dudy znalazło się jeszcze podniesienie kwoty wolnej od podatku. Dziś wynosi ona 3091 złotych. Kandydat na prezydenta chce podniesienia jej poziomu do 8 tysięcy złotych, argumentując, że w innych krajach ta suma jest wyższa niż w Polsce.
To prawda, ale jak zaznacza profesor Marian Noga, podniesienie kwoty wolnej od podatku do 8 tysięcy złotych spowodowałoby, że nagle wiele osób zaczęłoby wykazywać w rozliczeniach taką lub nieco niższą sumę.
- Kwota wolna na poziomie ośmiu tysięcy złotych to zaproszenie od oszustwa - mówi ekonomista. I dodaje, że zgadza się z byłym ministrem finansów, Jackiem Rostowskim, który szacował, że zwiększenie kwoty wolnej od podatku według propozycji Andrzeja Dudy uszczupliłoby roczne dochody budżetu o około 20 miliardów złotych.
Zgadza się z tym profesor Stanisław Gomułka, ekonomista BCC i były wiceminister finansów. Według niego sama propozycja ma sens, ale pod warunkiem, że pewna forma ulg podatkowych dotyczyłaby tylko najbiedniejszych. W obecnej propozycji z kwoty wolnej od podatku w wysokości 8 tysięcy złotych mógłby skorzystać każdy podatnik. A chodzi o to, by zmianą objąć tylko osoby np. o dochodach poniżej pensji minimalnej.
- W praktyce można by to zorganizować, zwracając im część lub całość zapłaconego podatku - uważa profesor Stanisław Gomułka. - Wtedy cel w postaci pomocy najbiedniejszym zostałby osiągnięty, ale jednocześnie uszczupliłoby to budżet o sumę co najmniej kilkakrotnie niższą - argumentuje.
PiS chciałoby dorzucić obniżkę VAT
Deklaracje Andrzeja Dudy znalazły się już wcześniej w programach gospodarczych proponowanych przez PiS. Wśród nich było również obniżenie stawki VAT do poprzedniego poziomu 22 procent. Warto zauważyć, że powrót do niższego VAT-u obiecywał również poprzedni minister finansów, Jacek Rostowski. Potem jednak rząd wycofał się z tego pomysłu, twierdząc, że budżetu państwa na to nie stać.
- Możemy przyjąć, że obniżka VAT o jeden punkt procentowy spowodowałaby spadek dochodów budżetowych o około 6-8 miliardów złotych rocznie - szacował w rozmowie z Money.pl Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu. - Ktokolwiek proponuje takie rozwiązanie, musi się zastanowić, jak taką dziurę załatać - podkreśla.
Czytaj więcej w Money.pl