- Na każdym kontynencie jest duża konkurencja, ciężko prowadzić biznes. Nikt tam na nas nie czeka. W Stanach Zjednoczonych zaskoczyła mnie jednak otwartość lokalnych urzędników - mówi money.pl Krzysztof Jabłoński, milioner i prezes firmy KORONA Candles. Dla money.pl opowiada o swojej inwestycji w USA.
Korona Candles to polska firma produkująca świece, jeden z największych producentów w Europie. Korona produkty dostarcza do kilku największych sieci handlowych. Kupując świecę w Ikei, kupuje się właśnie produkt Korony z Wielunia. Podobnie jest z produktami w Tesco czy amerykańskim Wal-Mart. I właśnie ze względu na sprzedaż w Stanach, firma postanowiła otworzyć tam od zera fabrykę świec. Produkcja ruszyła rok temu - w niewielkiej miejscowości w stanie Wirginia.
Jak Jabłoński ocenia amerykański rynek i lokalne wsparcie dla przedsiębiorców? Gdzie lepiej prowadzić biznes, w Polsce czy w Stanach Zjednoczonych? - To jest bardzo trudne pytanie. Rok temu, gdy otwieraliśmy fabrykę w USA, towarzyszyła temu wielka euforia. Dziś jesteśmy bogatsi o nowe doświadczenia i wnioski. Na każdym kontynencie jest ciężko prowadzić biznes, nikt na nas nie czeka. Zarówno w Europie, jak i w Ameryce, jest duża konkurencja - mówi Krzysztof Jabłoński, prezes firmy KORONA Candles.
Jak zaznacza Jabłoński w Stanach Zjednoczonych zdecydowanie łatwiej jest znaleźć pracownika. Jednocześnie prezes przyznaje, że zaskoczyła go otwartość lokalnych urzędników. Jabłoński przyjechał kupić miejsce po zlikwidowanej fabryce i zapewnić pracę ponad stu pracownikom.
- Nie jesteśmy wielkim koncernem, nie obiecywaliśmy ogromnych inwestycji. Mimo to byliśmy dla władz lokalnych partnerem do rozmów. To, co mnie zaskoczyło pozytywnie, po tym jak już zainwestowaliśmy, wciąż otrzymywaliśmy pomoc, mieliśmy stałą opiekę władz. Ich cel jest długoterminowy - tłumaczy Jabłoński.
Lokalny urząd pracy zagwarantował, że szybko znajdzie potencjalnych pracowników wśród zarejestrowanych bezrobotnych i sam ich przeszkoli na potrzeby działalności firmy.
Jak wyjaśnia prezes, urzędnicy zrozumieli również pewne niedociągnięcia przy inwestycji - firmie nie udało się spełnić wymogów, co do dokładnej liczby pracowników, ale przez to nie stracili wcale dofinansowania, które wyniosło w sumie 3 mln dolarów. – Jest zrozumienie, nie ma machania palcem, że źle zrobiliście. Jest rozmowa o tym, kiedy dotrzemy do zadeklarowanego poziomu. To jest partnerstwo, a nie tylko stosunek urzędnik - petent - mówi Jabłoński.