Gminy sąsiadujące z największymi miastami zaczynają pękać w szwach. Coraz więcej ludzi się w nich osiedla. Chcą żyć w spokojnej okolicy, ale korzystać z infrastruktury miejskiej - pisze piątkowa "Gazeta Wyborcza".
"Z prognozy GUS wynika, że w najbliższych latach tylko sześć na 39 miast powyżej 100 tys. mieszkańców odnotuje wzrost liczby ludności: Warszawa, Kraków, Gdańsk, Wrocław, Zielona Góra i Rzeszów" - wskazuje "GW".
- To efekt co najmniej dwóch zjawisk. Są takie miasta, gdzie wynika to z przeprowadzek na przedmieścia. To jest przykład Poznania czy Trójmiasta. Z innym zjawiskiem mamy do czynienia, gdy traci cała aglomeracja. To przykład Łodzi czy Górnego Śląska. To już nie jest zmiana rozmieszczenia ludności, tylko szersze zjawisko spowodowane tym, że miasta nie wydają się wystarczająco atrakcyjne - wyjaśnia prof. Paweł Swianiewicz z Uniwersytetu Warszawskiego.
- Suburbanizacja to skutek rosnących aspiracji społecznych wynikający z konsumpcjonizmu - twierdzi z kolei dr Adam Radzimski z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.
Przedmieścia przyciągają zwykle "klasę średnią, której w wersji minimum wystarczy malownicza działka z dojazdem, ale coraz częściej oczekuje więcej: parków, przedszkoli, parkingów; a to kosztuje" - czytamy w artykule.
"Gazeta Wyborcza" przypomina, że według prognoz GUS "lawinowo będzie ubywać mieszkańców na peryferiach, zwłaszcza w Podlaskiem i Lubelskiem".