Czy w dekadę po upadku Lehman Brothers, symbolicznym początku światowego kryzysu gospodarczego, znów stajemy nad krawędzią? Bankowcy ostrzegają przed rosnącym ryzykiem kolejnego kryzysu, a ekonomiści przekonują, że wciąż jeszcze nie wyszliśmy z poprzedniego.
Dokładnie 15 września 2008 roku globalny system finansowy doznał prawdziwego szoku. Upadł potężny bank Lehman Brothers, a za nim - jak domek z kart - sypał się dochodowy model kapitalistyczny. Świat na dobre pogrążył się w globalnym kryzysie.
Czy dekadę później możemy z czystym sumieniem powiedzieć, że solidnie odrobiliśmy lekcję?
- Ostatni kryzys dał dużo materiału do przemyśleń i zmian. Banki centralne przetestowały zupełnie nowe instrumentarium do reagowania na kryzys, choćby skup aktywów finansowych na wielką skalę. Podjęte zostały zakrojone na niespotykaną skalę zmiany o charakterze regulacyjnym w sektorze bankowym, które dotyczą praktycznie wszystkich aspektów działalności banków: od regulacji dotyczących wynagrodzeń najwyższej kadry zarządzającej po wymogi kapitałowe banków. Zmniejsza to ryzyko kolejnego kryzysu, choć nie zabezpiecza całkowicie przed nim – zaznacza w rozmowie z money.pl Łukasz Tarnawa, główny ekonomista BOŚ Banku, ekspert analiz makroekonomicznych.
Ekonomista, prof. Witold Orłowski zaznacza, że dziś gotowi jesteśmy tylko na taki kryzys, jakiego już doświadczyliśmy. - Wszyscy już wiedzą, że obligacje oparte o kredyty subprime nie są rozwiązaniem idealnym, szaleńcze inwestowanie w firmy informatyczne również. Po kryzysie greckim dowiedzieliśmy się, że na kraje strefy euro też należy patrzeć różny sposób. Za każdym razem poznajemy mechanizm kryzysu i uczymy się mu przeciwdziałać – wylicza.
Problem polega jednak na tym, że nie zdarza się dwa razy taki sam kryzys. - Taki, jak ten z 2008 roku, najprawdopodobniej już się nie powtórzy – podkreśla w rozmowie z money.pl prof. Orłowski.
Zwraca jednak uwagę, że kryzysy finansowe wybuchają co najmniej od kilkuset lat i będą wybuchać dalej. - Pojawiają się nowe instrumenty, które zapowiadają wielkie zyski przy niedocenionych albo niedostrzeżonych ryzykach. Wtedy następuje fala optymizmu, pojawia się bańka spekulacyjna. Czy ona przerodzi się w wieki kryzys, to zależy od wielu rzeczy, choćby tego, jak zareaguje sektor bankowy czy regulator – wyjaśnia Witold Orłowski.
**Kryzys u bram?**
Bankowcy z niepokojem spoglądają w przyszłość.Obecna sytuacja na arenie międzynarodowej nie uspokaja. Tarcia wewnątrz Unii Europejskiej, rozwijająca się wojna handlowa między USA a resztą świata oraz wystąpienie Wielkiej Brytanii ze Wspólnoty potęgują niepokoje. Z badań zleconych przez Związek Banków Polskich firmie Kantar TNS wynika, że co trzeci bankowiec wieszczy nadejście nad Europę kolejnego kryzysu w ciągu 5 lat.
- Liczby niepokoją – zaznacza w rozmowie z money.pl Przemysław Barbrich z Związku Banków Polskich. - Patrząc na wskaźnik rentowności banków, tzw. ROE, to wynosił on ponad 21 proc w 2008 roku, kiedy padał Lehman Brothers. Dziś jest on na poziomie 6,9 proc. A wiec zwrot na kapitale jest 3 razy niższy. To powoduje, że aż 77 proc bankowców przewiduje wystąpienie kryzysu gospodarczego w UE w perspektywie 5 lat. Jesteśmy w przededniu Brexitu, czyli wyłączenia z krwioobiegu europejskich gospodarek ważnego organu. To dla całej Wspólnoty może być wstrząsem. Do tego dochodzą konflikty, wojna celna. Zagrożenia nadchodzą również z rynku chińskiego - dodaje.
Kryzys wieszczy również szef Banku Anglii Mark Carney, który na łamach CNN Money, ostrzegł przed potencjalnie negatywnymi konsekwencjami takich zjawisk, jak: Brexit, światowe zadłużenie, cyberataki na banki, czy nawet rozwój chińskiego systemu bankowego.
Łukasz Tarnawa wskazuje z kolei na problemy, które może powodować sektor zwany shadow banking. Tworzą go np. instytucje parabankowe i finansowe, które jedna nie podlegają tak ścisły regulacjom jak "tradycyjne" banki.
- Gdybym miał wskazać obszar, skąd może przyjść kryzys, wskazałbym obszar shadow banking. Ostrzejsze regulacje oficjalnego sektora bankowego, przy wyższej pożądanej stopie zwrotu przez inwestorów, skutkują przesunięciem znaczącej skali środków finansowych do tego obszaru. Przy mniejszej przejrzystości działania tych instytucji tam może powstać zarzewie kolejnego kryzysu – zaznacza główny ekonomista BOŚ Banku.
Dodaje jednak, że nie można także bagatelizować dość powszechnie wymienianych obszarów: ewentualnego kryzysu strefy euro czy kryzysu w Chinach.
- Kryzysów w historii mieliśmy setki, ale nie wszystkie stały się wielkimi kryzysami. Te zdarzają się stosunkowo rzadko – zauważa prof. Orłowski. - Czy nam grozi wielki kryzys w najbliższych 10 latach? Nie sądzę. Zwłaszcza, że po każdym kryzysie wszyscy są ostrożniejsi. Ale też nie powiedziałbym, że jest to wykluczone. Czy czekają nas mniejsze kryzysy – oczywiście, tak. Tego nie da się uniknąć – mówi money.pl.
Dlaczego? Ponieważ ludzka pamięć jest krótka, a pokusa zysków, których szukamy w nowych instrumentach, wielka. - Wielu Polaków sparzyło się w 2009 roku na inwestowaniu w obligacje MIŚ-ów, ale już rok później byli gotowi kupować Amber Gold. Tam stracili, ale uwierzyli, że tu inwestycja pozbawiona jest ryzyka. Tak rodzą się właśnie kryzysy. Mechanizm zwykle jest podobny. Różni je skala. Kryzys zawsze wiąże się z falą nadmiernego optymizmu, która zazwyczaj jest wywołana przeszacowaną wartością jakiś aktywów finansowych i niedocenieniem ryzykiem – zaznacza prof. Orłowski.
Kryzys nie do przewidzenia
Jak podkreślają eksperci, wybuch wielkiego kryzysu wiąże się z tym, że jest on nieprzewidziany. Dlatego też trudno określić, kiedy nas dotknie i jaką twarz przybierze.
Jak jednak wskazuje prof. Orłowski, syndromów nigdy nie brakuje. - Jeśli dostrzegamy zagrożenie i z wyprzedzaniem wiemy, że dany czynnik może prowadzić do zachwiania systemu finansowego, to z reguły albo kryzys w ogóle nie wybucha albo jego zasięg jest bardzo ograniczony w skali - mówi.
Prof. Orłowski nie spodziewa się kryzysu na miarę tego z 2008 roku, ale też uważa, że zagrożenia zapoczątkowane upadkiem Lehman Brothers jeszcze się nie skończyły. - Wciąż ciąży nam problem wydrukowanych bilionów dolarów i euro, które krążą w gospodarkach i nie wiadomo, jakie będą tego dalsze konsekwencje. Czy możemy się spodziewać trzeciej fali kryzysu albo wybuchu inflacji na skalę światową? Trudno określić. Ale kryzys jeszcze się nie skończył - zaznacza.
Jak wskazują eksperci Instytutu Finansów Międzynarodowych, świat jeszcze nigdy nie był tak zadłużony, jak dziś. 240 bln dolarów, czyli blisko 320 proc. światowego PKB to suma globalnego zadłużenia. Ten fakt stanowi obecnie największe zagrożenie dla stabilności finansowej świata i może doprowadzić do kolejnych zawirowań.
- Jako sektor bankowy stale się przygotowujemy na kolejne zagrożenia. Ale wszyscy powinni się zastanawiać, jakie działania podjąć. Dobrze byłoby się zastanowić nad stanem finansów. Pod względem potencjału ekonomicznego nasz system finansowy, w stosunku do rozmiaru naszej gospodarki, poziomu PKB, jest nie dość rozwinięty. Silny sektor bankowy to silna gospodarka, a to interes każdego z nas - podkreśla Przemysław Barbrich. - Musimy się przygotować na to, by odeprzeć te zagrożenia. Zwłaszcza teraz, kiedy nasza gospodarka dobrze się rozwija. Nie chodzi o to, żeby straszyć kolejnym kryzysem, ale by zrobić krok na przód - podsumowuje.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl