Najtragiczniejszy zamach miał miejsce koło miejscowości Safed w północnym Izraelu, gdzie palestyński terrorysta-samobójca zdetonował bombę w autobusie. Zginęło 10 osób, a około 50-ciu zostało rannych. Ofiary to w większości izraelscy żołnierze, którzy wracali z weekendu do baz na północy kraju. Do zamachu przyznało się zbrojne skrzydło organizacji terrorystycznej Hamas.
Kilka godzin później w Jerozolimie Palestyńczyk ostrzelał posterunek izraelskiej straży granicznej. Zginęły dwie osoby, a 14 zostało rannych. Strażnicy odpowiedzieli ogniem zabijając zamachowca.
Z kolei niemiecka agencja DPA, powołując się na izraelskie radio podała, że po południu na Zachodnim Brzegu Jordanu Palestyńczycy ostrzelali z przejeżdżajacego samochodu izraelski autobus. 3-ech jego pasażerów zostało rannych, w tym jeden ciężko.
Władze Autonomii Palestyńskiej wprawdzie potępiły zdecydowanie zamachy terrorystyczne, ale jednocześnie oświadczyły, że ataki są wynikiem polityki izraelskiego rządu, który - jak to określono - prowadzi akcje masowej okupacji ziem palestyńskich.
Rzecznik izraelskiego rządu Avi Pazner zapowiedział natomiast bezlitosną akcję przeciwko palestyńskim organizacjom terrorystycznym. Premier Ariel Szaron odwołał planowane na przyszly tydzień spotkania z czołowymi palestyńskimi politykami. Miały one dotyczyć złagodzenia restrykcji wobec Palestyńczyków.
Prezydent George Bush powiedział, że jest głęboko poruszony informacjami o zamachach. "To dzieło kilku morderców, chcących zatrzymać proces pokojowy, który właśnie zaczęliśmy. Nie możemy do tego dopuścić" - powiedział prezydent.