Stoi na czele Grupy PKP od marca. Prezesem chce być jeszcze przez dwa, może dwa i pół roku. A później – bo już stuknie 40 lat pracy na kolei - odpocząć. Albo i nie. Krzysztof Mamiński, prezes PKP SA, opowiada money.pl, jak chce przebudować kolejową Grupę i jak daleko sięgają jego ambicje.
Agata Kalińska, money.pl: Zajmuje pan ten gabinet od kilku miesięcy. Ale o planach opowiadał pan dotąd oszczędnie. Co pan chce na kolei zrobić?
Krzysztof Mamiński, prezes PKP SA i dyrektor generalny Grupy PKP: To, czym zajmuje się każdy kolejny prezes PKP, czyli pilnowaniem inwestycji w linie kolejowe, w tabor, w dworce. Ale ja chciałbym także podjąć próbę konsolidacji Grupy PKP. Nie ukrywam, że już nawet rozpoczęliśmy przygotowania do epokowego wydarzenia.
Jakiego?
Do wniesienia gruntów pod torami do PKP PLK (spółka zarządzająca liniami kolejowymi – red). Teraz jest tak, że tory są w gestii PLK, a ziemia pod nimi należy do innej spółki, czyli PKP SA. I dotąd, przez 17 lat, nikt nawet nie spróbował tego zmienić. My chcemy to zrobić i to do końca 2018 r. A może i wcześniej, do połowy przyszłego roku.
Teraz PKP SA ma mniejszościowy udział w PKP PLK.
Tak. Ale to by zmieniło strukturę własnościową. Wniesienie tej ilości gruntów, które posiadamy, spowodowałoby, że PKP SA miałoby znów większościowy pakiet w PKP PLK. To taki powrót do macierzy. Chciałbym po 2018 r., po zakończeniu restrukturyzacji w Przewozach Regionalnych rozpocząć też dyskusję o tym, jak powinny wyglądać szeroko rozumiane przewozy regionalne w Polsce.
Powiem szczerze, że jeśli na koniec swojej kariery w kolejnictwie mógłbym się przyczynić do powstania nowej ustawy o PKP, to by było ładnie. Czy to się uda? Nie wiem. Ale mam takie marzenie.
Co by w tej ustawie mogło być?
Powinna tworzyć to, czego od wielu lat brakuje. Czyli prawo holdingowe. Bo teraz go nie ma. Zresztą nawet bez prawa holdingowego w mojej skromnej ocenie można byłoby stworzyć takie zapisy, które usprawniałyby zarządzanie Grupą. Dla dobra tej grupy, dla dobra klienta. Nie dla władzy. Ja nie mam parcia na władzę. Chcę patrzeć na funkcjonowanie kolei z perspektywy mojego wieloletniego doświadczenia i przygotować strukturę dla mojego następcy.
Jak ta struktura miałaby się zmienić?
Idźmy dalej w marzeniach. Co by było w tym złego, gdyby za kilka lat dzisiejsza Grupa PKP funkcjonowała pod nazwą Holding PKP? On nie musiałby się kierować prawami holdingowymi – bo ich nie ma – ale taka struktura pokazywałaby, która spółka jest gdzie i kto od kogo zależy. Marzy mi się, by w zarządzie takiego holdingu zasiadali prezesi spółek zależnych, czyli PLK, Cargo, Intercity, innych przewoźników. Chodzi o stworzenie takiej unii personalnej, która ułatwiałaby zarządzanie całym tym organizmem. Dlaczego nie? Pomysłów jest wiele, co dzień rodzą się kolejne. Niech dyskusja się toczy. Dzięki niej możemy uniknąć błędów.
I taka struktura sprawi, że będziemy lepiej przygotowani na otwarcie rynku kolejowego w 2020 r?
Jeżeli mamy otwierać rynek, to musimy być silni. U nas zawsze patrzy się tak: liberalizacja oznacza...
Że przyjadą Niemcy i nas wykupią.
Dokładnie. A ja mówię, jak będziemy silni, to nikt nas nie wykupi. Poza tym, dlaczego ci umowni Niemcy mają przyjechać do nas? A może to my pojedziemy do nich? Tylko musimy się dobrze do tego przygotować i zorganizować. Ale liberalizacja nie może być traktowana jako ulica jednokierunkowa, że prowadzi tylko w naszą stronę. Bo na to się nie zgadzam. Jeśli mamy otwierać rynek, do dajmy wszystkim czas na przygotowanie się, a później możemy się zmierzyć. Ale na takich samych warunkach.
Myślę, że najbliższe lata otworzą także rynek wschodni, azjatycki. Oczywiście to się nie zmieni za dzień, miesiąc, ani za rok. Ale rozmowy już trwają i prędzej czy później do tego dojdzie.
Uważam, że przed koleją jest wielka przyszłość. Odpowiadając na pani pierwsze pytanie: to właśnie chcę zrobić w ciągu najbliższych dwóch lat, może dwóch i pół roku. Wtedy minie mi 40 lat pracy na kolei. Myślę, że to będzie dobra cezura. Wtedy będę mógł sobie trochę odpocząć. Może.
A schodząc na z poziomu planów na takie codzienne zarządzanie, wostatnim czasie w PKP SA były zwolnienia dyscyplinarne.
Rzeczywiście były. Nie przewidujemy redukcji etatów jako takiej, co najwyżej niewielkie zmiany organizacyjne. Natomiast rzeczywiście kilka takich zwolnień się odbyło albo jest w trakcie. Stwierdziliśmy w naszej ocenie kilka tak istotnych naruszeń obowiązków pracowniczych, że zadziałaliśmy szybko i zdecydowanie. Bez żadnej taryfy ulgowej. Taka jest dewiza naszego zarządu i moja osobiście.
Czyli to nie jest początek większej fali?
Nie. To nie jest próba zawoalowania większych zwolnień. To są konkretne przypadki, delikatnie mówiąc, niewielkiej dbałości o interes PKP, a bardziej innych osób lub firm. Na miejsce tych osób przyjmiemy kolejne, które zrekrutujemy z rynku. To nie jest czystka, tylko stwierdzone nieprawidłowości. To były zwolnienia z jednoczesnym powiadomieniem prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa.
A jak układają się panu relacje z zarządami podległych spółek? Są plotki, że nie ma między wami chemii.
Chemia nigdy nie była moim ulubionym przedmiotem w szkole. „Chemia” to też zespół, w którym gra były prezes PKP Cargo. Między spółkami nie musi być chemii. Musi być dobra współpraca. My się nie musimy tak naprawdę darzyć sympatią. Mamy wypełniać swoje obowiązki. I tyle. Przynajmniej na razie.
Ale niedawno został odwołany członek zarządu PKP Cargo.
Tak, to prawda. Rozpoczęliśmy procedurę wyłonienia nowego członka zarządu do spraw operacyjnych, w normalnym postępowaniu rekrutacyjnym z zachowaniem wszystkich dotychczasowych zasad. To nie jest tak, że chcieliśmy dla kogoś zwolnić miejsce. Idziemy z otwartą przyłbicą. Całą procedurę przeprowadzi niezależna firma doradcza.
Dlaczego został odwołany?
Tak, jak głosi komunikat, został odwołany bez podania przyczyn. I ta wersja jest komunikowana. Aktualnie jest kolejny tydzień na zwolnieniu lekarskim. Ale jego odwołanie skutkuje natychmiastowo. Świadczenia i zabezpieczenia wynikające z umów o pracę otrzyma, jak wróci ze zwolnienia, a życzę mu dużo zdrowia.
Będą podobne zmiany w PKP Intercity?
Nie przewiduję i uważam, że nie ma takiej potrzeby. Wyniki PKP Intercity są najlepsze od lat. Były problemy z rozstrzyganiem przetargów na modernizację taboru, ale myślę, że to już za nami.
No i jest jeszcze sprawa sprawnego wykorzystania pieniędzy unijnych przez PKP PLK.
Nie odbieram tego jako ironię. Rzeczywiście w 2016 r. było wiele uzasadnionych obaw o wykorzystanie środków unijnych. PKP PLK musiała odrobić lekcje, zostając po godzinach. Trzeba było nadgonić uciekający czas. Dziś są rozstrzygane przetargi, są realizowane projekty. I choć byłoby nadużyciem powiedzieć, że mamy 100-proc. pewność, że wykorzystamy wszystkie pieniądze, to śmiało możemy mówić, że ta pewność jest na poziomie dziewięćdziesięciu kilku procent. Jest duża pozytywna zmiana. Jestem pełen uznania dla determinacji zarządu PKP PLK.
Porozmawiajmy o wspólnym bilecie.
Dobrze.
Idea nie jest nowa, o wspólnym bilecie słyszymy od lat. Skoro do tej pory nie udało się go wprowadzić, to dlaczego teraz miałoby się udać?
To teraz ja mam pytanie: a gdzie w Europie jest wspólny bilet?
W Szwajcarii.
I jeszcze gdzie? No właśnie. I tu jest cisza. Bo o ile mi wiadomo, żaden z krajów wspólnoty tego konceptu nie zrealizował. A dlaczego teraz się w Polsce uda? Bo postanowiliśmy, że go wprowadzimy. Pierwszy raz z tą koncepcją zetknąłem się w Przewozach Regionalnych i tam zobaczyłem, że to jest możliwe. Teraz, kierując grupą, w której jest PKP Intercity i trójmiejska SKM też widzę, że da się to zrobić. Produkt już mamy. 12 września wystartujemy z ofertą wspólnej podróży we wszystkich kasach w Polsce. Po kilku tygodniach również w internecie. To będzie trzech przewoźników, w tym dwóch największych. Z nimi można zjeździć całą Polskę. Mamy też pierwsze sygnały od kolei samorządowych, że chcą się przyłączyć. Jestem więc przekonany, że do końca roku będziemy mieli nie tylko te trzy koleje, ale więcej.
Jestem zwolennikiem poruszania się małymi krokami, ale konsekwentnie. Nie będę ogłaszał, że wystartuję na Księżyc, po czym maszerował w miejscu i zakopywał się po kolana. Chciałbym też zobaczyć, jaka będzie popularność tego produktu. Prawdziwy wspólny bilet będzie wtedy, gdy wszyscy uczestnicy wprowadziliby wspólną taryfę. Dlatego to jest taki problem. Myślę, że o takim prawdziwym wspólnym bilecie będziemy mogli mówić za około dwa lata.
Jest pan entuzjastą budowy kolei dużych prędkości?
Nie jestem hurra-entuzjastą. Chciałbym, żeby pociągi w Polsce jeździły szybciej. Ale jeśli będziemy ograniczać kolej dużych prędkości do terytorium Rzeczpospolitej, to tu będę bardzo sceptyczny. Jeśli to ma mieć sens, to powinno być połączenie z południem czy zachodem Europy. A tu, przynajmniej te kilka lat temu po stronie kolei niemieckich entuzjazmu do połączenia nie było. Czesi raczej tak, ale to też wymaga dalszych prac.
Jeśli byśmy zbudowali linię dużych prędkości, to musielibyśmy kupować za granicy tabor, bo polskiego nie ma.
Tak, to też budzi moje obiekcje. Choć sporo zależy od tego, za ile lat powstałaby linia. Bo jeśli za kilka, to polscy producenci mogliby chcieć podjąć wysiłek zaprojektowania odpowiedniego taboru. Aczkolwiek na pewno łatwiej i szybciej zarówno Pesa, jak i Newag wyprodukowałyby tabor na prędkości 200-230 km/godz., niż na ponad 250 km/godz.