Ponad rok temu banki wpłaciły na Fundusz Wsparcia Kredytobiorców ponad 600 mln zł. Od tej pory tylko niewielka część została wykorzystana. Choć problemy ze spłatą ma ponad milion Polaków, to ze wsparcia skorzystało dotąd sześćset osób. Szansa jest jeszcze do końca przyszłego roku. Niewykorzystane pieniądze wrócą do banków.
Banki wpłaciły na początku 2016 r. na Fundusz Wsparcia Kredytobiorców 601 mln zł i od tej pory pieniądze te leżą sobie spokojnie prawie nietknięte na rachunkach Banku Gospodarstwa Krajowego. Założenie funduszu wymusiła ustawa z października 2015 r., która przygotowywała system bankowy na wypadek problemów kredytobiorców mieszkaniowych, w tym frankowiczów.
Od tej pory do końca maja br. skorzystało z oferty zaledwie 615 osób, wykorzystując niecałe 14 mln zł - podał money.pl Przemysław Osuch, naczelnik wydziału obsługi projektów przepływowych w BGK. Na każdą osobę przypada średnio 22 tys. zł pomocy.
14 mln zł to nieco ponad 2 proc. wartości zgromadzonych środków. A czasu, by wykorzystać okazję do ulżenia w spłatach, jest coraz mniej. Wnioski można składać jeszcze tylko do końca przyszłego roku. Potem przelane na fundusz pieniądze mają wrócić do banków.
Jak podaje Biuro Informacji Gospodarczej InfoMonitor, zaległe zobowiązania kredytowe ma w Polsce 1,001 mln osób. Dlaczego tylko 615 z nich skorzystało z pomocy przygotowanej przez rząd za pieniądze banków?
Być może wynika to z niewiedzy, że taka możliwość w ogóle istnieje. Banki nie mają obecnie obowiązku informowania klientów o możliwości korzystania z funduszu. To ma wymuszać dopiero planowana nowelizacja ustawy.
- Ustawa nowelizująca powinna uwzględniać kwestie związane z nałożeniem obowiązków informacyjnych na kredytodawców w zakresie przekazywania informacji kredytobiorcom o możliwym wsparciu wynikającym z ustawy - powiedział w marcu Leszek Skiba, wiceminister finansów.
A procedura uzyskania pomocy nie jest przesadnie trudna. Wystarczy złożyć wniosek w banku (link do wniosku)
, w którym brało się kredyt i zgromadzić odpowiednie dokumenty. Umowa zawierana jest w terminie do 30 dni od dnia złożenia wniosku.
Fakt, że dokumenty składają się z "zaświadczeń" a nie "oświadczeń" jako jedną z przeszkód do wykorzystania środków wskazuje Marek Popowicz, organizator miasteczka namiotowego CHFrancisco - Wiejska 729.
- Minister Szałamacha przekroczył uprawnienia przy pisaniu rozporządzenie do ustawy. Ustawa przewiduje jedynie "oświadczenia", a w rozporządzeniu, po konsultacji z bankami, a wbrew ustawie, minister dodał obowiązek przedkładania "zaświadczeń" - zauważył Popowicz. Według niego dokładne przepytywanie jest głównym hamulcem dla realizacji pomocy.
Warunki do spełnienia
By ją otrzymać trzeba spełniać warunki. Musimy być w "trudnej sytuacji finansowej". Co to oznacza konkretnie?
Pierwsza okoliczność to, gdy w dniu złożenia wniosku mamy status bezrobotnego. Z tym ograniczeniem, że to pracodawca musiał rozwiązać umowę o pracę i nie z winy pracownika.
Druga okoliczność to zbyt niskie zarobki. Pomoc przysługuje, jeśli raty kredytowe przekroczą 60 proc. dochodów netto (bez kosztów uzyskania przychodu, składek ZUS i np. alimentów oraz z wyłączeniem dochodów z jednorazowych zasiłków i świadczeń socjalnych)
gospodarstwa domowego lub te dochody są bardzo niskie, tj. obecnie nie wyższe niż 514 zł netto na osobę, jeśli w gospodarstwie mieszka więcej niż jedna osoba. Wsparcia nie dostanie właściciel więcej niż jednego mieszkania.
To najważniejsze kryteria, jakie musi spełniać kredytobiorca. Zniechęcać do korzystania ze wsparcia mogą jednak nie tylko wyśrubowane warunki, ale i... konieczność zwrotu pomocy.
Z założenia pomoc nie może przekraczać 1,5 tys. zł miesięcznie i udzielana jest na czas do 18 miesięcy. Potem musi zostać oddana. Zwrot wsparcia przez kredytobiorcę następuje po upływie dwóch lat karencji, przez osiem kolejnych lat w równych, nieoprocentowanych miesięcznych ratach.
Jeśli pobieraliśmy maksymalną kwotę 1,5 tys. zł przez 18 miesięcy, czyli łącznie 27 tys. zł (wg danych BGK średnio przyznawane jest 22 tys. zł), to potem musimy się przygotować do zwrotu przez osiem lat 281 zł miesięcznie.
Banki nie kibicują funduszowi
Po upływie sześciu miesięcy od końca 2018 r. środki, które nie zostały użyte lub zarezerwowane na udzielenie wsparcia, zwracane są kredytodawcom.
- Zwrot ma być realizowany w transzach półrocznych, proporcjonalnie do sumy dokonanych wpłat i uzupełnień, pomniejszonej o wartość wsparcia przyznanego kredytobiorcom, będącym klientami danego kredytodawcy - podaje money.pl Przemysław Osuch z BKG.
Banki zainteresowane są więc jak najmniejszym poziomem wykorzystania funduszu. Wpłacone pieniądze musiały już sobie wpisać w straty - ich jszybki powrót oznacza zysk.
Najbardziej zainteresowany niskim wykorzystaniem funduszu jest PKO BP, który wpłacił 142 mln zł. mBank i BZ WBK przelały po około 50 mln zł.
Morawiecki chce zwiększyć środki
Choć poziom wykorzystania środków jest bardzo niski, czyli program okazał się porażką, to nie zniechęca rządu do jego kontynuowania, a nawet rozbudowy.
- Fundusz Wsparcia Kredytobiorców należy zwiększyć 3-4 razy - powiedział w lutym wicepremier, minister rozwoju i finansów Mateusz Morawiecki.
Plan rozbudowy funduszu wynika m.in. z rekomendacji Komitetu Stabilności Finansowej ze stycznia b.r. „Zmiany powinny prowadzić do większego wykorzystania środków funduszu na wsparcie kredytobiorców w trudnej sytuacji finansowej" - zalecił KSF.
Analizowane przez rząd są m.in. kwestie związane ze zmianą okresu spłaty udzielonego wsparcia oraz podwyższenie limitu dochodowego.
- Byłbym zwolennikiem tego, aby ten fundusz był zdecydowanie wzmocniony kapitałowo, żeby banki zapłaciły - nie budżet państwa - więcej, może 3-4 razy więcej do tego funduszu - mówił Morawiecki. - Byłbym za tym, aby ten fundusz był paromiliardowy, co najmniej.
Ta wypowiedź już jest uwzględniana w analizach rynkowych. DM PKO BP w raporcie sektorowym za czerwiec szacuje, że rozwiązanie kwestii kredytów walutowych kosztować będzie banki oprócz 4 mld zł kosztu ze zwrotu spreadów, również „2 mld zł kosztu z tytułu składki na Fundusz Wsparcia Kredytobiorców, mający wspierać dobrowolną konwersję” - napisano w analizie.
Skoro w zamianie waluty kredytu na złotego wykorzystany ma być Fundusz Wsparcia Kredytobiorców, to prawdopodobnie dla osób, które zdecydują się na przewalutowanie, co teoretycznie musiałoby się skończyć wzrostem wielkości rat (różnica w oprocentowaniu Libor na CHF i Wibor)
, fundusz miałby uzupełniać różnicę.