- Nie dorobisz się, jak będziesz w niedzielę pracować. To psu na budę, diabeł się cieszy - mówił w ubiegłym roku ojciec Tadeusz Rydzyk. W ten sposób krytykował kompromisowy charakter ustawy o zakazie handlu. Mimo to powiązana z duchownym toruńska księgarnia jest otwarta i działa w niedzielę wolną od handlu bez problemu.
O sprawie pisze "NIE". Dziennikarz tygodnika Michał Marszał wybrał się do księgarni przy kościele Maryi Gwiazdy Nowej Ewangelizacji i św. Jana Pawła II w Toruniu. W księgarni działa spółka kontrolowana przez fundację "Nasza Przyszłość", w radzie której zasiada Tadeusz Rydzyk. 11 marca, w pierwszą niedzielę, w której obowiązuje zakaz handlu, lokal był otwarty i prowadził normalną działalność. Nagranie z jego wnętrza Marszał opublikował na Facebooku.
Obok książek, w księgarni do kupienia są też dewocjonalia i toruńskie pierniki - które można potraktować jako produkt regionalny i pamiątkę z tego miasta. A dewocjonalia i pamiątki zakazem handlu objęte nie są. Dodatkowo sama lokalizacja księgarni - obok kościoła - również jest w tym kontekście korzystna. Obiekty kultury, a do takich kościół się zalicza - również są wyłączone spod zakazu.
Dlatego księgarnia może działać normalnie. Mimo to ciekawe są wypowiedzi ojca Rydzyka z ubiegłego roku, kiedy to ustawa o zakazie handlu dopiero powstawała. Toruński duchowny był przeciwnikiem stopniowego wprowadzania wolnych niedziel. Kompromisowe rozwiązania nazwał "kombinowaniem".
- Nie zgadzajmy się na to. Nie dorobisz się, jak będziesz w niedzielę pracować. To psu na budę, diabeł się cieszy - cytował Rydzyka "Super Express" w lipcu ubiegłego roku.
- Kup sobie chleb w sobotę, i co potrzeba, albo w piątek. Do kościoła! Nie kombinować. Ja jestem rozczarowany. Miejcie odwagę iść dalej, nie kombinujcie. Pan Bóg nie błogosławi kombinujących - pouczał duchowny zespół pracujący nad ustawą.
Pierwsza niedziela wolna od handlu dobiega końca. Jak pisaliśmy, otwarte sklepy mogły liczyć na bardzo dobre utargi. Duży ruch był m.in. w Biedronce na Dworcu Centralnym w Warszawie. Natomiast jedna z Żabek w centrum Wrocławia przeżywała istne oblężenie. Ochrona wpuszczała po kilku klientów co kilka minut, bo w środku był taki tłok, że nie dało się normalnie zrobić zakupów.