Komisja Nadzoru Finansowego chce przymusić banki do oferowania kredytów ze stałym oprocentowaniem. Te dotychczas w ofercie miało tylko kilka banków, a i tak był to praktycznie martwy produkt, bo klienci wybierają tradycyjne, zmienne oprocentowanie.
Odpowiednie zapisy mają się znaleźć w znowelizowanej rekomendacji o symbolu "S". Projekt trafił do konsultacji. Szczególnie interesująca będzie opinia najbardziej zainteresowanych tematem banków. Mają czas na wyrażenie swojej opinii do 21 września.
Uprzedzając fakty, zwróciliśmy się do Związku Banków Polskich o odniesienie się do kluczowych zapisów projektu rekomendacji KNF. Co ciekawe, ZBP nie neguje sensu istnienia takich kredytów i nawet uważa je za potrzebne.
"Wprowadzanie do oferty banków takich kredytów pozwala rozszerzyć zakres oferowanych produktów przez banki a jednocześnie zredukować ryzyko zmiany stopy procentowej u klienta i dostosować w większym stopniu ofertę do doświadczeń płynących z innych rynków europejskich. W warunkach rosnącej konkurencji międzynarodowej na jednolitym europejskim rynku finansowym jest to ważna sprawa" - czytamy w komentarzu ZBP.
Przedstawiciele sektora podkreślają jednak, że do wprowadzenia kredytów ze stałym oprocentowaniem potrzebne są odpowiednie instrumenty, które pozwolą bankom ograniczyć ryzyko, które będą musiały wziąć na siebie przy tego typu produkcie.
"Wprowadzenie do oferty banków kredytów o stałej stopie procentowej wymaga dokonania jednocześnie dużych zmian w zasadach finansowania swojej działalności oraz zabezpieczenia swojego ryzyka przez bank. W zakresie finansowania wymaga to rozwoju rynku finansowego poprzez szersze wykorzystanie takich instrumentów jak listy zastawne czy długoterminowe obligacje o stałej stopie procentowej" - wskazuje ZBP.
Przedstawiciele związku podkreślają, że w dzisiejszym stanie prawnym prawo emisji listów zastawnych zostało zastrzeżone tylko dla banków hipotecznych oraz dla BGK, uniemożliwiając stosowanie tego instrumentu przez pozostałe banki. Dodają również, że zbyt płytki krajowy rynek kapitałowy może stać się poważną przeszkodą dla pozyskania finansowania na rozwój kredytów opartych na stałej stopie procentowej.
Nie ma chętnych na droższy kredyt
W mniej oficjalnych rozmowach reprezentanci sektora bankowego i branżowi eksperci zwracają uwagę na jeszcze jeden bardzo ważny element. Chodzi o samych klientów i ich podejście do tematu. Wszyscy podkreślają, że nie ma zainteresowania kredytami o stałym oprocentowaniu.
- Temat kredytów hipotecznych ze stałym oprocentowaniem nie jest dla nas nowy. Z naszych analiz wynika jednak, że wśród klientów nie byłoby dużego zainteresowania tym produktem - przyznaje Radosław Księżopolski, wiceprezes Euro Banku.
Niedawno przed szereg wyszedł ING Bank Śląski, który zaoferował swoim klientom nowe kredyty. Przez kilka miesięcy zawarto zaledwie kilkanaście umów, co przy skali sprzedaży ING jest ułamkiem procenta.
Brak zainteresowania wynika przede wszystkim z prostej kalkulacji. Nie jest tajemnicą, że taki kredyt jest, przynajmniej na początku, droższy. Z wyliczeń Totalmoney.pl wynika, że miesięczna rata kredytu w opcji "Mieszkaj bez kompromisów - Łatwy start" z oferty ING w kwocie 280 tys. zł - na 30 lat, z wkładem własnym na poziomie 20 proc. i oprocentowaniem zmiennym na poziomie 3,47 proc. - wyniesie nas 1 253 zł. Rata analogicznego kredytu, ale z oprocentowaniem stałym na poziomie 3,98 proc. da 1 334 zł.
- Kredyty hipoteczne ze stałą stopą procentową to propozycja przede wszystkim dla tych, którzy chcą mieć pewność, ile będą wynosiły ich raty w przyszłości - podkreśla Księżopolski.
Bankowcy, z którymi rozmawialiśmy, narzekają, że klienci nie myślą długofalowo. Nie analizują tego, co się stanie z ratą, gdy za 2-3 lata wzrosną stopy procentowe. Porównują koszt jednego i drugiego kredytu, wybierając ten tańszy. A taka krótkowzroczność, jak pokazał przykład kredytów frankowych, może się nie popłacać.
Powtórka z frankowiczów?
Jeden z naszych rozmówców, który bierze udział w konsultacjach projektu rekomendacji ze strony banków wskazuje, że klienci nie wyciągnęli lekcji z problemów frankowiczów. Bo teraz sytuacja w pewnym sensie się powtarza. Kilka lat temu ludzie brali kredyty frankowe, bo były tańsze i łatwiej dostępne, a ryzyko z nimi związane ujawniło się dopiero później. Analogicznie jest teraz z kredytami ze zmiennym oprocentowaniem. Teraz są tańsze, ale za kilka lat może się okazać, że wzrost rat dla niektórych może być zbyt duży, by na bieżąco je spłacać.
Można się zastanawiać, dlaczego banki same z siebie nie wprowadzają na szerszą skalę kredytów ze stałym oprocentowaniem. Najwyżej klienci nie korzystaliby z nich, ale byłby spokój z KNF czy UOKiK. Większość banków, z którymi rozmawialiśmy, przyznaje, że analizowały taki produkt, ale nie było sensu go wprowadzać.
Wszystkie wskazują, że wysiłek związany z wdrożeniem takiego produktu, przeszkoleniem doradców i dostosowaniem systemów informatycznych może nie byłby bardzo duży, ale przy braku popytu ze strony klientów, byłoby to nieopłacalne.
Wiceprezes Euro Banku przyznaje jednocześnie, że jeśli będzie takie zalecenie KNF, to oczywiście bank dostosuje się. Szacuje, że na takie wdrożenie wystarczyłoby kilka miesięcy.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl