Wiceminister wziął udział w debacie "Polska Grupa Zbrojeniowa na rzecz bezpieczeństwa Polski".
Podporządkowanie skupiającej państwowe zakłady zbrojeniowe PGZ Ministerstwu Obrony Narodowej, a nie, jak wcześniej, resortowi skarbu, Kownacki uznał za jakościową zmianę. Wyraził przekonanie, że przemysł zbrojeniowy powinien być traktowany jako element sił zbrojnych.
- Zawsze uważałem, że polski przemysł zbrojeniowy, zarówno państwowy, jak prywatny, musi być traktowany jako swoisty komponent sił zbrojnych - powiedział Kownacki. - On ma wykonywać - w dużej mierze, co nie znaczy, że wyłącznie - zadania na potrzeby polskiej armii. Nie może być tak - jak dzieje się dzisiaj - że część zakładów oczekuje zamówień wyłącznie od Ministerstwa Obrony Narodowej. Te zakłady muszą myśleć także o rynku cywilnym, o produkcji eksportowej, ale my z punktu widzenia MON musimy mieć świadomość, że to jest integralna część sił zbrojnych - dodał.
Zaznaczył, że niespokojne czasy to - z powodu zwiększonych zamówień - także szansa dla firm zbrojeniowych, powinny one jednak wykorzystać ją i inwestować pieniądze z kontraktów zamiast je "przejadać".
- Na zakładach zbrojeniowych spoczywa ogromna odpowiedzialność w czasach, kiedy miliardy będą pompowane w wojsko. Mam nadzieję, że Europa kiedyś znowu będzie bezpieczniejsza i te pieniądze będą mniejsze - powiedział.
Dodał, że za kilka-kilkanaście lat w UE może się nie udać utrzymać obecnych (popieranych przez Polskę) rozwiązań, pozwalających wyłączać zamówienia wojskowe spod zasady wolnej konkurencji, a wtedy zakłady, które się nie przystosowały do nowych warunków, upadną.
- Jest duży problem z mentalnością kadry zarządczej, pracowników, który wiedzą, że będą zamówienia państwowe, rozleniwiają się, nie myślą o rozwoju i ekspansji na rynki zagraniczne - dodał Kownacki.
- Mamy problem PGZ, ale konsolidacja zaczęła się kilka lat temu, ciągle trwa - przyznał wiceprezes PGZ Maciej Lew-Mirski. Dodał, że mentalność kadry zarządzającej w Grupie zmienia się pod wpływem "tego surowego ojca, którym jest MON".
Przewodniczący sejmowej komisji obrony Michał Jach (PiS) zwrócił uwagę, że silne europejskie kraje z zasady kupują dla wojska sprzęt produkowany u siebie. Dodał, że tą zasadą powinny się kierować także polskie władze, a tam, gdzie to niemożliwe, trzeba zagwarantować jak największy udział rodzimych zakładów.
Kownacki mówił także o wygórowanych wymaganiach, których skutkiem są zakupy sprzętu światowych potentatów, choć - jak w przypadku traktorów potrzebnych czasami na poligonach - wystarczyłyby tańsze produkty krajowe, nawet mniej zaawansowane technologicznie. Inny problem, na który wskazał, to stawianie tak wyśrubowanych wymagań, że nie spełnia ich żaden oferent i w trakcie postępowania warunki trzeba zmieniać.
- Z tym problem jest nie tylko u nas, także w Stanach Zjednoczonych siły zbrojne mają problem z fachowym zdefiniowaniem swoich potrzeb - zaznaczył szef Inspektoratu Wsparcia Sił Zbrojnych gen. bryg. Dariusz Łukowski. Dodał, że sprawę utrudniał zakaz kontaktów wojska z przemysłem.
Innym tematem konferencji był odpływ wykwalifikowanej kadry technicznej do firm zagranicznych. - Najprościej byłoby zaoferować odpowiednie warunki finansowe i zagwarantować sobie, że te osoby nie wyjadą. Niestety, w zestawieniu z potencjałem państw Europy Zachodniej i USA byłoby to trudne - powiedział Kownacki.
Dodał, że drenażowi można by zapobiegać na drodze rozwiązań cywilnoprawnych, zobowiązujących do odpracowania określonego okresu w kraju lub - w razie wyjazdu - do zwrotu kosztów kształcenia. - W przypadkach gdy państwo polskie, polskie zakłady, decydują się, by inwestować w naszych przyszłych inżynierów, mogą stawiać konkretne warunki - powiedział.
Lew-Mirski podał przykład powołanego w PGZ zespołu, który ma wykształcić i zatrzymać najlepszych w PGZ. - Już w czasie studiów podejmują pracę, żeby się zaangażowali także emocjonalnie, żeby trudniej ich było podkupić - mówił.
Gen. Łukowski zwracał uwagę na znaczenie zdolności do utrzymania i napraw sprzętu przez krajowe zakłady w razie zagrożenia lub konfliktu, kiedy zagraniczni partnerzy będą się troszczyć przede wszystkim o własne interesy.
Lew-Mirski ocenił, że jeśli polski przemysł zbrojeniowy będzie silny i zostanie włączony w międzynarodowy łańcuch dostaw, stanie się także narzędziem dla polskich polityków w kontaktach z zagranicą, a inne kraje będą dbały o polskie bezpieczeństwo, ulokowawszy tu pieniądze.
Kownacki, pytany o zwycięstwo Donalda Trumpa i jego zapowiedzi z kampanii dotyczące utrzymania maksimum produkcji w USA, wyraził przekonanie, że "Donald Trump jest biznesmenem i osobą bardzo pragmatyczną" i będzie - np. przy sprzedaży wojskowego sprzętu za granicę - kierować się zasadą: "lepiej zarobić coś niż nic", a w wielu przypadkach eksport gotowego produktu w całości jest nierealny.