Koncyliacyjny, szukający porozumienia, ale też twardy zawodnik, absolutnie nie w typie brata-łaty - tak Krzysztofa Mamińskiego, nowego szefa PKP, oceniają współpracownicy i eksperci. Kolejarz do szpiku kości, karierę zaczynał od konserwowania sprzętu komputerowego. Dziś stoi na czele grupy zatrudniającej niemal 70 tysięcy osób.
Prezes pali jak smok. - Kiedyś powiedział, że popełnił w życiu błąd i przez parę lat nie palił - opowiada nam jeden z jego współpracowników. Mamiński był częstym bywalcem w palarni w siedzibie Przewozów Regionalnych, gdzie do piątku był prezesem. Bo kiedy dość niespodziewanie został prezesem PKP SA i jednocześnie szefem całej Grupy PKP, z Przewozów odszedł. Teraz urzęduje w siedzibie PKP przy warszawskim Dworcu Zachodnim.
Kim jest Krzysztof Mamiński
Przeciętnemu pasażerowi jego nazwisko nic nie powie. Jednak Krzysztof Mamiński w kręgach kolejowych jest znaną postacią. O tym, że może zmienić stanowisko, plotkowano od dawna. Zaskoczeniem może jednak być to, że stało się to tak szybko.
Do końca zeszłego tygodnia jego głównym zmartwieniem była restrukturyzacja w Przewozach Regionalnych. Należący do marszałków województw przewoźnik półtora roku temu stanął na krawędzi bankructwa. Pomocną dłoń podała Agencja Rozwoju Przemysłu obejmując większościowy pakiet udziałów w zamian za 770 mln zł pomocy publicznej dla spółki. Mamiński został prezesem w kwietniu 2016 r. Plan ratunkowy zaczął działać. Skończyły się spekulacje o upadłości spółki, pojawiły się za to plany kupienia nowego taboru i pierwszy od lat zysk.
Tymczasem w PKP SA doszło do kadrowego trzęsienia ziemi. Całemu czteroosobowemu zarządowi spółki postawiono pod pod koniec tygodnia zarzuty działania na niekorzyść spółki. Zarząd zawarł umowę na zabezpieczenie antyterrorystyczne dworców podczas Światowych Dni Młodzieży z warszawską spółką Sensus Group. Według prokuratury podejrzani ani nie zweryfikowali konieczności podpisania wartej 1,9 mln zł umowy, ani wiarygodności kontrahenta. CBA zatrzymało w związku ze sprawą pięć osób. Godzinę po tym, jak prokurator postawił zarzuty, minister infrastruktury zdymisjonował cały zarząd. Jednocześnie resort infrastruktury poinformował, że nowym prezesem będzie właśnie Mamiński.
- Uruchomienie zmian w Przewozach Regionalnych i dodatni wynik na koniec 2016 potwierdzają, że Krzysztof Mamiński wie, jak zarządzać dużą spółką kolejową - uważa prezes Fundacji ProKolej Jakub Majewski. - I to może dawać nadzieję, że również w PKP sobie poradzi. Z drugiej strony trochę szkoda Przewozów Regionalnych: są w połowie procesu restrukturyzacji i odejście prezesa może nieść ryzyko, że spółka znowu wpadnie w dryf i z ambitnych planów nic nie wyjdzie - ocenia.
Nazwisko Mamińskiego podano do wiadomości w piątek około godz. 17. Jak się dowiedzieliśmy, nowy prezes pojawił się w siedzibie firmy przy Dworcu Zachodnim jeszcze tego samego dnia. W Przewozach Regionalnych natomiast pozostał dwuosobowy zarząd. Rzecznik Przewozów zapewnił w rozmowie z WP money, że ciągłość działania spółki nie jest zagrożona.
Sam za cały zarząd
Zostając prezesem, Mamiński zastąpił jednocześnie cały czteroosobowy zarząd. - Spadło na niego mnóstwo rzeczy naraz i to do zrobienia na cito. Odwołał umówione spotkania i ogarnia to wszystko, co zastał w PKP - mówi nam jeden ze współpracowników prezesa.
Dla Mamińskiego nie jest to pierwsza praca w zarządzie PKP, choć pierwszy raz zaszedł tak wysoko. Na przełomie lat dziewięćdziesiątych i dwutysięcznych był członkiem zarządu odpowiadającym za restrukturyzację i sprawy pracownicze. Jak wspomina ekspert rynku transportowego Adrian Furgalski, to były trudne czasy dla PKP, o wiele gorsze niż obecne. - Był w zarządzie akurat w najtrudniejszym dla kolei czasie. Trwała reforma i restrukturyzacja PKP. To był właściwie ostatni moment, żeby tę reformę przeprowadzić, inaczej kolej po prostu by padła. Cały proces musiał boleć, a Mamiński był w zarządzie od tego, żeby bolał mniej - mówi Furgalski.
W reformie chodziło o reorganizację polskiej kolei: molocha PKP podzielono na spółki, które miały mieć jasno zdefiniowane zadania. Część wyznaczono do prywatyzacji. W tym modelu kolej funkcjonuje do dziś.
Restrukturyzacja wiązała się ze zwolnieniami. I tego niektórzy związkowcy nie mogą wybaczyć Mamińskiemu do dziś. Reprezentował bowiem pracodawcę, czyli tego, który zwalnia. A karierę zrobił właśnie w związku zawodowym. Na kolej trafił w 1980 r., kiedy objął stanowisko konserwatora sprzętu komputerowego w Ośrodku Informatyki Centralnej Dyrekcji Okręgowej Kolei Państwowych w Warszawie. Dziesięć lat później zasiadał już w Komisji Krajowej "Solidarności" i pełnił m.in. funkcję przewodniczącego Sekcji Krajowej Kolejarzy NSZZ "Solidarność" i przewodniczącego Sekretariatu Transportowców związku.
Dlatego jego pojawienie się po drugiej stronie stołu przez część związkowców zostało odebrane jak policzek. Ale prawdą też jest, że mimo ogromnych redukcji, do masowych strajków nie doszło. - To człowiek, który szuka porozumienia. Słucha i jest bardzo dobrym negocjatorem. Ale dał się też poznać jako twardy zawodnik, absolutnie nie jest to typ brata-łaty - mówi Adrian Furgalski.
Tego samego zdania jest inny nasz rozmówca, wolący zachować anonimowość. - To jest pierwszy prezes od czasów Andrzeja Wacha (szef PKP w latach 2004-2010 - red.), który może dać gwarancję, że na kolei będzie spokój, że nie będzie strajku. To na pewno jest silna osobowość i człowiek, który po prostu wie, jak ze związkami rozmawiać - mówi. - Z drugiej strony kojarzy się z kolejarskim betonem, więc rewolucji za jego prezesury na pewno nie ma się co spodziewać - dodaje.
Mamiński jest czwartym prezesem PKP SA w ciągu półtora roku. Po wygranych przez PiS wyborach zrezygnował Jakub Karnowski. Wkrótce fotel prezesa objął Bogusław Kowalski, ale zwolnił się po dwóch dniach w atmosferze oskarżeń o współpracę ze służbami PRL. Następny był Mirosław Pawłowski, zdymisjonowany w piątek.