Wprowadzone w sierpniu 2015 roku ograniczenia w poborze energii elektrycznej związane były z falą upałów. Ze względu na zagrożenie stabilności pracy krajowego systemu elektroenergetycznego do oszczędzania energii mieli zastosować się szczególnie więksi odbiorcy prądu. Teraz Urząd Regulacji Energetyki wszczął 1,2 tys. postępowań w związku z możliwością naruszenia ograniczeń dotyczących tzw. 20 stopnia zasilania.
- Prezes URE zdecydował o wszczęciu postępowania wobec 1200 odbiorców, którzy nie ograniczyli poboru energii w sierpniu ubiegłego roku. Zweryfikowany zostanie stan faktyczny i można liczyć, że co najmniej część spraw zakończy się karami – potwierdza w rozmowie z money.pl Agnieszka Głośniewska, rzeczniczka URE.
Docelowo jednak mogą postępowania mogą objąć nawet 4 tys. punktów poboru – informuje "Rzeczpospolita". Ma to związek z faktem, że niektóre firmy posiadają więcej niż jeden punkt poboru. Jak wyjaśnia Agnieszka Głośniewska obędzie się jednak bez najbardziej dotkliwych sankcji za złamanie prawa energetycznego.
- Nie przewidujemy zastosowania najsurowszego wymiaru kary, jaki przewiduje ustawa, czyli 15 proc. rocznego przychodu firmy z roku poprzedniego, gdyż ówczesny kryzys był stanem wyjątkowym. Kary będą więc dostosowane do stopnia przewinień, a nie wymierzane dla samego karania - zapewnia w rozmowie z money.pl.
Zwłaszcza, że jak zaznacza, część firm sama na siebie ukręciła bat poprzez niefrasobliwie zawiązanie umów, w których deklarowały redukcje poboru w sytuacji wyjątkowej do zera, zamiast wpisując faktyczny, minimalny poziom poboru pozwalającego na funkcjonowanie.
W związku z ubiegłorocznymi falami upałów i możliwością przeciążania sieci energetycznej kraju, do ograniczeń zostali zobligowani więksi odbiorcy prądu. To przede wszystkim zakłady produkcyjne, duże firmy handlowo-usługowe, fabryki i przemysł, dla których wielkość mocy umownej określona w umowach ustalona została powyżej 300 kW.
Takich odbiorców, przyłączonych do sieci przesyłowych oraz pięciu największych operatorów sieci dystrybucyjnych w Polsce, jest w kraju szacunkowo około 8 tysięcy. Konieczność ograniczeń nie dotyczyła natomiast szpitali oraz jednostek ratownictwa medycznego, a także obiektów wykorzystywane do obsługi środków masowego przekazu o zasięgu krajowym, portów lotniczych, obiektów międzynarodowej komunikacji kolejowej oraz infrastruktury wojskowej, energetycznej oraz innych o strategicznym znaczeniu. Obowiązkowym ograniczeniem nie zostały objęte również gospodarstwa domowe.
O powołaniu zespołu monitorującego firmy informował prezes URE już w sierpniu 2015 i zapewniał o konsekwentnych kontrolach. Wszczęcie postępowań wobec 1,2 tys. odbiorców, którzy nie dostosowali się do ograniczeń, możliwe było dopiero po roku. Dlaczego?
- Postępowanie wszczęto dopiero po roku w związku z bałaganem związanym z pozyskaniem rzetelnych danych od operatorów. Niedbalstwo, opóźnienia albo braki w informacjach wydłużyły i skomplikowały proces kontroli. Dlatego prezes URE wszczął również postępowanie wobec spółek dystrybucyjnych operatorów - tłumaczy rzeczniczka URE.