Joanna Skrzypiec, Money.pl : Spoglądając na problemy Grecji - jak duży stanowi klasa biurokratyczna?
Grzegorz Dziemidowicz, były ambasador RP w Grecji: Partie przez czterdzieści lat prześcigały się w obietnicach dla wyborców, żeby wygrać kolejne głosowania. W związku z tym urzędnikom, biurokratom, nadawano coraz nowsze przywileje i tworzono fikcyjne miejsca pracy. Rzeczywiście grecka biurokracja była i absolutnie niewydolna, i rozdęta do granic. Stąd się wzięły te wszystkie trzynastki, czternastki, a w niektórych państwowych przedsiębiorstwach nawet piętnastki i szesnastki - jak na przykład w państwowych liniach lotniczych. Partia chcąc zachęcić do głosowania na swój program i swoich kandydatów obiecywała wyborcom kolejne przywileje. To jest nie do przyjęcia przez obywateli w Niemczech, Francji, Wielkiej Brytanii czy Holandii natomiast w Grecji to się sprawdzało przez wiele lat. Gdy nastąpił kryzys i wyszły na jaw wszystkie machlojki z oficjalną statystyką, zaczął się wielki problem w Grecji, powstało pytanie: jak ograniczać wydatki.
I skąd wziąć pieniądze?
Z tym właśnie problemem Grecja boryka się od sześciu lat i końca nie widać, a ludzie są coraz bardziej zniecierpliwieni i sami pytają jak długo mają zaciskać pasa. Uważają wręcz, że to jest zaciskanie pętli na ich szyi. Ale z drugiej strony mamy Brukselę i mamy kredytodawców. Oni mówią: owszem, pomożemy wam, ale przede wszystkim sami musicie zreformować administrację i system fiskalny. Nie może tak być, że rocznie 25 mld euro ucieka w niepłaconych podatkach. Takich wymagań ze strony kredytodawców jest sporo i ja uważam, że oni mają prawo wymagać. Grecy muszą przede wszystkim pomóc sobie sami.
Ale greccy wyborcy też mają prawo oczekiwać, że rząd, który im wiele naobiecywał wywiąże się z tych obietnic. Ile prawdy jest w określeniu: populiści, rząd populistów?
Obecny rząd w Grecji to jest rząd populistów, ale weźmy pod uwagę, że w pewnym momencie pozycje negocjacyjne Aten i Brukseli praktycznie były bardzo zbliżone. Niesłychanie ryzykownym zagraniem ze strony Alexisa Ciprasa była decyzja o referendum ponieważ prędzej czy później Grecy będą musieli zaakceptować warunki narzucane przez kredytodawców, tylko że to już będzie bez Alexisa Ciprasa i bez jego najbliższych współpracowników. On zapłaci bardzo wysoką, polityczną cenę za swoją nieumiejętność dogadywania się, negocjowania z unijnymi liderami. To wymaga dyplomatycznych umiejętności, subtelności, których rząd Syrizy nie posiada.
Grupa Ciprasa to byli niegdyś ludzie walczący z systemem, ale teraz, jak są u władzy, nie potrafią sobie poradzić. Sama negacja nie wystarczy, tu trzeba zaprezentować jakiś pozytywny program i społeczeństwu i partnerom zagranicznym.
Często słyszę, że w Grecji nie widać kryzysu, że Grecy siedzą w tawernach. Trudno jednak oczekiwać, żeby cały naród zamknął się w domach i przestał uśmiechać
Grecy są emocjonalni, pełni życia i niezależnie od sytuacji ekonomicznej potrafią i chcą szukać drobnych radości w swojej codzienności nawet jeśli z ekonomicznego punktu widzenia jest ona gorsza niż kilka lat temu.
Grecy mają przed sobą dwa scenariusze. Mogą powiedzieć "NIE" dalszemu zaciskaniu pasa czyli posłuchać swojego premiera. Albo "TAK" warunkom wierzycieli, wówczas Cipras poda się do dymisji
To ważna decyzja, bo jeszcze teraz pewien niewielki strumyczek pomocy zagranicznej płynie do Grecji, ale po dwudziestym lipca całkowicie ustanie. Teraz jeszcze emeryci, chociaż w mocno zmniejszonych dawkach, dostają swoje pieniądze, ale za chwilę to już nie będzie możliwe. Na pewno nie w walucie euro. Na razie są turyści, ale za dwa miesiące ich już nie będzie, bo sezon się skończy. Pozostanie pytanie: co dalej.
Dlaczego właściwie Cipras jest tak bardzo na "NIE"?
To teoretycznie była bardzo dobra zagrywka premiera. W Grecji istnieje Święto "Ochi", czyli Święto „Nie”. Jego źródło leży w 1940 roku, kiedy to faszystowskie Włochy chcąc napaść z dwóch stron na Albanię, w formie ultimatum zażądały od Grecji przepuszczenia wojsk włoskich przez Grecję. Wtedy małe, słabe w porównaniu z Włochami, państwo powiedziało: nie, nie godzimy się na to, nasza godność narodowa nie pozwala na to, to napaść na słabszego. To był wielki dzień dla Greków, czczony do tej pory. Na tej nucie zagrał premier Cipras chcąc podkreślić, że Grecy nie padną na kolana.
Tylko czy jego odczucia korespondują z wolą narodu?
Na tym właśnie polega paradoks. Grecy, nawet ci, którzy popierali Ciprasa, teraz mówią, że głosowali na niego nie po to, by ich wyprowadzał z Unii Europejskiej albo strefy euro. Grecy mają świadomość, że nikt im nigdy tyle nie dał, co Unia Europejska. W Atenach i innych greckich miastach odbywają się demonstracje, część jest za Ciprasem, część przeciwko rządowi. Myślę, że te demonstracje przeciwko będą się nasilać.